Na przełomie stycznia i lutego 1945 r. trwały walki o Elbląg. Opowiada o nich Tomasz Gliniecki, autor książek o wojennej historii naszego miasta. O tym, kto był bohaterem, a kto nie. O pamięci niemieckiej i sowieckiej. Okiem żołnierza i cywila. O czasie, gdy runął stary świat, a rodził się nowy.
- Był bohaterem przez 50 lat - od wojny do 1989 r. Później można było sprawdzić, że bohaterem jednak nie był. To nie on prowadził swoje własne czołgi przez Elbląg. Ba, nie ma śladu w dokumentach, by w ogóle jego noga postała w mieście. Dzięki zgromadzonej wiedzy mogę dokładnie powiedzieć kto z uczestników tzw. Rajdu Diaczenki, w którym czołgu siedział, jak się nazywał, gdzie się urodził. To jednak nie mieści się w książce popularnej, pokazuje natomiast skalę badań, jakie przeprowadziłem.
- W Elblągu nadal jest ulica imienia Kapitana Giennadija Lwowicza Diaczenki.
- Moim zdaniem nie powinniśmy jej utrzymywać, bo to jest upamiętnianie i utrzymywanie w przestrzeni publicznej mitu. Jak ktoś chce prywatnie upamiętniać pana Giennadija Lwowicza Diaczenkę może iść i złożyć kwiaty pod pomnikiem żołnierzy sowieckich, którzy mają w Elblągu swój cmentarz. Tam można manifestować przywiązanie do tej wersji historii.
- Z mitami wojennymi rozprawiasz się w swojej najnowszej książce pt. "Walki o Elbląg. Styczeń-luty 1945".
- Książka opowiada o tym, co działo się w Elblągu między 20 stycznia a 12 lutego, dzień za dniem. Z przywołaniem dokumentacji i wspomnień obu stron konfliktu. Dwa elementy potraktowałem mocniej - z jednej strony Rajd Diaczenki, z drugiej zaś bardzo trudny czas związany z zakończeniem walk o miasto. To podsumowanie skupione między 9 a 10 lutego.
Rozprawiam się też z mitem daty zakończenia walk o Elbląg. Właściwa jest 12 lutego, a nie jak przez dziesięciolecia uznawano 10 lutego. Dlaczego? To wyjaśniam w książce.
- Ale to nie jedyne mity.
- Ktoś, kiedyś, w wolnych czasach napisał w Wikipedii, że Sołżenicyn został aresztowany w Elblągu w lutym 1945 r. I z tym też się rozprawiam. Poprzez rzeczywistą dokumentację Sołżenicyna i jego kolegów z jednostki odtwarzam to, co działo się w tych dniach, kiedy miał być aresztowany. Na tej podstawie chcę powiedzieć elblążanom, czy ta opowieść jest prawdziwa czy jest mitem. Zapraszam na wtorkowe (26 stycznia godz. 17) spotkanie w Bibliotece Elbląskiej, które będzie miało charakter dyskusyjny. Historia jest bowiem kartą otwartą. Znalazłem mnóstwo dokumentów, które zmieniają nasze postrzeganie wojny, ale może ktoś wejdzie jeszcze dalej.
- Przekopałeś tony dokumentów.
- Teraz możemy wiedzieć więcej o historii wojennej, ale wiedza ta jest głęboko schowana w archiwach. Przez lata kopię w archiwach moskiewskich. To trudna i żmudna robota. Dotarłem na przykład do olbrzymiego zbioru dokumentacji personalnej. Przejrzałem 100 tysięcy dokumentów, wybrałem z nich 20 tysięcy dotyczących żołnierzy, którzy walczyli o Elbląg i okolicę. 200 spośród nich dostało ordery za sytuacje związane z rajdem z 23 stycznia 1945 r. I to na bazie tej dokumentacji w dużej mierze można odtworzyć to, co się wydarzyło.
- Czy taki dostęp do informacji sprawia, że możemy powiedzieć „rozprawiliśmy się z historią”?
- Rozprawiliśmy się z historią, ale nie rozprawiliśmy się pamięcią wojenną. Przechyliło się wahadło, bo nie poznaliśmy pamięci sowieckiej. Poznaliśmy tylko to, co mieliśmy poznać, czyli historię propagandową, trochę zafałszowaną. Natomiast dotarło do nas bardzo dużo elementów związanych z pamięcią niemiecką. Dość chętnie złapaliśmy narrację, że wszystko, co złe było zrobione przez sowietów, a przecież wojna ma charakter bardziej skomplikowany. W 1945 r. wojna przyszła do domów tych, którzy tę wojnę kilka lat wcześniej zaczęli. Przechodzenie od bycia katem do pozycji ofiary jest czasami bardzo płynne i taka jest niemiecka narracja wojny. Chętniej opowiada o swoich krzywdach, niż o winach.
Aż do maja 1945 r. będzie się pojawiało to, że Niemcy zostali wypędzeni z domów, że uciekali, że zimą przechodzili przez Zalew Wiślany. Jednak nie pokaże się obok zdanie, że przechodzili obok obozu koncentracyjnego Stutthof. A w nim przez 5 lat ginęli ludzie za to, że byli Polakami, Żydami, Rosjanami.
Wielowątkowość wojny to też element mojej książki, która zbija dwie pamięci o tej samej wojnie, czyli rosyjską i niemiecką. Mam nadzieję, że pokazuje punkt środkowy.
- Dla kogo ta historia?
- Książka jest dla zwykłego elblążanina. Pokazuję w niej dzień za dniem, jak zdobywano i broniono Elbląg. Ale chciałem pokazać różnorodność wojny więc jest ona przedstawiona oczami żołnierzy, ale i kobiet, które były pohańbione gwałtami. Jest pokazana wojna trudna, całe jej zło, które przyszło z 1945 r., ale ciągle z przypomnieniem, że ktoś wcześniej rozpętał to piekło.
Książka do wygrania w naszym konkursie.