UWAGA!

Każdy robi to, co lubi, a ja sobie śpiewam...

 Elbląg, Śpiewanie towarzyszyło mi od małego, miłość do śpiewania wyniosłam z domu. Mam wiele rodzeństwa i to od niego przejęłam tę pasję - mówi Agnieszka Klimeczko
Śpiewanie towarzyszyło mi od małego, miłość do śpiewania wyniosłam z domu. Mam wiele rodzeństwa i to od niego przejęłam tę pasję - mówi Agnieszka Klimeczko (fot. Anna Dembińska)

Dziewczyna do tańca i do różańca. Śpiewa w chórze, gra na gitarze, przygotowuje dzieci do pierwszej Komunii św. Agnieszka Klimeczko to kobieta pełna optymizmu i energii i kolejna osoba z Cantaty, która bez muzyki nie mogłaby żyć.

Dominika Kiejdo: - Śpiewa Pani, tańczy, gra na gitarze. Muzyka to chyba Pani drugie imię?
      
Agnieszka Klimeczko: - Śpiewanie towarzyszyło mi od małego, miłość do śpiewania wyniosłam z domu. Mam wiele rodzeństwa i to od niego przejęłam tę pasję. Dzięki braciom nauczyłam się grać na gitarze. Mój tata także był bardzo rozśpiewany, więc on też zaszczepił we mnie miłość do muzyki. Z czasem zaczęłam śpiewać w scholi parafialnej przy kościele św. Wojciecha, potem w scholi młodzieżowej, a na studiach w chórze akademickim. Szczególnie mocno zapamiętałam ten ostatni chór. Prowadził go dyrygent z Gdańska, który dał mi taką szkołę, że czerpię z jego wiedzy i doświadczenia do dzisiaj. Do tej pory pamiętam rady, które nam dawał.
      
       - Na tyle, że przejęła Pani pałeczkę i została opiekunem scholi dziecięcej przy Pani parafii.
      
- I to na własne życzenie (śmiech). Zgłosiłam się na ochotnika. Proboszcz bardzo się ucieszył, a ja dalej spełniałam się w tym, co lubię.
      
       - Ta przygoda trwała dwa lata...
      
- Musiałam niestety zrezygnować z prowadzenia scholi. Nie pozwoliły mi na to obowiązki domowe. Mam dwójkę małych dzieci. Często zabierałam je ze sobą wraz z gitarą na próby w soboty i niedziele na mszę. Niestety, nie wchodziło to w grę. Do tej pory jednak pomagam koleżankom w przygotowaniu dzieci do pierwszej Komunii św. w tamtejszej parafii.
      
       - Zamknęła Pani ten rozdział i tym razem postanowiła zrobić coś dla siebie...
      
- Dokładnie. Wzięłam udział w warsztatach muzyki liturgicznej w Pasłęku. Sporo się tam nauczyłam, a potem stwierdziłam, że chcę teraz zrobić coś dla siebie. Do tej pory to ja dawałam coś z siebie, a teraz przyszedł czas, bym to ja mogła się rozwijać. Po chwili przemyśleń zgłosiłam się do chóru Cantata i tak od września tam śpiewam.
      
       - Jednak początki nie były łatwe...
      
- Przyznaję, że łatwo nie było. Nie lubię poznawać nowych nut, a nowych utworów do nauczenia było co niemiara i różne miałam myśli, ale jednak przetrwałam i jestem tu nadal.
      
       - Jest Pani nauczycielem w przedszkolu. Domyślam się, że wykorzystuje Pani śpiew w swojej pracy...
      
- Bardzo często. Mam dwie gitary, jedną noszę ze sobą do kościoła na próby, a drugą mam cały czas w pracy. Dzieci uwielbiają tę gitarę. Ostatnio kupiłam sobie też keyboard.
      
       - Można powiedzieć, że jest Pani i do tańca, i do różańca.
      
- I z gitarą, i bez gitary śpiewam i tańczę, i wszystko (śmiech). Uwielbiam wszystko, co jest związane z muzyką! Każdy robi to, co lubi, a ja sobie śpiewam...
      
       - Pani dzieci też są uzdolnione muzycznie?
      
- Tak. Gdy chcę sobie poćwiczyć i pośpiewać, często zamykam się w pokoju i przygrywam na keyboardzie. Chcąc nie chcąc dzieci to słyszą i sobie potem podśpiewują. Gdy był okres śpiewania pieśni niepodległościowych, moje dzieci stawały na baczność w przedpokoju i śpiewały: „Marsz, marsz Polonia...” (śmiech).
      
       - Świetnie, że przy dwójce dzieci może sobie Pani pozwolić na częste wyjścia.
      
- Mogę sobie na to pozwolić ponieważ mam bardzo wyrozumiałego męża, który mnie w tym wszystkim wspiera i zostaje z dziećmi, kiedy mnie nie ma. Staram się wypełniać obowiązki domowe ale nie chcę też zostać „kurą domową”. Śpiewanie z chórze to dla mnie odskocznia, czasem relaks. Taka odskocznia jest bardzo potrzebna w codziennym życiu.
      
       - Jako mama dwójki maluchów w stu procentach się z Panią zgadzam. A w jakim repertuarze odnajduje się Pani najbardziej?
      
- Na pewno bliższe są mi pieśni o podniosłym charakterze, a najbardziej lubię chyba pieśni sakralne.
      
       - Gdyby zaproponowano Pani zaśpiewanie solówki, to...
      
- Nie odmówiłabym, ale musiałabym dostać sygnał, że dam radę, że mam silny głos i podołam. Jestem na tyle odważna, ale nie wiem, co by było dalej, bo podczas występów umarłabym z nerwów (śmiech). Zobaczymy, co tam los przyniesie.
      
       - Śpiewa Pani dzieciom do poduszki?
      
- A śpiewam... A żeby było śmiesznie, moi synowie tak się do tego przyzwyczaili, że codziennie tego ode mnie wymagają. A ja się już tak wycwaniłam, że włączam im teraz kołysanki, bo codziennie się pytają, czy im zaśpiewam. Z jednej strony to śpiewanie to był fajny pomysł, ale proszę sobie wyobrazić, że muszę codziennie dawać półgodzinny koncert (śmiech)... a czasem nawet dłużej.
      
       - Tak sobie myślę, że to chyba ważne, by dzieci miały kontakt z muzyką, były wrażliwe na muzykę...
      
- Na pewno kontakt z muzyką dodaje im odwagi, pewności siebie. Obserwuję to po moim starszym synku, jak sobie czasami gwiżdże pod nosem i podśpiewuje. Bardzo lubi muzykę, często przychodzi do mnie i mówi: „Mamo, włącz jakąś muzę...”.
      
       - A jaką muzykę Pani włącza najczęściej?
      
- Słucham tylko muzyki latynoamerykańskiej.
      
       - Ma Pani czas na inne pasje?
      
- Lubię robić różnego rodzaju cuda z papieru (kwiatki, motylki, aniołki, itp.).
      
       - Z pewnością ta umiejętność przydaje się Pani w pracy w przedszkolu. Ma Pani jakieś wyjątkowe wspomnienia z występów w Cantacie?
      
- Niesamowite wrażenie zrobił na mnie wyjazd do radia w celu nagrania płyty z kolędami. Nikt z nas nie wiedział, co tam się będzie działo, czego możemy się spodziewać. Jedni drugim co chwila przekazywali jakieś domysły, ploteczki, pomysły, ale do końca trwaliśmy w napięciu. Niektórzy pewnie myślą: „wielka mi rzecz – śpiewać bez publiczności („jak w domu przy lustrze”). To było nowe doświadczenie: niby w grupie a jednak sam na sam przy mikrofonie (na podsłuchu), jak ktoś był nieczysto – dostawałyśmy informacje przez słuchawki. Coś było źle – poprawka, ktoś za szybko wszedł – poprawka. Z jednej strony śmieszne, a z drugiej bardzo męczące. Mimo wszystko było to dla mnie ogromne przeżycie, być może dlatego, że przez chwilę poczułam się jak prawdziwa artystka (śmiech).
      
Rozmawiała Dominika Kiejdo

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama