W piątek, 9 stycznia o godz. 17 w Ratuszu Staromiejskim odbędzie się panel dyskusyjny na temat współpracy polsko-rosyjskiej, a raczej jej braku. Wstęp wolny.
Dyskusję pod hasłem “Co z tą Rosją?” poprowadzi dr Michał Glock ze Stowarzyszenia Lastadia. Czy ostatnie 20 lat współpracy Polski i Rosji jest stracone? – o to m.in. będzie pytał prowadzący spotkanie.
Polacy i Rosjanie zaczynają coraz bardziej odwracać się od siebie plecami. Zjawisko to trwa nieprzerwanie od upadku komunizmu, teraz jednak przybrało na sile. Dopóki dotyczyło to tylko polityków, to w zasadzie nie było problemu, gdyż to nie politycy kreują kontakty naszych narodów tylko naukowcy, artyści, biznesmeni, a przeważnie zwykli ludzie.
Od jakiegoś czasu widać wyraźnie, że nastawienie do Rosjan zaczyna się zmieniać na gorsze właśnie w sferze nauki i kultury (nasze muzeum jest niestety tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę). To bardzo niebezpieczne i zasmucające. Nauka i kultura po obu stronach granicy nie mogą być koniunkturalne. Nie mogą zależeć od bieżącej polityki, gdyż w praktyce oznaczać to będzie ich stopniowe zanikanie.
Myślę, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że znakomita większość kontaktów nie była realna tylko mieliśmy do czynienia z użyteczną fikcją uprawianą instytucjonalne po obu stronach granicy.
Formalne kontakty, umowy, z których nic nie wynika to niestety nasza teraźniejszość. Wystarczy przeczytać zapisy umów pomiędzy miastami partnerskimi, które są pustosłowiem w czystej postaci.
Pewnie dlatego, tak łatwo stronie polskiej było je zerwać, a Rosjanom (z oczywistych powodów) nie było tego żal. W praktyce jednak widać, że brak realnych kontaktów i wspólnych działań doprowadził do tego, że przestaliśmy się jako społeczeństwo rozumieć. Przyznam się, że nie wiem jak wygląda to ze strony rosyjskiej. Obserwując jednak nasze, polskie media oraz uczestnicząc w rozmowach ze zwykłymi ludźmi, widzę wyraźnie zupełne niezrozumienie dla polityki prowadzonej przez Rosjan oraz dla działań prezydenta W. Putina. Natomiast dla wszystkich, którzy znają się na Rosji i co ważniejsze znają Rosjan nic co się dzieje nie jest niespodzianką tylko całkowicie przewidywalną reakcją na sytuację zagrożenia. Nie jest bowiem tajemnicą, że w Rosji wybrano wariant „oblężonej twierdzy” jako najprostszy i najskuteczniejszy sposób integrowania (ale też inwigilowania) społeczeństwa.
Nie chodzi tu oczywiście na razie o realne zagrożenie. Ukraina nie jest do wojny popychana przez UE czy Polskę, zresztą już dziś można powiedzieć, że to państwo upadłe. Na wojnę w Europie nikogo nie stać (tak finansowo jak i mentalnie). Problemem są jak zwykle Stany Zjednoczone. Chęć zdominowania europejskiej gospodarki, a głównie szukanie nowych rynków zbytu dla amerykańskich koncernów zbrojeniowych to prawdziwe powody trudności na Ukrainie. Samych Ukraińców nie stać na zakupy w USA, gdyż klasy polityczne dokumentnie rozkradły państwo. Fundusze na amerykańską broń mają natomiast kraje EU na czele z Polską. Nie wiem czy świadomie czy nie, ale polskie elity dały się podpuścić i obecnie planują wydatki na niebotyczną skalę, nie zadając sobie pytania czy zakupione uzbrojenie będzie nam do czegokolwiek potrzebne. Oczywiście w większości będzie to uzbrojenie amerykańskie (np. helikopter).
Pozostaje zadać pytanie co dalej?
Odpowiedź jest nie tylko oczywista, ale także niezwykle trudna do zrealizowania. Potrzebna jest zupełnie nowa jakość kontaktów naukowych i kulturalnych. Piszę celowo tylko o tych, ponieważ poprawa kontaktów w sferze politycznej potrwa dekady.
Byłem w zeszłym roku na konferencji poświęconej kontaktom polsko-rosyjskim w wymiarze lokalnym. Na tym spotkaniu pewien profesor z Olsztyna otwarcie powiedział, że do Kaliningradu jedzie tylko jak dostanie grant.
Pytam wobec tego: gdzie jest podstawowy element nauki czyli zwykła ludzka ciekawość świata? Potrzeba poznawania nowych rzeczy, nowych ludzi i ich poglądów? Gdzie chęć uzupełniania swojej wiedzy? Czy do tego naprawdę potrzeba specjalnych gratyfikacji pieniężnych? To pytania retoryczne. Niestety takie podejście jest normą w polskiej (i pewnie nie tylko) nauce. Przestaliśmy się sobą interesować właśnie przez takich pseudonaukowców.
Jako autor dwóch dużych monografii dotyczących floty radzieckiej w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej muszę stwierdzić, że gdybym czekał na dotację do swojej pracy to pewno nigdy nic bym nie napisał. Tymczasem mając dobry i ciekawy tekst oraz profesjonalnych wydawców oraz odwagę można wydać nie najgorszą książkę, która znajdzie uznanie nawet u Rosjan (choć dość krytycznie podszedłem do ich dokonań militarnych). Innymi słowy skuteczność działań przeszła z instytucji, na pojedyncze osoby i dziś kontakty polsko-rosyjskie w dużej mierze opierają się na jednostkach. W szerszej perspektywie można mówić o zjawisku regionalizacji polityki międzynarodowej. Ciężar utrzymywania kontaktów przejmą na siebie samorządy i organizacje pozarządowe.
Obecnie można się poważnie zastanowić ile stracono pieniędzy i czasu na bezsensowne projekty, z których nic nie wynikało. Gdyby te zmarnowane fundusze wydawano rozsądniej, pewnie bylibyśmy wszyscy w innej sytuacji. Potrzeba nam dziś spotkań i przygotowania zupełnie nowego programu realnych działań. Już dość pustosłowia i kontynuowania dotychczasowych jałowych projektów. Trzeba poważnej rozmowy i konkretnych działań, aby nasze społeczeństwa mogły się poznawać na nowo. Niestety świadomość Polaków na temat Rosji zatrzymała się pod koniec lat 90., gdy niestrudzona red. Włodarczyk prezentowała w publicznej telewizji cykl filmów dokumentalnych pt „Szerokie Tory”. Dzisiejsza Rosja i Rosjanie są zupełnie innymi ludźmi i myślę wartymi poznawania na nowo.
Obwód Kaliningradzki jest doskonałą platformą do wdrażania nowych rozwiązań i nowego spojrzenia na nasze wzajemne kontakty. Liczę, że po obu stronach granicy znajdą się osoby, które będą podziały mój pogląd i nie poprzestaną na kwiecistych deklaracjach, ale wspólnie weźmiemy się do mozolnej pracy nad naszymi kontaktami.
Polacy i Rosjanie zaczynają coraz bardziej odwracać się od siebie plecami. Zjawisko to trwa nieprzerwanie od upadku komunizmu, teraz jednak przybrało na sile. Dopóki dotyczyło to tylko polityków, to w zasadzie nie było problemu, gdyż to nie politycy kreują kontakty naszych narodów tylko naukowcy, artyści, biznesmeni, a przeważnie zwykli ludzie.
Od jakiegoś czasu widać wyraźnie, że nastawienie do Rosjan zaczyna się zmieniać na gorsze właśnie w sferze nauki i kultury (nasze muzeum jest niestety tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę). To bardzo niebezpieczne i zasmucające. Nauka i kultura po obu stronach granicy nie mogą być koniunkturalne. Nie mogą zależeć od bieżącej polityki, gdyż w praktyce oznaczać to będzie ich stopniowe zanikanie.
Myślę, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że znakomita większość kontaktów nie była realna tylko mieliśmy do czynienia z użyteczną fikcją uprawianą instytucjonalne po obu stronach granicy.
Formalne kontakty, umowy, z których nic nie wynika to niestety nasza teraźniejszość. Wystarczy przeczytać zapisy umów pomiędzy miastami partnerskimi, które są pustosłowiem w czystej postaci.
Pewnie dlatego, tak łatwo stronie polskiej było je zerwać, a Rosjanom (z oczywistych powodów) nie było tego żal. W praktyce jednak widać, że brak realnych kontaktów i wspólnych działań doprowadził do tego, że przestaliśmy się jako społeczeństwo rozumieć. Przyznam się, że nie wiem jak wygląda to ze strony rosyjskiej. Obserwując jednak nasze, polskie media oraz uczestnicząc w rozmowach ze zwykłymi ludźmi, widzę wyraźnie zupełne niezrozumienie dla polityki prowadzonej przez Rosjan oraz dla działań prezydenta W. Putina. Natomiast dla wszystkich, którzy znają się na Rosji i co ważniejsze znają Rosjan nic co się dzieje nie jest niespodzianką tylko całkowicie przewidywalną reakcją na sytuację zagrożenia. Nie jest bowiem tajemnicą, że w Rosji wybrano wariant „oblężonej twierdzy” jako najprostszy i najskuteczniejszy sposób integrowania (ale też inwigilowania) społeczeństwa.
Nie chodzi tu oczywiście na razie o realne zagrożenie. Ukraina nie jest do wojny popychana przez UE czy Polskę, zresztą już dziś można powiedzieć, że to państwo upadłe. Na wojnę w Europie nikogo nie stać (tak finansowo jak i mentalnie). Problemem są jak zwykle Stany Zjednoczone. Chęć zdominowania europejskiej gospodarki, a głównie szukanie nowych rynków zbytu dla amerykańskich koncernów zbrojeniowych to prawdziwe powody trudności na Ukrainie. Samych Ukraińców nie stać na zakupy w USA, gdyż klasy polityczne dokumentnie rozkradły państwo. Fundusze na amerykańską broń mają natomiast kraje EU na czele z Polską. Nie wiem czy świadomie czy nie, ale polskie elity dały się podpuścić i obecnie planują wydatki na niebotyczną skalę, nie zadając sobie pytania czy zakupione uzbrojenie będzie nam do czegokolwiek potrzebne. Oczywiście w większości będzie to uzbrojenie amerykańskie (np. helikopter).
Pozostaje zadać pytanie co dalej?
Odpowiedź jest nie tylko oczywista, ale także niezwykle trudna do zrealizowania. Potrzebna jest zupełnie nowa jakość kontaktów naukowych i kulturalnych. Piszę celowo tylko o tych, ponieważ poprawa kontaktów w sferze politycznej potrwa dekady.
Byłem w zeszłym roku na konferencji poświęconej kontaktom polsko-rosyjskim w wymiarze lokalnym. Na tym spotkaniu pewien profesor z Olsztyna otwarcie powiedział, że do Kaliningradu jedzie tylko jak dostanie grant.
Pytam wobec tego: gdzie jest podstawowy element nauki czyli zwykła ludzka ciekawość świata? Potrzeba poznawania nowych rzeczy, nowych ludzi i ich poglądów? Gdzie chęć uzupełniania swojej wiedzy? Czy do tego naprawdę potrzeba specjalnych gratyfikacji pieniężnych? To pytania retoryczne. Niestety takie podejście jest normą w polskiej (i pewnie nie tylko) nauce. Przestaliśmy się sobą interesować właśnie przez takich pseudonaukowców.
Jako autor dwóch dużych monografii dotyczących floty radzieckiej w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej muszę stwierdzić, że gdybym czekał na dotację do swojej pracy to pewno nigdy nic bym nie napisał. Tymczasem mając dobry i ciekawy tekst oraz profesjonalnych wydawców oraz odwagę można wydać nie najgorszą książkę, która znajdzie uznanie nawet u Rosjan (choć dość krytycznie podszedłem do ich dokonań militarnych). Innymi słowy skuteczność działań przeszła z instytucji, na pojedyncze osoby i dziś kontakty polsko-rosyjskie w dużej mierze opierają się na jednostkach. W szerszej perspektywie można mówić o zjawisku regionalizacji polityki międzynarodowej. Ciężar utrzymywania kontaktów przejmą na siebie samorządy i organizacje pozarządowe.
Obecnie można się poważnie zastanowić ile stracono pieniędzy i czasu na bezsensowne projekty, z których nic nie wynikało. Gdyby te zmarnowane fundusze wydawano rozsądniej, pewnie bylibyśmy wszyscy w innej sytuacji. Potrzeba nam dziś spotkań i przygotowania zupełnie nowego programu realnych działań. Już dość pustosłowia i kontynuowania dotychczasowych jałowych projektów. Trzeba poważnej rozmowy i konkretnych działań, aby nasze społeczeństwa mogły się poznawać na nowo. Niestety świadomość Polaków na temat Rosji zatrzymała się pod koniec lat 90., gdy niestrudzona red. Włodarczyk prezentowała w publicznej telewizji cykl filmów dokumentalnych pt „Szerokie Tory”. Dzisiejsza Rosja i Rosjanie są zupełnie innymi ludźmi i myślę wartymi poznawania na nowo.
Obwód Kaliningradzki jest doskonałą platformą do wdrażania nowych rozwiązań i nowego spojrzenia na nasze wzajemne kontakty. Liczę, że po obu stronach granicy znajdą się osoby, które będą podziały mój pogląd i nie poprzestaną na kwiecistych deklaracjach, ale wspólnie weźmiemy się do mozolnej pracy nad naszymi kontaktami.
dr Michał Glock