UWAGA!

Wypadek zmienił mnie na lepsze (Elblążanie z pasją, odcinek 13)

 Elbląg, Andrzej Cieślakowski pomaga personelowi i pacjentom hospicjum
Andrzej Cieślakowski pomaga personelowi i pacjentom hospicjum (fot. dk)

Z zawodu jest budowlańcem. Kiedyś mieszkał w Norwegii, miał wiele planów na przyszłość, pokrzyżował je jednak nieszczęśliwy wypadek. To zmieniło jego życie na… lepsze. Wyciszył się, zaczął pomagać ludziom i doceniać każdą chwilę. Dziś z powodów zdrowotnych przebywa w hospicjum. W wolnych chwilach majsterkuje. Rozmawiamy Andrzejem Cieślakowskim, kolejnym elblążaninem z pasją.

Dominika Kiejdo: - Czym zajmowałeś się przed wypadkiem?
       Andrzej Cieślakowski: - Ostatnio pracowałem w Norwegii przy budowie domów. Po trzech miesiącach przyjechałem na tydzień w odwiedziny do domu. I wtedy miał miejsce wypadek… To było trzy lata temu. Szedłem szosą do domu, do Markus i potrącił mnie samochód. Pamiętam ten moment, jak mnie uderzył. Straciłem przytomność i obudziłem się w nocy na torach w Gronowie Elbląskim.
      
       - Jak to na torach?!
      
- Ci, co mnie potrącili, przenieśli mnie tam, bo chcieli, żeby mnie pociąg przejechał. Ocknąłem się nagle. Zauważyłem, że coś jest nie tak. Całe ciało miałem bezwładne. Nie mogłem się ruszać. Przeczekałem i gdy ktoś rano szedł do pracy, zobaczył mnie i uratował mi życie. W szpitalu potwierdzili, że mam uszkodzony rdzeń kręgowy. Miałem niedowład kończyn dolnych. Góra była zdrowa, ale nie wiadomo było jeszcze, czy będę chodził.
      
       - Przerażająca historia… A jest jakaś iskierka nadziei?
      
- Zawsze jest. Wróciło mi czucie w kolanach. A że w nogach mam metale i śruby, nie mogą mi zrobić rezonansu i nie wiadomo, w jakim stopniu nogi są uszkodzone.
      
       - Jak podniosłeś się psychicznie z tego wypadku?
      
- Psychicznie byłem bardzo mocny. Rodzina i lekarze się dziwili. Myśleli, że zbzikowałem, bo powiedziałem sobie, że choćby nie wiem co i tak będę chodził. Od samego początku walczyłem i nie poddawałem się.
      
       - Twoje życie diametralnie się zmieniło.
      
- Wszystko zmieniło się o 180 stopni, ale ja nie żałuję, bo wcześniej byłem łobuzem. Nie byłem może złym człowiekiem, ale zbłądziłem w życiu. Byłem negatywnie nastawiony do ludzi, stroniłem od nich. Żyłem we własnym świecie. Wypadek mnie zmienił na lepsze. Odkryłem, że ludzie są dobrzy, pomagają sobie wzajemnie, że może być mi z nimi fajnie.
      
       - Obecnie przebywasz w hospicjum. Jak tutaj trafiłeś?
      
- Najpierw trzy i pół miesiąca leżałem na OIOM-ie, później trzy miesiące na chirurgii, później wróciłem do domu. W domu spędziłem sześć miesięcy i nagle zaczęły mi się robić odleżyny. I wtedy moi opiekunowie środowiskowi - pan Marek i pani Jagoda poradzili mi, że najlepiej, jeśli pobędę trochę w hospicjum, ponieważ tutaj leczy się odleżyny. Wtedy byłem jeszcze osobą leżącą. Tutaj nauczyli mnie siadać. Lekarze twierdzili, że będę osobą leżącą do końca życia, jednak czucie w rękach mi wróciło. Teraz siedzę na wózku i śmigam po hospicjum. Spędziłem tu cztery miesiące, zacząłem ćwiczyć, rozciągali mnie, bo wszystko miałem zesztywniałe. Przygotowali mnie do w miarę samodzielnego życia. Potem dwa lata byłem w domu i znów zaczęły mi się robić odleżyny. I teraz znów jestem tutaj.
      
       - Widzę, że czujesz się tutaj jak w domu.
      
- Już za pierwszym razem się zaklimatyzowałem. Bardzo dobrze się tutaj czuję. Jest tu bardzo fajna atmosfera, jak w domu, jak w rodzinie. Jestem wdzięczny za wszystko personelowi hospicjum.
      
       - Nie przeszkadza ci to, że czasami jest smutno, bo ludzie odchodzą?
      
- Właśnie to mnie czegoś nauczyło. Gdy zobaczyłem, że ludzie umierają, zacząłem doceniać życie. Stwierdziłem, że mój problem to żaden problem. Ludzie mają większe problemy. Nie jestem śmiertelnie chory, siedzę tylko na wózku i jakoś sobie radzę. Mogę cieszyć się życiem.
      
       - Rodzina mocno Cię wspiera?

       - Jestem jedynakiem i mam tylko mamę. Mama bardzo mnie wspiera i oczywiście przyjaciele. Ci, którzy zostali. Niektórzy po wypadku zerwali ze mną kontakt, nie odezwali się ani razu. Przyjaciół poznaje się w biedzie.
      
       - Podobno bardzo chętnie pomagasz personelowi w pracy?
      
- Karmię pacjentów. Jak mnie panie proszą, wykonuję jakieś telefony, kseruję. Robię wszystko, o co mnie poproszą. Pielęgnuję kwiatki. Ostatnio składałem regały w piwnicy. Zawsze lubiłem majsterkować, gdzieś grzebać, dłubać. Kiedyś bardzo interesowała mnie mechanika. Do dziś lubię naprawiać sprzęty. Po wypadku zacząłem kleić domki z zapałek. Nie posiadam jednak tych moich okazów, ponieważ zawsze je rozdaję w prezencie. Majsterkowanie bardzo mnie uspokaja, wycisza. Niektórzy mówią, że nie mieliby do tego cierpliwości. Kiedyś lubiłem rysować i malować. Ostatnio tego nie robię. Ostatnio zacząłem uczyć się gry na gitarze. Już mi to nawet bardzo dobrze wychodzi.
      
       - Snujesz jakieś plany na przyszłość?
      
- Nie myślę tak bardzo o tym, co jeszcze przede mną. Jestem zadowolony z siebie, że pomagam ludziom i to mi na razie wystarcza. Rozmawiam z ludźmi, daję im przez to trochę radości. To daje mi satysfakcję. Czuję się potrzebny. A moje życie tym bardziej nabiera sensu, bo jest w nim ta druga połowa. I dzięki temu czuję się szczęśliwy. Cieszy mnie także to, że wkrótce będę miał możliwość uprawiania sportów w klubie Atak. Już nie mogę się doczekać. To otworzy mnie na świat. Na razie robię tylko ćwiczenia ze sztangą.
dk

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama