Powiedzenie „prędzej zajdziesz pieszo, niż dojedziesz tramwajem elbląskim” ma swoje uzasadnienie, informował Dziennik Bałtycki z 4 kwietnia 1956 r.
To fakt, o którym pisano już dużo, to mól, który gryzie nas, pasażerów elbląskich tramwajów. Z tym walczymy, podpowiadamy dyrekcji MPGK różne możliwe formy poprawy sytuacji, krytykujemy, prosimy, a to wszystko – jak grochem o ścianę.
Wlecze się taka „krowa” np. z Placu Słowiańskiego do dworca prawie pół godziny (pieszo można zajść w 15 min.). Czeka na każdej mijance, rozwija prędkość nie większą niż 5 m na godz., na przystankach stoi tak długo, że mogłoby wsiąść nie wiadomo ile osób. W Warszawie lub Łodzi wsiada i wysiada grubo więcej, a tramwaj tam stoi krócej niż w Elblągu.
Oskarżenie tym razem rzucam na motorniczych, oni to bowiem ponoszą największą winę za ślamazarną jazdę tramwajem.
Np. jechałem 27 ub. m. na dworzec o godz. 20 tramwajem linii nr 1 (wóz nr 28). Na skrzyżowaniu szyn przy ul. Świętojańskiej i Rokossowskiego motorniczy przystanął, aby przesunąć zwrotnicę. Z tramwaju wyskoczyła młoda blondynka, chwyciła za żelazny pręt, służący do przekładania szyn i próbowała uporać się z bądź co bądź trudnym mechanizmem. Tramwaj sobie stał, a motorniczy przyglądał się i czekał, kiedy ta grzeczna do przesady pasażerka – wyręczy go. Wreszcie stwierdził, że kobieta nie może sobie poradzić, wyszedł sam i „wajchę” przełożył.
A więc pytam: po co ta strata czasu?
Dlaczego obsługa tramwaju wykazuje tak mało poczucia obowiązku i odpowiedzialności?
Wlecze się taka „krowa” np. z Placu Słowiańskiego do dworca prawie pół godziny (pieszo można zajść w 15 min.). Czeka na każdej mijance, rozwija prędkość nie większą niż 5 m na godz., na przystankach stoi tak długo, że mogłoby wsiąść nie wiadomo ile osób. W Warszawie lub Łodzi wsiada i wysiada grubo więcej, a tramwaj tam stoi krócej niż w Elblągu.
Oskarżenie tym razem rzucam na motorniczych, oni to bowiem ponoszą największą winę za ślamazarną jazdę tramwajem.
Np. jechałem 27 ub. m. na dworzec o godz. 20 tramwajem linii nr 1 (wóz nr 28). Na skrzyżowaniu szyn przy ul. Świętojańskiej i Rokossowskiego motorniczy przystanął, aby przesunąć zwrotnicę. Z tramwaju wyskoczyła młoda blondynka, chwyciła za żelazny pręt, służący do przekładania szyn i próbowała uporać się z bądź co bądź trudnym mechanizmem. Tramwaj sobie stał, a motorniczy przyglądał się i czekał, kiedy ta grzeczna do przesady pasażerka – wyręczy go. Wreszcie stwierdził, że kobieta nie może sobie poradzić, wyszedł sam i „wajchę” przełożył.
A więc pytam: po co ta strata czasu?
Dlaczego obsługa tramwaju wykazuje tak mało poczucia obowiązku i odpowiedzialności?
oprac. Olaf B.