Wszyscy chcą, żeby to właśnie ten czy tamten projekt był finansowany z budżetu publicznego, ale nie zawsze jest to możliwe. Wszyscy chcą tortu. A okazuje się, że zamiast dużego koła jest ciastko. Jak więc dzielić środki? Jak odnaleźć się w sytuacji permanentnego konfliktu interesów? O tym dyskutowali goście panelu "Samorządy otwarte na świat? Współpraca międzysektorowa i zagraniczna polskich samorządów" w ramach 12. Letnich Ogrodów Polityki.
Jak pierwszy o rozterkach "międzysektorowych" mówił prof. Tomasz Szlendak, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który razem z zespołem przyglądał się współpracy między samorządami a instytucjami kultury w trzech województwach.
- Samorząd jest postrzegany jako instancja, która jest w posiadaniu zasobów. Wszyscy oczekują dużego tortu, a tak naprawdę jest ciastko – mówił prof. Tomasz Szlendak.
Wzajemnym relacjom nie sprzyja również kilka czynników, m.in. obiektywnie sprzeczne interesy czy regulacje prawne, np. ustawa o zamówieniach publicznych. To właśnie one często bywają źródłem absurdów (jak w przypadku jednego z miast, gdzie trzeba było zrobić przetarg na występ zespołu Perfect, choć ten jest tylko jeden) oraz pochłaniają energię i czas. Potwierdzał to również prof. Cezary Obracht- Prondzyński z Uniwersytetu Gdańskiego, który działa również w różnych lokalnych stowarzyszeniach, na przykład w Instytucie Kaszubskim. Według niego energię, którą można by było przeznaczyć na działania wykańcza rozbudowana biurokracja.
- Samorząd jest otwarty na współpracę, ale skrępowany prawem – mówił dalej Szlendak. - Nie rozumieją tego organizacje trzeciego sektora i instytucje kultury. Najczęstszą metaforą tych relacji jest "kierowca PKS-u", czyli osoba, która jest władcą czegoś, co jest niewielkie. Może zatrzasnąć drzwi, może też odjechać. Jest panem i władcą.
Jak wygląda to po drugiej stronie barykady?
- Większość urzędników samorządowych postrzega trzeci sektor jako instytucje roszczeniowe. Widzą je jako "kryptofirmy", instancje, które realizują półprywatne interesy tych, którzy stoją na ich czele – mówił Tomasz Szlendak.
Według badacza współpraca w warunkach konkurencji i konfliktu jest jednak możliwa, choć trudna do zrobienia. Jak mówił dobrze by było zamienić to w pozytywną współzależność, gdzie wszyscy wygrywają.
Widoczni powinni być wszyscy
Rozmawiano również o tym, że trudno mówić o finansowaniu kultury w sytuacji, gdy samorządy muszą realizować zadanie zlecone przez państwo. Kiedy ok. 40 proc. jest przeznaczane na oświatę, a 30 proc. na pomoc społeczną na resztę pozostaje mniej niż połowa. O tym mówił Witold Wróblewski, prezydent Elbląga i dodał, że wszyscy samorządowcy szukają wsparcia w środkach unijnych, w środkach ministerialnych czy w biznesie.
O tym też mówił Wojciech Szczurek, który od początku związany jest z działalnością samorządową, a od 17 lat jest prezydentem Gdyni.
- Po 25 latach nauczyliśmy się te absurdy prawne przechodzić, ważniejsze jest to jakie są możliwości finansowania – mówił z kolei Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni. - Realnie możemy przeznaczyć mniej środków na kulturę niż kilka lat temu. Z jednej strony mamy mniej pieniędzy, a z drugiej klęskę urodzaju - co roku mamy coraz więcej świetnych pomysłów. Jednak z punktu widzenia samorządu nie wyobrażam sobie braku współpracy, szkoda, że nie zawsze możemy aż tyle projektów wspierać.
Dochodzi tu więc do głosu chłodna kalkulacja, bo samorząd z racji obowiązku musi finansować instytucje kultury, ale jak mówił Wojciech Szczurek władza nie powinna od tego uciekać. Z drugiej strony warto stawiać na organizacje pozarządowe, bo one często są bardzo skuteczne i mają jeszcze jedną zaletę – wyrastają ze społecznego zaangażowania.
- Receptą na sukces jest budowanie takiej mapy, gdzie widoczni są wszyscy – mówił.
Więcej władzy dla samorządów
Jak zgodnie mówili goście, których zaproszono do dyskusji, prawo stanowione odgórnie, przez centralę nie zawsze odpowiada samorządowej rzeczywistości. Do tego dochodzi również fakt, że inaczej wydawane są finanse związane z kulturą w Gdyni, a inaczej w Słupsku, w przeliczeniu na jednego mieszkańca.
- Ciężko porównywać potencjał naszych miast i regionów, bo konstytucyjna zasada zrównoważonego rozwoju zwyczajnie nie działa – mówił Robert Biedroń, prezydent Słupska. - Pewne rzeczy z perspektywy centralnej wymykają się spod kontroli. Nie widać tego zrozumienia dla potrzeb lokalnych. Być może trzeba się zastanowić nad przebudową państwa tak, żeby samorządy mogły współdecydować.
A już o 18.30 kolejne spotkanie, tym razem literackie: pisanie miasta - Sylwia Chutnik, Jakub Żulczyk, prowadzenie: red. Justyna Sobolewska.