W sobotę po południu w Nadbrzeżu uroczyście otwarto oczyszczony i pogłębiony basen portowy. Na uroczystość stawili się licznie elbląscy żeglarze oraz kilku urzędników samorządowych różnego szczebla. Reaktywacja tego portu to istotny krok do przodu w rozwoju żeglarstwa na Zalewie Wiślanym. Zobacz więcej zdjęć z Nadbrzeża.
W odległości kilkunastu minut jazdy samochodem od miasta, elbląski Jachtklub ma teraz swoją letnią bazę, uniezależniając sie od problemów związanych z pokonywaniem mostu w Nowakowie. Napotkani w Nadbrzeżu żeglarze mówili, że teraz mają sens nawet popołudniowe wypady na Zalew.
Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że inicjatywa reaktywacji portu w Nadbrzeżu i przygotowania go do potrzeb yachtingu wypłynęła od działaczy elbląskiego klubu. Oni też podjęli ciężar pokonania wszystkich formalności i przede wszystkim zdobycia środków finansowych na wykonanie odpowiednich prac w basenie portowym. Zajęło to kilka lat, ale w końcu elbląscy żeglarze mają swoją wymarzoną przystań, która niesłychanie ułatwi im korzystanie ze swoich łodzi. Chwała tym wszystkim, którzy nie przestraszyli się licznych trudności i przywrócili do życia zarastający trzciną port.
Nie ma jednak co ukrywać, że obecnie Nadbrzeże w niczym nie przypomina marin jakie można podziwiać w Danii, Szwecji czy chociażby Chorwacji. Poza możliwością zacumowania, dostępem do bieżącej wody i czterema „tojtojami” właściciele jachtów nie mogą liczyć na nic więcej. Żeglarze z elbląskiego Jachtklubu z dumą (i słusznie) podkreślają, że gdyby nie ich działacze, to nawet tego by nie mieli.
Trudno się oprzeć refleksji, że całe to przedsięwzięcie powinno zostać przeprowadzone przez instytucje odpowiedzialne w naszym kraju za prawidłowe funkcjonowanie dróg wodnych oraz rozwój turystyki w naszym regionie. Mam wrażenie, że odpowiedni urzędnicy wolą zajmować się ideą przekopu przez Mierzeję, niż żmudną pracą nad budowaniem infrastruktury turystycznej nad Zalewem. Okrutna prawda jest taka, że nawet dwa przekopy nie zachęcą żeglarzy z kraju i ze świata do wpływania na akwen, gdzie w portach jedyną atrakcją jest hydrant z zimną wodą. No chyba, że tzw. odnośne władze czekają aż żeglarze znowu wezmą sprawy w swoje ręce.
Nasz region aż się prosi o kompleksowy program rozwoju turystyki, w którym znajdą się zarówno ścieżki rowerowe, jak i mariny z prawdziwego zdarzenia. Tego zadania nie udźwigną najbardziej nawet zaangażowani społecznicy z różnego rodzaju klubów. Na razie jednak cała para idzie w ... przekop. Wielkie, chociaż nierealne i pozbawione większego sensu projekty zawsze lepiej sprzedadzą się w mediach niż budowanie jakichś parkingów, natrysków czy toalet.
Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że inicjatywa reaktywacji portu w Nadbrzeżu i przygotowania go do potrzeb yachtingu wypłynęła od działaczy elbląskiego klubu. Oni też podjęli ciężar pokonania wszystkich formalności i przede wszystkim zdobycia środków finansowych na wykonanie odpowiednich prac w basenie portowym. Zajęło to kilka lat, ale w końcu elbląscy żeglarze mają swoją wymarzoną przystań, która niesłychanie ułatwi im korzystanie ze swoich łodzi. Chwała tym wszystkim, którzy nie przestraszyli się licznych trudności i przywrócili do życia zarastający trzciną port.
Nie ma jednak co ukrywać, że obecnie Nadbrzeże w niczym nie przypomina marin jakie można podziwiać w Danii, Szwecji czy chociażby Chorwacji. Poza możliwością zacumowania, dostępem do bieżącej wody i czterema „tojtojami” właściciele jachtów nie mogą liczyć na nic więcej. Żeglarze z elbląskiego Jachtklubu z dumą (i słusznie) podkreślają, że gdyby nie ich działacze, to nawet tego by nie mieli.
Trudno się oprzeć refleksji, że całe to przedsięwzięcie powinno zostać przeprowadzone przez instytucje odpowiedzialne w naszym kraju za prawidłowe funkcjonowanie dróg wodnych oraz rozwój turystyki w naszym regionie. Mam wrażenie, że odpowiedni urzędnicy wolą zajmować się ideą przekopu przez Mierzeję, niż żmudną pracą nad budowaniem infrastruktury turystycznej nad Zalewem. Okrutna prawda jest taka, że nawet dwa przekopy nie zachęcą żeglarzy z kraju i ze świata do wpływania na akwen, gdzie w portach jedyną atrakcją jest hydrant z zimną wodą. No chyba, że tzw. odnośne władze czekają aż żeglarze znowu wezmą sprawy w swoje ręce.
Nasz region aż się prosi o kompleksowy program rozwoju turystyki, w którym znajdą się zarówno ścieżki rowerowe, jak i mariny z prawdziwego zdarzenia. Tego zadania nie udźwigną najbardziej nawet zaangażowani społecznicy z różnego rodzaju klubów. Na razie jednak cała para idzie w ... przekop. Wielkie, chociaż nierealne i pozbawione większego sensu projekty zawsze lepiej sprzedadzą się w mediach niż budowanie jakichś parkingów, natrysków czy toalet.