UWAGA!

Tanecznym krokiem przez świat (Podróże małe i duże, odc. 5)

 Elbląg, Anna i Jarosław Kraińscy
Anna i Jarosław Kraińscy (fot. Mchał Skroboszewski)

Podróżują z trzech powodów: aby wystartować w turniejach tanecznych, aby poznać odmienne kultury i aby wypocząć. Dłuższe wojaże zaczęli o karawaningu. Anna i Jarosław Kraińscy są małżeństwem, które zapewnia, że należy posmakować danego kraju i nie bać się. Zobacz zdjęcia z wypraw.

- Od ponad 25 lat jesteście małżeństwem, a od 10 lat parą taneczną.
       Jarosław: -Tak! Nasza przygoda z tańcem towarzyskim zaczęła się 10 lat temu, lecz dopiero od roku jesteśmy parą sportową. Efektem tego są starty na międzynarodowych turniejach. Często odbywają się one w miastach o bogatej historii. Dla nas jest to również okazja, aby je poznać. Dzięki temu, w ciągu ostatniego roku, odwiedziliśmy między innymi Wiedeń, Pragę, Drezno czy włoskie Rimini. Ponadto w niektórych miastach turnieje odbywają się w obiektach historycznych (często niedostępnych dla przeciętnego turysty). Przykładem może być piękna sala balowa w wiedeńskim ratuszu, sala w Wuppertalu czy sala w praskiej Lucernie, która znajduje się 4 kondygnacje pod ziemią i robi niesamowite wrażenie. W tym roku przed nami jeszcze odwiedziny w Graz w Austrii, Stuttgarcie w Niemczech, Paryżu i Rydze.
      
       - Tańcząc, występując, macie okazję zwiedzić trochę świata. Jednak to tylko jedna kategoria waszych podróży.

       Jarosław: - Nasze podróże rozpoczęły się od Paryża, miasta zakochanych, a było to prawie 20 lat temu. Olbrzymi szok – pasaże handlowe, zabytki, kultura. Pamiętam, że nie mogliśmy się nadziwić, że z kranu płynie błękitna woda (śmiech).
       Anna: - Natomiast dłuższe podróże zaczęliśmy o karawaningu. Posiadając trójkę małych dzieci był to jedyny sposób spędzenia w miarę niedrogich wakacji z całą rodziną. Po prostu do samochodu był przyczepiony dom na kółkach, z kuchnią, łazienką i sypialniami. Naszą pierwszą zagraniczna podróżą z przyczepą kempingową była miesięczna wyprawa przez Czechy, Austrię (przedzieraliśmy się przez Alpy), Włochy, Słowenię, aż do Dubrownika w Chorwacji.
       Jarosław: - Karawaning jest stosunkowo tanim rozwiązaniem. Wtedy nie mieliśmy miejsca, w którym w okresie zimowym moglibyśmy trzymać przyczepę. Dlatego, gdy zaczynał się sezon kupowaliśmy używaną przyczepę, przeprowadzaliśmy renowację, doposażyliśmy w niezbędne sprzęty. Gdy sezon się kończył, sprzedawaliśmy ją. Pierwsza nasza przyczepa to słynna polska N-ka. Aby po podróży położyć się spać i rozłożyć łóżka, trzeba było najpierw wszystko z niej wynieść, ale dawaliśmy radę. Do dzisiaj wspominamy miny turystów zagranicznych na jednym z pól kempingowych, gdy z naszej przyczepy rano "wysypywało się" pięć osób (śmiech).
       Anna: - Dzięki przyczepie zaoszczędzaliśmy sporo pieniędzy, które powinniśmy przeznaczyć na nocleg. Zaoszczędzaliśmy również czas, nie musieliśmy dojeżdżać do hoteli. Często było tak, że gdzie stanęliśmy, tam spaliśmy.
       Jarosław: - Czasem parkowaliśmy naprawdę w dziwnych miejscach. Kiedyś rano obudziliśmy się przed bramą cmentarza, innym razem w otoczeniu gór (śmiech). Pamiętam, jak pojechaliśmy do Chorwacji. Było to ok. 2 lata po wojnie, po drodze mijaliśmy przestrzelone znaki drogowe, spalone domy. Szukaliśmy bezpiecznego miejsca. Stwierdziliśmy, że zatrzymamy się przy stacji benzynowej. Jednak o godz. 22 zgasło światło, pracownicy odjechali, zostaliśmy sami na pustej drodze. Byłem przerażony i nie do końca pewny, czy w tym kraju wszyscy złożyli broń. Przez całą noc nie zmrużyłem oka.
       Anna: - Gdy nasze dzieci były starsze, zaczęliśmy szukać innych kierunków. W międzyczasie pojawiły się też tanie linie lotnicze. Dzięki nim poznawaliśmy Grecję, Tunezję czy Egipt.
      
       - Jakie kraje najbardziej was urzekły?
       Jarosław: - Mnie urzekła Kenia i Tanzania. Przez pierwsze trzy dni podróży po sawannie nie wypuszczałem aparatu fotograficznego z ręki. Robiłem masę zdjęć każdemu napotkanemu zwierzęciu. Dopiero po kilku dniach zacząłem pochłaniać otaczający mnie cudny świat, stałem się jego częścią (śmiech).
       Anna: - Pamiętam wizytę w wiosce Masajów. W lepiance z gliny i bydlęcego łajna była jedynie miska, z której jedzą i koc na chłodne noce. Rodziło się pytanie: „Po co my otaczamy się taką ilością zbędnych przedmiotów?”.
       Jarosław: - W tej wiosce Masajki otoczyły moją żonę (śmiech). Oglądały z bliska jej długie włosy i przykładały do swoich głów (śmiech). Była to niewątpliwie podróż z wieloma przygodami. Termin wycieczki zbiegł się z etnicznymi zamieszkami. Media podawały informacje o walkach w kraju i wylot wiązał się z ogromnym ryzykiem, choć miejscowi rezydenci zapewniali, że nie dotyczy to naszej trasy wycieczki. Być może dlatego nasz samolot był zapewniony tylko w 20%, pilot przy starcie kazał się przesiadać na tył samolotu a przy lądowaniu na jego przód (śmiech). Gdy mieliśmy już lądować, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem jedynie płonące ogniska. Pomyślałam: „ Wojna! Gdzie ja zabrałam swoją żonę?” (śmiech). Okazało się, że na obrzeżach miast nie ma elektryczności, a ogień jest jedynym źródłem światła.
       Anna: - Hotel, który normalnie mógłby przyjąć ok. 1000 osób, gościł wówczas 50 turystów (śmiech).
       Jarosław: Jeśli chodzi o atrakcje kulturowe – najbardziej zaskoczył mnie Meksyk i Indie. Niesamowita kultura i historia mieszkańców tych regionów. Inna rzeczą jest olbrzymia tolerancja religijna w wielu odwiedzanych krajach – to jest na prawdę piękne. Na Sri Lance spotkaliśmy skrzyżowanie ulic, na którym z jednej strony był posąg Buddy, a z drugiej krzyż z wizerunkiem Jezusa Chrystusa. Uwielbiam również Azję – nie tylko jej różnorodną kulturę, ale przede wszystkim jej kolory, smaki i zapachy.
       Anna: - Lubimy oczywiście także czasem poleniuchować. Znajdujemy wtedy piękne, puste plaże, które są położone z dala od głośnych kurortów.
      
       - Tyle podróży, to za pewno dużo zabawnych anegdot.

       Jarosław: - Osoby interesujące się Azją pewnie słyszał o charakterystycznym dla tego regionu owocu – durianie. Wielkością przypomina owalnego arbuza, jest zielony, a jego skóra pokryta jest kolcami. W środku znajduje się kilka kieszonek, wypełnionych miąższem o konsystencji budyniu. Niestety, po otwarciu wydobywa się z niego woń, która przypomina tę z instancji kanalizacyjnej. Smak samego miąższu jest mieszanką wanilii i gruszki. W Tajlandii zabronione jest wnoszenie tego owocu do hoteli i środków komunikacji miejskiej. Próbowaliśmy go również podczas ostatniej podróży, można sobie tylko wyobrazić, co człowiek czuje, gdy się po jedzeniu „odbija”(śmiech).
      
       - Jakich rad udzielilibyście innym?
       Anna: - Pakując się należy pamiętać, aby zabrać o połowę mniej rzeczy, a zabrać dwa razy więcej pieniędzy. W podróży chodzi o to, aby nie bać się i próbować smaków odwiedzanego kraju. Owoce, które są importowane do Polski smakują zupełnie inaczej. Dlatego polecam kosztować lokalnej kuchni.
       Jarosław: - Nawet jeśli są to owady czy ich larwy (śmiech). Ważne jest, aby podróż planować długo przed wyjazdem, mamy większą szansę na kupno wycieczki w atrakcyjnej cenie lub czas na wyszukanie tanich biletów lotniczych. Pamiętajmy też o tym, że za granicą zawsze w razie problemów możemy liczyć na pomoc konsula. My dwukrotnie korzystaliśmy z jego pomocy.
      
       - Jakie kraje jeszcze przed wami?

       Anna: - Jest jeszcze wiele kierunków wartych odwiedzenia, chcielibyśmy zobaczyć Wietnam, Birmę i Japonię.
       Jarosław: - Kusi nas bardzo Ameryka Południowa: Wenezuela, Brazylia, Argentyna. Nie odwiedziliśmy jeszcze Stanów Zjednoczonych.
      
       - Życzę powodzenia!

       Jarosław: - Dziękujemy!
      
Anna Kaniewska

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama