Prawdziwego rybaka siedzącego z wędką nad wodą cechuje spokój, grzeczność i cierpliwość. Ale tego, którego widziałem w Elblągu przed kilkoma dniami łowiącego z mostu przy „Żegludze”, nie można zaliczyć do prawdziwych rybaków – amatorów, informował Dziennik Bałtycki z 20 września 1957 r.
Na oko nie różnił się od innych. Tak samo wyczekiwał momentu, kiedy ryba trąci haczyk, tak samo jak inni zakładał robaczki i znów czekał. Ale ilekroć na zarzuconą przynętę złakomiła się jakaś drobna rybka, ten pseudo – rybak wyciągał ją, wyrywał jej haczyk z pyszczka i… żywą rybkę rozbijał o most.
Dlaczego to robił, nie wiem. Może był pijany, a może żal mu było robaczka, którego rybka zjadła, mimo że sama była za mała, aby można było włożyć ją do siatki. W każdym razie siedzący obok niego inni wędkarze powinni byli wypędzić takiego „rybaka” i pozbawić go prawa dalszego łowienia, jeśli je w ogóle posiadał.
Przecież jeszcze w tym miesiącu na konferencji w Krakowie znowu wyraźnie podkreślono konieczność stałej opieki nad rybostanem, który jest niszczony w świadomy i nieświadomy sposób. A tu właśnie mieliśmy przed sobą świadomego niszczyciela ryb.
Dlaczego to robił, nie wiem. Może był pijany, a może żal mu było robaczka, którego rybka zjadła, mimo że sama była za mała, aby można było włożyć ją do siatki. W każdym razie siedzący obok niego inni wędkarze powinni byli wypędzić takiego „rybaka” i pozbawić go prawa dalszego łowienia, jeśli je w ogóle posiadał.
Przecież jeszcze w tym miesiącu na konferencji w Krakowie znowu wyraźnie podkreślono konieczność stałej opieki nad rybostanem, który jest niszczony w świadomy i nieświadomy sposób. A tu właśnie mieliśmy przed sobą świadomego niszczyciela ryb.
oprac. Olaf B.