Idąc do pracy muszę przechodzić ul. Żeromskiego – pisze ob. St. M. z Elbląga. – Pewnego dnia koło Szpitala Miejskiego spadła na moją czapkę mała „bombka”, informował Głos Elbląga z 23 stycznia 1959 r.
Nie, nie była to śniegowa kula. Miała ona bowiem charakterystyczny wygląd. Przechodnie uśmiechając się ironicznie spoglądali na moją czapkę. Nie mieli wątpliwości co do jej pochodzenia. Spadła ona z drzew otaczających Szpital Miejski, gdzie ulokował swoją siedzibę, liczny ród gawronów i wron…
…Byłem w mundurze, sytuacja była więc tym bardziej komiczna dla otoczenia, a upokarzająca i przykra dla mnie. Żołnierzowi nie wolno zdjąć czapki na ulicy. Zawróciłem więc i pomaszerowałem śpiesznie do domu. Takie „bombki” często spadają z drzew przy szpitalu na głowę przechodniów.
Nie jest to więc jedyny wypadek, który można by zbyć wesołym uśmieszkiem. Takie przygody nie należą do przyjemności i obowiązkiem władz miejskich jest zlikwidować siedlisko wron sprawiających tak nieprzyjemne niespodzianki.
…Byłem w mundurze, sytuacja była więc tym bardziej komiczna dla otoczenia, a upokarzająca i przykra dla mnie. Żołnierzowi nie wolno zdjąć czapki na ulicy. Zawróciłem więc i pomaszerowałem śpiesznie do domu. Takie „bombki” często spadają z drzew przy szpitalu na głowę przechodniów.
Nie jest to więc jedyny wypadek, który można by zbyć wesołym uśmieszkiem. Takie przygody nie należą do przyjemności i obowiązkiem władz miejskich jest zlikwidować siedlisko wron sprawiających tak nieprzyjemne niespodzianki.
oprac. Olaf B.