UWAGA!

Czy w upale, czy w przeciągu, zawsze chętnie śpię w Elblągu

 Elbląg, - Mam nadzieję, że te dwa byty: niepoważną piosenkę i poważne granie da się jednak tak połączyć, aby coś sympatycznego z tego wynikło - mówi o elbląskim koncercie Artur Andrus,
- Mam nadzieję, że te dwa byty: niepoważną piosenkę i poważne granie da się jednak tak połączyć, aby coś sympatycznego z tego wynikło - mówi o elbląskim koncercie Artur Andrus, fot. Honorata Karapuda

Człowiek orkiestra, artysta, konferansjer, satyryk, kabareciarz, piosenkarz, tekściarz, a przede wszystkim głos Programu Trzeciego Polskiego Radia. W piątek, 1 kwietnia, wystąpi w koncercie razem z Elbląską Orkiestrą Kameralną i to nie jest prima aprilis. Nam powiedział, czy pił w Spale i spał w Pile. A co jeszcze?

- Jest Pan w telewizji, w radiu, nagrywa Pan płyty. A doba ma tylko 24 godziny. Jak Pan znajduje na to wszystko czas, nie licząc pracy twórczej, bo trzeba jeszcze to i tamto wymyślić?
       - To się da jakoś wszystko połączyć. Będąc w radiu, można wymyślić fragment piosenki, którą się później zaśpiewa. To na szczęście są dosyć pokrewne zajęcia.
      
       - Jest Pan żywym dowodem na to, że nie trzeba prezentować humoru, z którego wszyscy się śmieją. Pana humor jest „niekoszarowy”, ma Pan swoją publiczność, dla której Pana audycje w radiowej Trójce są żelaznym punktem dnia.
      
- Bardzo mi miło, że zna Pan takich ludzi. Jeśli Pana zdaniem nie jest to humor „koszarowy”, to może dlatego, że rzadko występuję w koszarach. Gdybym częściej tam występował, to być może musiałbym się do tego typu humoru dostosować. Chociaż zdarzyło mi się w wojsku występować parę razy i niekoniecznie musiał być to taki typ humoru, który rozumie się pod pojęciem „koszarowego”. Jeżeli chodzi o satyrę, humor, piosenki żartobliwe czy też kabaretowe, to jest taka rzecz, która poddaje się łatwo ocenie publiczności. Albo to kogoś bawi, albo nie bawi. Tego się nie da lansować, np. na listach przebojów, festiwalach. Odbiorcy sami weryfikują ten typ twórczości. Trzeba tylko spróbować do nich dotrzeć. Miałem to szczęście, że dzięki Trójce czy też telewizyjnym występom dotarło do świadomości ludzi, że ja takie rzeczy robię. Potem można liczyć na to, że sami będą od czasu do czasu tego szukali i sprawdzali, czy Andrus coś nowego wymyślił.
      
       - Wiele kabaretów podaje Pana jako swojego mistrza. A jak Pan widzi polską scenę kabaretową, satyryczną. Jest jakieś zjawisko, które Pana zaskoczyło?
      
- Zacznijmy od mistrzów. Też mógłbym wymieniać swoich i uważam, że jest to naturalne w każdej działalności, a w działalności artystycznej zwłaszcza. Dobrze mieć kogoś, kto człowiekowi zaimponuje i na kim by się chciało wzorować. Dla mnie niewątpliwie taką osobą jest Wojciech Młynarski, ale jeszcze paru mistrzów bym mógł wymieniać.
       A co do widzenia sceny kabaretowej - mówię od lat, że z tym jest nieźle. Każdy może sobie coś znaleźć. Zdaję sobie sprawę z tego, że jak mówię „nieźle”, to niektórzy ludzie, którzy zerknęli parę razy na to, co się pojawia w telewizji, myślą sobie „co on wygaduje?”. Polecam w takich sytuacjach, żeby spróbować na żywo. Po pierwsze, jest kilka festiwali w kraju, które się odbywają, np. latem; można je spróbować połączyć z wakacjami. Warto zobaczyć, co tam się dzieje... Często nie są to rzeczy, które docierają później do masowego widza.
       Często to, co się zobaczy w telewizji, zupełnie inaczej wygląda na żywo, inna jest atmosfera takiego występu. Uważam, że od lat w naszym kraju z kabaretem jest nieźle, dostrzec można wiele różnych propozycji. Dlatego co roku staram się pojechać na kilka festiwali kabaretowych. W tym roku, w kwietniu, też się wybieram na Pakę, żeby zobaczyć co nowego młodsi koledzy wymyślili.
      
       - A do czego chciałby Pan wrócić? Patrząc wstecz, co Panu sprawiło najwięcej radości?
      
- To jest coś charakterystycznego dla każdego, kto sobie uświadamia, że czas płynie i pewnie chciałby wrócić do czasów swojej młodości. Nie ukrywam, że jeżeli chodzi o sprawy zawodowe, to z rozrzewnieniem wspominam swoje początki. Nawiązywanie pierwszych przyjaźni z artystami kabaretowymi, na przykład z całym zielonogórskim środowiskiem kabaretowym. Czasem łapię się na tym, że tęsknię za kabaretem „Potem”, który - kiedy stawiałem pierwsze kroki czy to w radiu, czy na scenach kabaretowych - był dla mnie zjawiskiem, które mnie fascynowało. I fascynuje do dzisiaj. Gdybym, np. mógł wrócić do takiego koncertu piosenek „Potem i przyjaciele”, który prowadziłem na Pace, to bym chętnie powrócił. Nie tylko dlatego, że to było ciekawe artystycznie zdarzenie, ale też okazałoby się, że jestem o 20 lat młodszy. A wolałbym być młodszy.
      
       - Czego się jeszcze możemy po Panu spodziewać? Jest Pan po czterdziestce, a niektórzy mówią, że życie zaczyna się po pięćdziesiątce.
      
Niektórzy mówią, że po dwóch pięćdziesiątkach. To już jest kwestia tego, jak się do tego życia podejdzie. Nie mam pojęcia, czego się można po mnie spodziewać, tak jak nie miałem pojęcia dwadzieścia parę lat temu, kiedy zaczynałem. Żadna z tych rzeczy, które mi się w życiu zdarzyły, nie była planowana. Nie było tak, że ja sobie wymyśliłem, że teraz mam 10 lat na pisanie piosenek, a potem wydam płytę. To wszystko, co się u mnie działo, było jakimś przypadkiem, szczęśliwym zrządzeniem losu. Mam nadzieję, że mi się takie zrządzenia losu będą od czasu do czasu trafiały. Zatem jeżeli Pan mnie pyta o to, co bym chciał żeby mi się przytrafiło, to chciałbym, żeby mi się zdarzały szczęśliwe zrządzenia losu.
      
       - W jednym z wywiadów powiedział Pan, że nie wyobraża sobie życia bez Programu Trzeciego Polskiego Radia. Czy wobec zmian, jakie w ostatnim czasie zachodzą w mediach publicznych, nie boi się Pan utraty słuchaczy?
      
- Radio publiczne, przy każdej zmianie władzy, przechodzi jakieś perturbacje. Pracując w publicznym radiu już ponad 20 lat, w pewnym sensie się do tego przyzwyczaiłem. Mam nadzieję, że Trójka nie straci, że słuchacze będą z nią. Będą obserwowali to, co się dzieje, będą oceniali, mówili, co im się podoba a co nie. Tak było za każdym razem, kiedy kolejna władza coś próbowała zmienić. Słuchacze często dawali znać, jakie mają zdanie na ten temat.
       Odnosząc się do tego, że nie wyobrażam sobie życia bez Trójki, to oczywiście nie chciałbym stracić nią kontaktu i nie chciałbym z Trójki odchodzić. Ale też zdaję sobie sprawę z tego, że w życiu nic nie jest dane na zawsze. Może przyjść taki moment, że to Trójka ze mnie zrezygnuje lub ja będę musiał zrezygnować z Trójki. Na razie czegoś takiego nie biorę pod uwagę i mam nadzieję, że nic takiego nie nastąpi.
      
       - Występował Pan już z rozmaitym towarzystwem. Znalazłem nawet pana koncert z chórem. W Elblągu 1 Kwietnia wystąpi Pan z orkiestrą kameralną. Skąd pomysł na taki niecodzienny koncert?
      
- Pomysł pojawił się niedawno. Ludzie, którzy zajmują się zawodowo muzyką, zapytali przy jakieś okazji – myślałem, że to jest pytanie niezobowiązujące – czy można by spróbować zagrać te piosenki w sposób symfoniczny czy prawie symfoniczny. Myślałem, że to jest żart i za bardzo się do tego żartu nie przyzwyczajałem. A potem nagle ktoś mi mówi, że jest wyznaczona data, że jest już orkiestra przygotowana, żeby wejść w próby. Koledzy muzycy zaczęli aranżować moje piosenki na duże składy orkiestrowe. Pomyślałem, że nie ma żartów, trzeba spróbować! Na zasadzie eksperymentu, jak to się sprawdzi: niepoważne piosenki w poważnym opracowaniu muzycznym. Pomyślałem, że warto to zrobić i cieszę się, że w Elblągu będzie taka okazja. Z Elbląską Orkiestrą Kameralna miałem już okazję wystąpić. Pamiętam taką edycję imprezy Deprecjacja Depresji, na której to Elbląska Orkiestra Kameralna grała. Mam nadzieję, że te dwa byty: niepoważną piosenkę i poważne granie da się jednak tak połączyć, aby coś sympatycznego z tego wynikło.
      
       - Na koniec pytanie, które od dawna chciałem Panu zadać. Czy naprawdę pił Pan w Spale i spał Pan w Pile?
      
Jedno mam już za sobą, jedno jeszcze przede mną. Ale nie zdradzę, które z tych dwóch doświadczeń już mogę wpisywać do swojego cv. Piosenka ma już kilka lat, a różne propozycje związane z piciem i spaniem cały czas się pojawiają. Żeby przypodobać się czytelnikom elbląskiego portalu stwierdzę, że na pewno: „Czy w upale, czy w przeciągu, zawsze chętnie śpię w Elblągu”
      
       Artur Andrus wystąpi 1 kwietnia z Elbląską Orkiestrą Kameralną w sali koncertowej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych. Początek o godz. 19. Bilety: 85 zł (normalny), 75 zł (ulgowy)

      
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym Elbląskiej Orkiestry Kameralnej
Rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama