Muzyczną podróż do Irlandii zaproponowali nam w minioną niedzielę organizatorzy VI Elbląskiego Święta Chleba. W rolę przewodnika wcielił się zespół Carrantouhill wraz z Robertem Kasprzyckim. Zobacz zjdęcia z koncertu.
Po sobotnim obleganym przez dzikie tłumy koncercie Zakopower, niedzielny koncert celtyckich bardów był zdecydowanie bardziej kameralny i odbywał się w spokojniejszej atmosferze. Nie znaczy to jednak, że przez mieszkańców Elbląga został zignorowany. Przeciwnie, ludzi było całkiem sporo, choć bardziej rozproszonych.
Niemniej jednak najważniejsza w tym wszystkim była muzyka i jej wykonawcy. To niezwykłe z jaką lekkością muzycy Carrantouhill potrafią kreślić dźwiękami irlandzkie pejzaże. Raz przenoszą nas w roztańczoną, niczym nieskrępowaną zabawę w irlandzkim pubie, a kiedy indziej piękną refleksyjną melodią prowadzą nas przez zielone, osnute poranną mgłą wrzosowiska. Pomaga im w tym (poza wrodzonym talentem oczywiście) bogate instrumentarium - oparte na rockowym kanonie - jednak uzupełnione o skrzypce, mandolinę, akordeon, klawisze czy flet. Ponadto przy okazji tego akurat występu wspomagał ich wokalnie i gitarowo Robert Kasprzycki – pochodzący z Krakowa poeta i pieśniarz. Trzeci raz widziałem na żywo Carrantouhill i za każdym razem wzbogacają swój występ udziałem jakiś gości. To bardzo przyjemne zjawisko dla słuchacza, gdyż każdy występ zespołu staje się dzięki temu zupełnie inny i zaskakujący.
Tym razem z powodu Kasprzyckiego mieliśmy więcej knajpianego klimatu, przywodzącego na myśl marynarskie pieśni. Dzięki temu koncert był zdecydowanie żywszy, a muzyka – tak jak w Irlandii – zachęcała do zabawy i tańca. Wśród utworów z udziałem Kasprzyckiego znalazły się m.in.: „Gdy wrócę do Irlandii swej” czy „Uważnie panowie”. Natomiast spośród wielu instrumentalnych, pejzażowych choćby „Gypsy” czy „Severine”. Oczywiście nie zabrakło bisu.
Świetny koncert Carrantouhil był bardzo przyjemnym zwieńczeniem interesującego wydarzenia jakim okazało się Święto Chleba. W takim właśnie duchu - folkowym, ludowym (ale nie „wieśniackim”) - powinna w kolejnych latach rozwijać się ta impreza. Warto ją kontynuować i promować.
Niemniej jednak najważniejsza w tym wszystkim była muzyka i jej wykonawcy. To niezwykłe z jaką lekkością muzycy Carrantouhill potrafią kreślić dźwiękami irlandzkie pejzaże. Raz przenoszą nas w roztańczoną, niczym nieskrępowaną zabawę w irlandzkim pubie, a kiedy indziej piękną refleksyjną melodią prowadzą nas przez zielone, osnute poranną mgłą wrzosowiska. Pomaga im w tym (poza wrodzonym talentem oczywiście) bogate instrumentarium - oparte na rockowym kanonie - jednak uzupełnione o skrzypce, mandolinę, akordeon, klawisze czy flet. Ponadto przy okazji tego akurat występu wspomagał ich wokalnie i gitarowo Robert Kasprzycki – pochodzący z Krakowa poeta i pieśniarz. Trzeci raz widziałem na żywo Carrantouhill i za każdym razem wzbogacają swój występ udziałem jakiś gości. To bardzo przyjemne zjawisko dla słuchacza, gdyż każdy występ zespołu staje się dzięki temu zupełnie inny i zaskakujący.
Tym razem z powodu Kasprzyckiego mieliśmy więcej knajpianego klimatu, przywodzącego na myśl marynarskie pieśni. Dzięki temu koncert był zdecydowanie żywszy, a muzyka – tak jak w Irlandii – zachęcała do zabawy i tańca. Wśród utworów z udziałem Kasprzyckiego znalazły się m.in.: „Gdy wrócę do Irlandii swej” czy „Uważnie panowie”. Natomiast spośród wielu instrumentalnych, pejzażowych choćby „Gypsy” czy „Severine”. Oczywiście nie zabrakło bisu.
Świetny koncert Carrantouhil był bardzo przyjemnym zwieńczeniem interesującego wydarzenia jakim okazało się Święto Chleba. W takim właśnie duchu - folkowym, ludowym (ale nie „wieśniackim”) - powinna w kolejnych latach rozwijać się ta impreza. Warto ją kontynuować i promować.
Tomasz Sulich