Panna Kasia Kuźmińska jest sprzedawczynią rozmaitych kanapek i słodyczy w kiosku na stacji kolejowej w Elblągu, informował Dziennik Bałtycki z 15 lipca 1958 r.
Kiosk, obsługiwany przez tą sympatyczną i liczącą dopiero 22 lata panienkę, znajduje się na peronie drugim, tętniącym przez cały dzień ożywionym ruchem pasażerskim.
- Jak pani się czuje, czy klienci mocno dokuczają?
- Nie powiem. Czasem denerwują się, że kanapki, piwo i wody gazowe są u nas droższe niż w sklepach. Niekiedy klient taki „odkuwa się” w ten sposób, że nie zwraca butelki. Przeważnie jednak pasażerowie są w dobrych humorach i krytykując ceny, robią to dość dowcipnie.
- Tęskni pani chyba za plażą, lub wolnym wieczorem, a tu widzę ma pani pełne ręce roboty, bez możliwości szerszego oddechu.
- O nie – śmieje się panna Kasia – robota umila mi czas, a klienci, szczególnie młodzież, nie szczędzą mi żartów. Zresztą pracuję na zmianę i po każdych pięciu dniach przedpołudniowej sprzedaży, następne pięć po południu należy do mnie.
- A zarobki?
- Nie mogę narzekać. Mam 15% od obrotu. Na pończoszki zarobię – odpowiada mi z kokieterią panna Kasia.
Nadchodzi pociąg, przerywamy więc rozmowę, tym bardziej, że tłum wycieczkowiczów obległ już wózek ze słodyczami i – korzystając z kilkuminutowej przerwy w podróży – zarzucił moją miłą rozmówczynię szeregiem zaspokajanych w lot żądań.
- Jak pani się czuje, czy klienci mocno dokuczają?
- Nie powiem. Czasem denerwują się, że kanapki, piwo i wody gazowe są u nas droższe niż w sklepach. Niekiedy klient taki „odkuwa się” w ten sposób, że nie zwraca butelki. Przeważnie jednak pasażerowie są w dobrych humorach i krytykując ceny, robią to dość dowcipnie.
- Tęskni pani chyba za plażą, lub wolnym wieczorem, a tu widzę ma pani pełne ręce roboty, bez możliwości szerszego oddechu.
- O nie – śmieje się panna Kasia – robota umila mi czas, a klienci, szczególnie młodzież, nie szczędzą mi żartów. Zresztą pracuję na zmianę i po każdych pięciu dniach przedpołudniowej sprzedaży, następne pięć po południu należy do mnie.
- A zarobki?
- Nie mogę narzekać. Mam 15% od obrotu. Na pończoszki zarobię – odpowiada mi z kokieterią panna Kasia.
Nadchodzi pociąg, przerywamy więc rozmowę, tym bardziej, że tłum wycieczkowiczów obległ już wózek ze słodyczami i – korzystając z kilkuminutowej przerwy w podróży – zarzucił moją miłą rozmówczynię szeregiem zaspokajanych w lot żądań.
oprac. Olaf B.