Zewsząd wyłazi na nas nasza elbląska bieda i to nasze swojskie piekiełko. Możemy sobie poczytać, jak nasza elbląska władza udaje, że coś robi, jak różni kandydaci dają receptę na przyszłość itp. Ale co z tego wynika dla nas? Od razu odpowiem – NIC.
Jedyną nadzieją, aby Elbląg nie uległ całkowitej degrengoladzie, jest zwiększenie zatrudnienia. Pewnie powiecie, że to nie możliwe bez inwestorów… to prawda.
Nowoczesna struktura zatrudnienia to 70-80 proc. osób zatrudnionych w handlu i usługach, a reszta w rolnictwie i przemyśle. Ponieważ na nowe fabryki w mieście raczej szans nie ma, a na roli elblążanie także raczej nie będą tyrać, pozostaje nam handel i usługi.
Można założyć, że w ocenie właścicieli sieci handlowych w naszym mieście jest wystarczająca ilość marketów, centrów handlowych czy innych dyskontów. Ergo nie będą budowali i otwierali kolejnych, gdyż nie ma po temu ekonomicznego sensu.
Tymczasem za kilka miesięcy zostanie uruchomiony mały ruch graniczy z Federacją Rosyjską. Niestety, nasze miasto ma obecnie duże szanse, że ruch tzw. turystyki zakupowej ominie nas szerokim łukiem w drodze do Gdańska i tamtejszych centrów handlowe.
Pewnie myślicie sobie, że tych klientów z Rosji nie będzie wielu… Otóż każdy, kto tak myśli, jest w błędzie. Jako, że z powodów naukowych często jestem gościem w Kaliningradzie (zresztą w Petersburgu również), mam także sposobności zajrzeć do tamtejszych marketów i porozmawiać ze zwykłymi mieszkańcami (np. panią w bibliotece, paniami z biura OZON-u, panem z antykwariatu na Grekowa itp.). Co wynika z tych rozmów? Okazuje się, że zwykli Rosjanie czekają z niecierpliwością na ułatwienia graniczne. Zanim weszły Wizy Schengen, wielu jeździło do nas na wakacje, na zakupy itp. Powodem były i są ceny. Produkty żywnościowe w naszych sklepach są 1,5-2 razy niższe niż w Kaliningradzie (już pomijam, że nasze produkty są lepszej jakości). Wbrew temu, co większość z nas myśli, Rosjanie wcale nie są tacy biedni. Mają pieniądze i chcą je u nas (czytaj: w Polsce) wydawać. Myślę sobie, że dobrze by było, żeby wydali je w Elblągu.
Co więcej, jest wysoce pewne, że znakomita większość turystyki zakupowej będzie odbywała się grupowo, tzn. zostaną uruchomione nowe linie autobusowe wożące zakupowiczów do Polski. Nie podejrzewam, żeby Rosjanom chciało się stać w gigantycznych kolejkach, jakie będą generowały polskie „zbiornikowce”. Tymczasem autobusy wprowadzone do nowego rozkładu będą przejeżdżały granicę dużo szybciej.
Teraz od naszych władz zależy, ile z nich zatrzyma się w Elblągu, a ile śmignie dalej.
1. Władze miasta powinny we współpracy z władzami Kaliningradu zorganizować spotkanie dla firm transportowych, aby zorientować się, ile z nich zamierza uruchomić połączenia do Elbląga.
2. Konieczne jest porozumienie z centrami handlowymi, aby te zorganizowały miejsce postojowe dla autokarów.
3. Wskazane byłoby, żeby ruch tych dodatkowych autobusów odbywał się przez przejście w Grzechotkach (co skróci czas dojazdu do miasta).
4. Elbląskie sklepy dużych i mniejszych sieci powinny zatroszczyć się o informację o swoich ofertach w języku rosyjskim (ze względu na różnice kursowe ceny powinny być podane w złotówkach)… Innymi słowy, w Kaliningradzie na przykład w autobusach czy na dworach autobusowych powinny być dostępne gazetki reklamowe (te, które zatykają nasze skrzynki pocztowe). Jeżeli Rosjanie będą wiedzieć, co jest u nas do kupienia, chętniej się do nas wybiorą – to oczywiste.
5. Taką samą ofertę mogą przygotować na przykład zakłady usługowe: solaria, fitnessy, restauracje itp.
W ten prosty i co ważniejsze, beznakładowy sposób, można będzie zachęcić kolejne firmy do inwestowania u nas… bo zwiększą się obroty, a to powinno przełożyć się na nowe miejsca pracy. Obawiam się, że nie ma obecnie prostszego i łatwiejszego sposobu na polepszenie elbląskich perspektyw.
Przestańmy płakać, że „olsztyniaki” coś znowu nam zabrały, nie patrzmy rozmarzonymi oczyma na Gdańsk (który nie chce naszej biedy). W dzisiejszych czasach nikt nam nic nie da za darmo. Korzystajmy z tego, co jest – świetnego położenia geograficznego. Wystarczy pomyśleć…
Martwi mnie tylko to, że dla naszych włodarzy temat Rosji prawie nie istnieje. Dlaczego nikt z władz nie jeździ na uroczystości do Kaliningradu? Dlaczego nigdy nie widziałem przedstawicieli miasta na Dniach Pobiedy (ja uczestniczę w nich jako oficjalny gość od czterech lat) czy na przykład Święcie Floty? Panowie prezydenci, Rosjanie nie gryzą, nie porywają ludzi… generalnie są całkiem przyjaźni.
Nowoczesna struktura zatrudnienia to 70-80 proc. osób zatrudnionych w handlu i usługach, a reszta w rolnictwie i przemyśle. Ponieważ na nowe fabryki w mieście raczej szans nie ma, a na roli elblążanie także raczej nie będą tyrać, pozostaje nam handel i usługi.
Można założyć, że w ocenie właścicieli sieci handlowych w naszym mieście jest wystarczająca ilość marketów, centrów handlowych czy innych dyskontów. Ergo nie będą budowali i otwierali kolejnych, gdyż nie ma po temu ekonomicznego sensu.
Tymczasem za kilka miesięcy zostanie uruchomiony mały ruch graniczy z Federacją Rosyjską. Niestety, nasze miasto ma obecnie duże szanse, że ruch tzw. turystyki zakupowej ominie nas szerokim łukiem w drodze do Gdańska i tamtejszych centrów handlowe.
Pewnie myślicie sobie, że tych klientów z Rosji nie będzie wielu… Otóż każdy, kto tak myśli, jest w błędzie. Jako, że z powodów naukowych często jestem gościem w Kaliningradzie (zresztą w Petersburgu również), mam także sposobności zajrzeć do tamtejszych marketów i porozmawiać ze zwykłymi mieszkańcami (np. panią w bibliotece, paniami z biura OZON-u, panem z antykwariatu na Grekowa itp.). Co wynika z tych rozmów? Okazuje się, że zwykli Rosjanie czekają z niecierpliwością na ułatwienia graniczne. Zanim weszły Wizy Schengen, wielu jeździło do nas na wakacje, na zakupy itp. Powodem były i są ceny. Produkty żywnościowe w naszych sklepach są 1,5-2 razy niższe niż w Kaliningradzie (już pomijam, że nasze produkty są lepszej jakości). Wbrew temu, co większość z nas myśli, Rosjanie wcale nie są tacy biedni. Mają pieniądze i chcą je u nas (czytaj: w Polsce) wydawać. Myślę sobie, że dobrze by było, żeby wydali je w Elblągu.
Co więcej, jest wysoce pewne, że znakomita większość turystyki zakupowej będzie odbywała się grupowo, tzn. zostaną uruchomione nowe linie autobusowe wożące zakupowiczów do Polski. Nie podejrzewam, żeby Rosjanom chciało się stać w gigantycznych kolejkach, jakie będą generowały polskie „zbiornikowce”. Tymczasem autobusy wprowadzone do nowego rozkładu będą przejeżdżały granicę dużo szybciej.
Teraz od naszych władz zależy, ile z nich zatrzyma się w Elblągu, a ile śmignie dalej.
1. Władze miasta powinny we współpracy z władzami Kaliningradu zorganizować spotkanie dla firm transportowych, aby zorientować się, ile z nich zamierza uruchomić połączenia do Elbląga.
2. Konieczne jest porozumienie z centrami handlowymi, aby te zorganizowały miejsce postojowe dla autokarów.
3. Wskazane byłoby, żeby ruch tych dodatkowych autobusów odbywał się przez przejście w Grzechotkach (co skróci czas dojazdu do miasta).
4. Elbląskie sklepy dużych i mniejszych sieci powinny zatroszczyć się o informację o swoich ofertach w języku rosyjskim (ze względu na różnice kursowe ceny powinny być podane w złotówkach)… Innymi słowy, w Kaliningradzie na przykład w autobusach czy na dworach autobusowych powinny być dostępne gazetki reklamowe (te, które zatykają nasze skrzynki pocztowe). Jeżeli Rosjanie będą wiedzieć, co jest u nas do kupienia, chętniej się do nas wybiorą – to oczywiste.
5. Taką samą ofertę mogą przygotować na przykład zakłady usługowe: solaria, fitnessy, restauracje itp.
W ten prosty i co ważniejsze, beznakładowy sposób, można będzie zachęcić kolejne firmy do inwestowania u nas… bo zwiększą się obroty, a to powinno przełożyć się na nowe miejsca pracy. Obawiam się, że nie ma obecnie prostszego i łatwiejszego sposobu na polepszenie elbląskich perspektyw.
Przestańmy płakać, że „olsztyniaki” coś znowu nam zabrały, nie patrzmy rozmarzonymi oczyma na Gdańsk (który nie chce naszej biedy). W dzisiejszych czasach nikt nam nic nie da za darmo. Korzystajmy z tego, co jest – świetnego położenia geograficznego. Wystarczy pomyśleć…
Martwi mnie tylko to, że dla naszych włodarzy temat Rosji prawie nie istnieje. Dlaczego nikt z władz nie jeździ na uroczystości do Kaliningradu? Dlaczego nigdy nie widziałem przedstawicieli miasta na Dniach Pobiedy (ja uczestniczę w nich jako oficjalny gość od czterech lat) czy na przykład Święcie Floty? Panowie prezydenci, Rosjanie nie gryzą, nie porywają ludzi… generalnie są całkiem przyjaźni.
dr Michał Glock (Prezes Stowarzyszenia Lastadia)