W czasie pierwszej wizyty w Elblągu wojewoda Adam Supeł mówił o tym, że warto zastanowić się nad powołaniem pełnomocnika do spraw Żuław. Czy podzielony między dwa województwa region rzeczywiście może mieć jednego pana?
W okresie powojennym były powoływane organy, które na zlecenie rządów miały działać na rzecz Żuław i ich mieszkańców. W latach sześćdziesiątych w Gdańsku istniała rządowa komisja, która opracowała wieloletnią strategię rolniczego i kulturalnego rozwoju tej najgłębszej polskiej depresji. Po powodzi na Wyspie Nowakowskiej w 1983 r. specjalny wysłannik przez pięć lat pilnował usuwania skutków powodzi i zabezpieczeń przed kolejną wielką wodą. Ostatni pełnomocnik, powołany już po wejściu w życie reformy administracyjnej, miał jednoczyć Żuławy podzielone między Warmię i Mazury a Pomorze. Nie udało się jednak umocować go jako podsekretarza stanu, co dawałoby większe możliwości i kompetencje - został pełnomocnikiem obu wojewodów.
- Miał, że tak powiem, małe możliwości finansowo-organizacyjne - wspomina Wacław Wielesik, wójt gminy Markusy.
Podczas swoje pierwszej wizyty w Elblągu wojewoda Adam Supeł mówił, że warto zastanowić się nad powołaniem nowego pełnomocnika. Wicewojewoda Anna Szyszka mówi teraz, że rozważane są różne możliwości, w grę wchodziłby nie tylko pełnomocnik.
- Chodzi o to, by ujednolicić zarządzanie Żuławami - wyjaśnia Anna Szyszka. - Odbyłam w tej sprawie spotkanie z panem marszałkiem, bo przypomnę, że kwestie dotyczące tego regionu są związane nie z urzędem wojewody, a z urzędem marszałkowskim. Jak sądzę, najbliższe nasze wspólne działanie będzie polegało na tym, że zaproponujemy władzom województwa pomorskiego spotkanie, prawdopodobnie w Elblągu i ten temat dogłębnie przeanalizujemy. Chodzi o to, żeby stworzyć wspólny plan zabezpieczenia Żuław. Ten plan jest już zresztą tworzony w celu większego i lepszego wykorzystania pieniędzy, głównie unijnych - dodaje wicewojewoda.
Pytań w tej sprawie i wątpliwości jest wiele. Jeśli miałby to być pełnomocnik, to np. na jakich zasadach współpracowałby z licznymi samorządami: od władz poszczególnych zagrożonych powodzią wsi, przez gminy, powiaty aż po marszałków, wojewodów i jeszcze wyżej.
Ostatni pełnomocnik Jacek Bocheński przyznaje, że jego ówczesna pozbawiona budżetu funkcja na niewiele pozwalała. Teraz znany elbląski planista i architekt jest jednym z ekspertów - przedstawicieli obu województw, którzy zajmują się problemami Żuław. Bocheński uważa, że przyszła pora może nie tyle na powołanie kolejnego pełnomocnika, co na uchwalenie odrębnego prawa żuławskiego.
- Prawa, które z jednej strony dawałoby większe możliwości realizacji pewnych przedsięwzięć, które są tutaj niezbędne, np. w zakresie infrastruktury technicznej, droższej niewątpliwie niż gdzie indziej, ale i bardziej potrzebnej. Z drugiej strony potrzeba prawa, które stwarzałoby motywację do podejmowania pożądanych działań: inwestycji i ochrony tych terenów przed wodą.
Jacek Bocheński dodaje, że właśnie przy obecnym podziale administracyjnym takie prawo mogłoby być skuteczne. - Żuławy są jedne i nie może być tak, że jeden marszałek będzie miał wobec nich swoją politykę, a drugi swoją - przekonuje planista. - Niestety, koordynacja działań w przypadku obu województw jest bardzo trudna i widać to na każdym kroku, również obecnie.
Na odrębne prawo czy powołanie pełnomocnika na pewno trzeba jeszcze poczekać. Henryk Milewski, wójt gminy Rychliki uważa jednak, że w tej materii potrzebne są porządki. - Zaniedbania są wielkie i wieloletnie. Opieka nad Żuławami powinna być w jednym ręku, wtedy można by wymagać m.in. lepszej koordynacji działań - uważa wójt.
Na szczęście mimo braku jednego pana Żuławy jakoś dają sobie radę. To, na co przynajmniej dotąd mogły narzekać, to morze rozbieżności i braku konsekwencji decydentów, kto wie, czy nie równie groźne, co prawdziwa wielka woda.
- Miał, że tak powiem, małe możliwości finansowo-organizacyjne - wspomina Wacław Wielesik, wójt gminy Markusy.
Podczas swoje pierwszej wizyty w Elblągu wojewoda Adam Supeł mówił, że warto zastanowić się nad powołaniem nowego pełnomocnika. Wicewojewoda Anna Szyszka mówi teraz, że rozważane są różne możliwości, w grę wchodziłby nie tylko pełnomocnik.
- Chodzi o to, by ujednolicić zarządzanie Żuławami - wyjaśnia Anna Szyszka. - Odbyłam w tej sprawie spotkanie z panem marszałkiem, bo przypomnę, że kwestie dotyczące tego regionu są związane nie z urzędem wojewody, a z urzędem marszałkowskim. Jak sądzę, najbliższe nasze wspólne działanie będzie polegało na tym, że zaproponujemy władzom województwa pomorskiego spotkanie, prawdopodobnie w Elblągu i ten temat dogłębnie przeanalizujemy. Chodzi o to, żeby stworzyć wspólny plan zabezpieczenia Żuław. Ten plan jest już zresztą tworzony w celu większego i lepszego wykorzystania pieniędzy, głównie unijnych - dodaje wicewojewoda.
Pytań w tej sprawie i wątpliwości jest wiele. Jeśli miałby to być pełnomocnik, to np. na jakich zasadach współpracowałby z licznymi samorządami: od władz poszczególnych zagrożonych powodzią wsi, przez gminy, powiaty aż po marszałków, wojewodów i jeszcze wyżej.
Ostatni pełnomocnik Jacek Bocheński przyznaje, że jego ówczesna pozbawiona budżetu funkcja na niewiele pozwalała. Teraz znany elbląski planista i architekt jest jednym z ekspertów - przedstawicieli obu województw, którzy zajmują się problemami Żuław. Bocheński uważa, że przyszła pora może nie tyle na powołanie kolejnego pełnomocnika, co na uchwalenie odrębnego prawa żuławskiego.
- Prawa, które z jednej strony dawałoby większe możliwości realizacji pewnych przedsięwzięć, które są tutaj niezbędne, np. w zakresie infrastruktury technicznej, droższej niewątpliwie niż gdzie indziej, ale i bardziej potrzebnej. Z drugiej strony potrzeba prawa, które stwarzałoby motywację do podejmowania pożądanych działań: inwestycji i ochrony tych terenów przed wodą.
Jacek Bocheński dodaje, że właśnie przy obecnym podziale administracyjnym takie prawo mogłoby być skuteczne. - Żuławy są jedne i nie może być tak, że jeden marszałek będzie miał wobec nich swoją politykę, a drugi swoją - przekonuje planista. - Niestety, koordynacja działań w przypadku obu województw jest bardzo trudna i widać to na każdym kroku, również obecnie.
Na odrębne prawo czy powołanie pełnomocnika na pewno trzeba jeszcze poczekać. Henryk Milewski, wójt gminy Rychliki uważa jednak, że w tej materii potrzebne są porządki. - Zaniedbania są wielkie i wieloletnie. Opieka nad Żuławami powinna być w jednym ręku, wtedy można by wymagać m.in. lepszej koordynacji działań - uważa wójt.
Na szczęście mimo braku jednego pana Żuławy jakoś dają sobie radę. To, na co przynajmniej dotąd mogły narzekać, to morze rozbieżności i braku konsekwencji decydentów, kto wie, czy nie równie groźne, co prawdziwa wielka woda.
Joanna Torsh