Robimy to dla honoru domu, dla własnej satysfakcji, w ramach obowiązków służbowych, ale przede wszystkim dla przyjemności. Tak, my o kulturze piszemy. I raz w roku jedno z nas pozwala sobie na subiektywne podsumowanie tego, co w danym roku się wydarzyło.
Przyznaję się bez bicia – nie będzie o wszystkim. "Wszystko" to mamy w dziale Kultura albo Imprezy. Będzie za to o tym, co nas wkurza, co nas kręci, a nawet podnieca. Rzecz jasna kulturalnie.
A więc...
Co nas kręci
Jeden powie, że to przereklamowane miejsce, inny że najlepsze w Elblągu. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że mimo wszystko główne skrzypce gra tam muzyka. No, może nie zawsze skrzypce, bo czasami jest to bas albo perkusja, ale cały czas słychać różne dźwięki. Za każdym razem są jakieś emocje, komentarze, opinie. I całe szczęście, bo nie ma nic gorszego niż obojętność. Dodatkowy plus za bezkrwawą walkę do ostatniej kropli farby. Grafatak udał się znakomicie, było kolorowo, wesoło i ciekawie. Tak, dla Mjazzgi to był udany rok.
Po raz kolejny będziemy upierać się przy swoim - Jazzbląg ze sceny nie spadł, poziom utrzymał. Jak będzie w przyszłym roku? Tego nie wie nikt, ale trzymajmy kciuki, żeby była to nasza lokalna marka.
Ciekawie było również na skwerku przy ul. Władysława IV. To tam Arek Pasożyt zbudował dom, który zintegrował elbląską społeczność. I chociaż pomysł nie jest nowy, nie jest też oryginalnie elbląski, bo pochodzi ze Świecia, to trzeba przyznać, że Przebudzenie rodem z Galerii El w tym roku wyszło całkiem sympatycznie.
Wartościowe i pełne dobrego humoru – takie były tegoroczne Elbląskie Noce. Festiwal Piosenki Wartościowej. W rywalizacji o Księżycową Statuetkę konkurencję hołdującą twórczości Czesława Niemena, Marka Grechuty czy Agnieszki Osieckiej rozgromił Robodrom, warszawski zespół, który wyrósł z ziarna piosenki, rzuconego na żyzną glebę muzyki elektronicznej. Ich „Marię Antoninę” publiczność nuciła jeszcze dlugo po zakończeniu koncertu laureatów.
Porównywaną do Kasi Nosowskiej i Anny Marii Jopek kruchą blondynkę o charakterystycznym głosie elblążanie też zapamiętają na długo. Mela Koteluk, która kilka lat temu sama śpiewała w podobnym koncercie, teraz z własnym repertuarem wystąpiła na Elbląskich Nocach. "Spadochronem" poruszyła publiczność.
Dalej, znakomitym poczuciem humoru zaatakowały kabarety, a wśród nich niezmiennie śmieszne Limo. I uczta dla miłośników jazzu. Kompozytora Rosemary's Lullaby, czyli Krzysztofa Komedę przypomnieli artyści: Majewski/Miśkiewicz Quintet, Dorota Miśkiewicz, Adam Nowak i Hanna Banaszak. Palce lizać. Kulturalnie, oczywiście.
Co nas wkurza
Przestarzałe dekoracje, skostniała forma i w dużej mierze ci sami uczestnicy – festiwal sztuki słowa ...Czy to jest kochanie? od lat brzmi tak samo. Iskierką nadziei była ubiegłoroczna "przeprowadzka" piosenki do klubu, ale w tym roku z tego sympatycznego pomysłu zrezygnowano. A szkoda.
Wciąż o nich mówimy, wciąż o nich myślimy. Budzą wiele emocji, niestety, w dużej mierze negatywnych. Mówi się o nich per "złom", "beznadziejny wytwór czyjejś wyobraźni", "szkaradztwo". A przecież czy tego chcemy, czy nie elbląskie formy przestrzenne to część naszej historii. Mamy ich dużo, wciąż przybywają nowe, a robią je artyści, którzy w świecie sztuki coś znaczą. Co w tym złego? Są jednak i minusy – wiele z nich stoi zaniedbanych, trochę jakby zapomnianych. Druga sprawa to fakt, że wciąż nie ma dobrego pomysłu na to jak zrobić z nich dostatecznie silną markę miejską. Był ślimak, były pomarańczowe gadżety to dlaczego nie może być batmanowych motywów?
Nadal również brak pomysłów na stworzenie silnej marki teatralnej w Elblągu. Sceny u Sewruka od lat zachowawcze i w żadną noc świętojańską nie opromieniły Polski, nie mówiąc o kontynencie.
Co w tym roku weszło na afisz? Otóż m.in. "Romeo i Julia", czyli misz-masz międzynarodowy za unijne pieniądze, który w widzu budzi emocje co najwyżej letnie (spektakl wyreżyserował Mirosław Siedler); "Dziewczynka z zapałkami", która broni się znakomitymi kostiumami i scenografią autorstwa Izy Toroniewicz, a także rozwiązaniami w stylu czarnego teatru czy teatru cieni. Jednak nad materiałem literackim (adaptacją "na motywach" – autor Cezary Żołyński) Hans Christian Andersen by zapłakał.
Może nie z zachwytem, ale na pewno z zainteresowaniem można było przyjąć premiery: "Mistrz i Małgorzata" reż. Grigorij Lifanov, "My, dzieci z dworca ZOO" reż. Giovanny Castellanos czy "Wariacje enigmatyczne" reż. Maria Arnadottir.
To jednak wciąż za mało.O elbląskim teatrze niezbyt głośno w mieście, a już zupełnie głucho w kraju. O, pardon. Pod koniec mijającego roku hałas się zrobił, ale, niestety, nie z powodów artystycznych. Emocje na kilka tygodni podgrzała dyskusja nt. konkursu na dyrektora elbląskiej sceny – rozpisać czy nie rozpisać? Ostatecznie, decyzją marszałka województwa warmińsko-mazurskiego, konkurs został ogłoszony i w połowie lutego dowiemy się, kto pokieruje Teatrem im. Aleksandra Sewruka. O efektach tego kierownictwa na pewno wspomnimy w kolejnym podsumowaniu.
A więc...
Co nas kręci
Jeden powie, że to przereklamowane miejsce, inny że najlepsze w Elblągu. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że mimo wszystko główne skrzypce gra tam muzyka. No, może nie zawsze skrzypce, bo czasami jest to bas albo perkusja, ale cały czas słychać różne dźwięki. Za każdym razem są jakieś emocje, komentarze, opinie. I całe szczęście, bo nie ma nic gorszego niż obojętność. Dodatkowy plus za bezkrwawą walkę do ostatniej kropli farby. Grafatak udał się znakomicie, było kolorowo, wesoło i ciekawie. Tak, dla Mjazzgi to był udany rok.
Po raz kolejny będziemy upierać się przy swoim - Jazzbląg ze sceny nie spadł, poziom utrzymał. Jak będzie w przyszłym roku? Tego nie wie nikt, ale trzymajmy kciuki, żeby była to nasza lokalna marka.
Ciekawie było również na skwerku przy ul. Władysława IV. To tam Arek Pasożyt zbudował dom, który zintegrował elbląską społeczność. I chociaż pomysł nie jest nowy, nie jest też oryginalnie elbląski, bo pochodzi ze Świecia, to trzeba przyznać, że Przebudzenie rodem z Galerii El w tym roku wyszło całkiem sympatycznie.
Wartościowe i pełne dobrego humoru – takie były tegoroczne Elbląskie Noce. Festiwal Piosenki Wartościowej. W rywalizacji o Księżycową Statuetkę konkurencję hołdującą twórczości Czesława Niemena, Marka Grechuty czy Agnieszki Osieckiej rozgromił Robodrom, warszawski zespół, który wyrósł z ziarna piosenki, rzuconego na żyzną glebę muzyki elektronicznej. Ich „Marię Antoninę” publiczność nuciła jeszcze dlugo po zakończeniu koncertu laureatów.
Porównywaną do Kasi Nosowskiej i Anny Marii Jopek kruchą blondynkę o charakterystycznym głosie elblążanie też zapamiętają na długo. Mela Koteluk, która kilka lat temu sama śpiewała w podobnym koncercie, teraz z własnym repertuarem wystąpiła na Elbląskich Nocach. "Spadochronem" poruszyła publiczność.
Dalej, znakomitym poczuciem humoru zaatakowały kabarety, a wśród nich niezmiennie śmieszne Limo. I uczta dla miłośników jazzu. Kompozytora Rosemary's Lullaby, czyli Krzysztofa Komedę przypomnieli artyści: Majewski/Miśkiewicz Quintet, Dorota Miśkiewicz, Adam Nowak i Hanna Banaszak. Palce lizać. Kulturalnie, oczywiście.
Co nas wkurza
Przestarzałe dekoracje, skostniała forma i w dużej mierze ci sami uczestnicy – festiwal sztuki słowa ...Czy to jest kochanie? od lat brzmi tak samo. Iskierką nadziei była ubiegłoroczna "przeprowadzka" piosenki do klubu, ale w tym roku z tego sympatycznego pomysłu zrezygnowano. A szkoda.
Wciąż o nich mówimy, wciąż o nich myślimy. Budzą wiele emocji, niestety, w dużej mierze negatywnych. Mówi się o nich per "złom", "beznadziejny wytwór czyjejś wyobraźni", "szkaradztwo". A przecież czy tego chcemy, czy nie elbląskie formy przestrzenne to część naszej historii. Mamy ich dużo, wciąż przybywają nowe, a robią je artyści, którzy w świecie sztuki coś znaczą. Co w tym złego? Są jednak i minusy – wiele z nich stoi zaniedbanych, trochę jakby zapomnianych. Druga sprawa to fakt, że wciąż nie ma dobrego pomysłu na to jak zrobić z nich dostatecznie silną markę miejską. Był ślimak, były pomarańczowe gadżety to dlaczego nie może być batmanowych motywów?
Nadal również brak pomysłów na stworzenie silnej marki teatralnej w Elblągu. Sceny u Sewruka od lat zachowawcze i w żadną noc świętojańską nie opromieniły Polski, nie mówiąc o kontynencie.
Co w tym roku weszło na afisz? Otóż m.in. "Romeo i Julia", czyli misz-masz międzynarodowy za unijne pieniądze, który w widzu budzi emocje co najwyżej letnie (spektakl wyreżyserował Mirosław Siedler); "Dziewczynka z zapałkami", która broni się znakomitymi kostiumami i scenografią autorstwa Izy Toroniewicz, a także rozwiązaniami w stylu czarnego teatru czy teatru cieni. Jednak nad materiałem literackim (adaptacją "na motywach" – autor Cezary Żołyński) Hans Christian Andersen by zapłakał.
Może nie z zachwytem, ale na pewno z zainteresowaniem można było przyjąć premiery: "Mistrz i Małgorzata" reż. Grigorij Lifanov, "My, dzieci z dworca ZOO" reż. Giovanny Castellanos czy "Wariacje enigmatyczne" reż. Maria Arnadottir.
To jednak wciąż za mało.O elbląskim teatrze niezbyt głośno w mieście, a już zupełnie głucho w kraju. O, pardon. Pod koniec mijającego roku hałas się zrobił, ale, niestety, nie z powodów artystycznych. Emocje na kilka tygodni podgrzała dyskusja nt. konkursu na dyrektora elbląskiej sceny – rozpisać czy nie rozpisać? Ostatecznie, decyzją marszałka województwa warmińsko-mazurskiego, konkurs został ogłoszony i w połowie lutego dowiemy się, kto pokieruje Teatrem im. Aleksandra Sewruka. O efektach tego kierownictwa na pewno wspomnimy w kolejnym podsumowaniu.