UWAGA!

Do sprzątania najlepsze jest disco polo

 Elbląg, Krystyna Gruszczyńska
Krystyna Gruszczyńska (fot. Anna Dembińska)

Mówi, że Cantata to najlepsze, co ją spotkało. Tu odnalazła swoją pasję, tu poznała wspaniałych ludzi. Lubi disco-polo, śpiewa na przystanku, a po próbie czuje się pięć kilo lżejsza. Rozmawiamy z kolejną chórzystką Cantaty Krystyną Gruszczyńską.

- Dominika Kiejdo: Życie Pani nie rozpieszczało... Ma Pani niepełnosprawną córkę. Czy Cantata to lek, rodzaj ucieczki od problemów?
       - Krystyna Gruszczyńska: - Cantata to najlepsze, co mnie spotkało. Każdy jest czymś obarczony, ja mam córkę z porażeniem mózgowym. Marta ma dziś ma 21 lat, jest fantastyczną, ciepłą młodą osobą. Uważam, że każdy powinien mieć coś tylko dla siebie. I ja czegoś takiego szukałam, a że nie lubię się pocić na siłowni, śpiewam w Cantacie. I wracam wtedy pozytywnie naładowana do domu i mogę dalej działać. Tak, zdecydowanie chór to lek na przykre sytuacje, które stają nam w życiu na drodze.
      
       - Rodzina jest pewnie z Pani dumna...

       - Rodzina mnie bardzo wspiera, córka wertuje moje nuty i patrzy, co nowego śpiewamy. Mąż zabiera ją na nasze koncerty i jestem pewna, że jak widzi mnie śpiewającą, jest ze mnie dumna, bo ja jestem z niej bardzo dumna.
      
       - Nie było Pani łatwo wychowywać niepełnosprawne dziecko...
       - Na początku było trudno, ale trzeba było się otrząsnąć i wziąć się do roboty. Mam fantastycznego męża, który mnie wspiera, mam drugie dziecko, 15-letniego Huberta. Wspieramy się wszyscy razem. Nawet gdy Marta była mała, zawsze starałam się mieć czas tylko dla siebie, bo to jest ważne. Teraz tę niszę wypełnia chór. Po zajęciach z chóru, szczególnie po emisji głosu wracam do domu zupełnie inna. Czuję się, jakbym była pięć kg lżejsza. Moja koleżanka mnie pyta, co to za emisja głosu, że ty tam chudniesz? A ja jej na to, że to nie chodzi o to, że chudnę, ale o to, że jestem po prostu pozytywnie naładowana.
      
       - I zawsze chce się Pani iść na próbę?
       - Są takie dni, gdy jest zimno i brzydko na dworze i mi się po prostu nie chce, ale mój mąż mówi do mnie wtedy: „No Krynia, ja ci nawet samochód z garażu wyprowadziłem, no jedź!” Czyli moi bliscy też zauważyli, że wracam do domu inna. Ważne jest, by mieć tych kilka minut tylko dla siebie.
      
       - To chyba nie tylko kwestia śpiewania, siły dodają także ludzie, którzy budują zespół.

       - Zgadza się. Ludzie z Cantaty są otwarci i przyjaźni. Nie ma tam żadnego zakłamania, nie ma żadnej rywalizacji. Zespół przyjmuje nowe osoby z wielką otwartością. Wstępując do chóru, nie czułam się obco. Zostałam przyjęta jak swoja. Jest takie powiedzenie: „Otaczaj się ludźmi, przy których nie musisz spinać tyłka i wciągać brzucha” i w Cantacie to powiedzenie bardzo dobrze się sprawdza.
      
       - Na początku miała Pani też trudne momenty. Została Pani w chórze dzięki wsparciu innych chórzystów.

       - Miałam taki moment, kiedy myślałam: „kurczę, ja chyba nie potrafię śpiewać”, myślałam, że nie dam rady. I wtedy rozdzwoniły się telefony od chórzystek, które znały mnie wtedy może miesiąc, dwa... Zadzwoniły, by podnieść mnie na duchu, a jedna z nich zaprosiła mnie do siebie, prześpiewałyśmy razem repertuar, poćwiczyłyśmy trochę. Fajne jest to, że nikt w Cantacie nie zostaje sam ze swoim problemem, że otrzymuje wsparcie.
      
       - A jak trafiła Pani do Cantaty?

       - Prozaicznie. Był nabór, więc poszłam. A że cierpiałam wtedy wewnętrznie, szukałam pewnej niszy, by zapełnić odrobinę czasu, która mi została. Poszłam na przesłuchanie i zostałam już na pierwszej próbie. Śpiewam w Cantacie pół roku.
      
       - Wcześniej miała Pani coś do czynienia ze śpiewem?

       - Przed naszą rozmową zastanawiałam się, co odpowiem na to pytanie. Nie mam wykształcenia muzycznego, nikt w mojej rodzinie nie miał do czynienia z muzyką. W szkole średniej należałam do szkolnego chóru. Właściwie byłam zmuszana do chodzenia na chór. Jak zdarzyło mi się nie pójść, moja mama była wzywana do szkoły. I wtedy mama uprosiła mnie, bym chodziła na te próby, bo już nie chce być wzywana do szkoły. No i tak, chcąc nie chcąc, zostałam w chórze. Potem długo nie miałam do czynienia ze śpiewaniem. Choć oczywiście zdarzało się, że sobie podśpiewywałam pod nosem (śmiech).
      
       - A w jakich sytuacjach śpiewa Pani najczęściej?

       - Najczęściej robię to bezwiednie. Ostatnio złapałam się na tym, że podśpiewywałam sobie na przystanku. Śpiewałam utwór „Pater Noster”. A tu ludzie stoją obok i patrzą na mnie... (śmiech).
      
       - Zwraca Pani uwagę na publiczność?

       - Raczej jestem skupiona na dyrygentce, na publiczność patrzę dopiero wtedy, gdy słyszę oklaski czyli po odśpiewanym utworze.
      
       - Zawsze pytam chórzystów o ich ulubioną chwilę w Cantacie. Ma Pani taką?

       - Najlepiej wspominam koncert dla Pauliny Hebel. Jak tylko dowiedzieliśmy się, że Paulina jest chora, od razu wiedzieliśmy, że musimy dać koncert. To było takie spontaniczne. Bardzo przeżyłam także nasze śpiewanie na gdańskiej starówce (byliśmy w Gdańsku z okazji konkursu). Zaczęliśmy spontanicznie śpiewać wtedy na tej starówce. I nagle stanął wokół nas tłum ludzi, zaczął nas nagrywać i pytać, skąd jesteśmy.
      
       - Chciałaby Pani zaśpiewać solówkę?

       - Może za jakieś 10 lat...(śmiech)
      
       - Brakuje Pani odwagi?
       - Nie, to nie jest kwestia odwagi. Uważam, że powinno się spróbować czegoś nowego, trzeba dać sobie szansę. Chodzi mi raczej o warsztat muzyczny, o rozśpiewanie. Ja jeszcze do końca nie poznałam siebie, jeśli chodzi o śpiewanie, cały czas się uczę.
      
       - A jaką muzykę Pani lubi?

       - Nie mam sprecyzowanego gustu muzycznego. Słucham wszystkiego. I pewnie zaskoczę niektórych, gdy powiem, że najlepiej mi się sprząta przy disco polo. Do sprzątania jest to muzyka rewelacyjna. Ściera sama chodzi, a mop tańczy (śmiech). Bardzo lubię słuchać The Piano Guys. Jest to zespół, który muzykę klasyczną przerabia na nowoczesną.
      
       - Śpiewa Pani w domu?

       - Często śpiewam w domu utwory, które akurat mamy w repertuarze, a jest ich naprawdę sporo. Mam słuchawki na uszach, osłuchuje się i śpiewam. A mąż wchodzi wtedy do pokoju i mówi: „O Boże, a ona znowu!” (śmiech), więc zamykam się wtedy w pokoju i po prostu śpiewam dalej.

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama