UWAGA!

Malachit cienia: Elbląg tysiąca i jednej farby

 Elbląg, Malachit cienia: Elbląg tysiąca i jednej farby

Zapraszamy naszych czytelników na nowy cykl, w całości poświęcony elbląskiej scenie muzycznej. W każdą sobotę mamy dla Was garść muzycznych wiadomości dotyczących historii a także wybranych aktualnych wydarzeń, które miały miejsce w Elblągu, ale nie tylko. Dziś relacja z koncertu Farben Lehre, który odbył się w ubiegłą niedzielę w klubie muzycznym Eden. Zobacz fotoreportaż.

Malachit cienia to walające się po podłodze dżule… Tym razem siłą sprawczą wysypania tychże jednostek na elbląski parkiet był zespół Farben Lehre, który przyjechał do nas z Płocka. Wsparcia udzieliła mu elbląska formacja Bangor.
     Niedziela 26 listopada - tak jak każda inna niedziela - sprzyjała „wydawaniu” drobnych i spacerom z rurą z kremem w ręku. Jednak jest w naszym mieście grupa ludzi, która dostała w tym dniu prezent, na który czekali od wielu lat, a który mogli dostać wcześniej. W tę niedzielę spełnił się plan, który ostatnimi czasy jako pierwszy wystosował kolektyw Depression Town Crew, podejmując się organizacji koncertu zespołu Farben Lehre. Niestety, z przyczyn finansowych planowany na październik koncert - jak to niektórzy mają w zwyczaju określać - „żywej legendy punk-rocka”, nie odbył się, a ciężar zadania przejęła ekipa klubu muzycznego Eden. Nasuwa mi się w tym miejscu pytanie: jeżeli koncert tego typu kapeli przekreślają problemy finansowe, to ile to tak naprawdę ma wspólnego z punk-rockiem?
     Inna historia: kilkanaście miesięcy temu kilku śmiałków postanowiła zaprosić muzyków zespołu Proletariat na gig do naszego miasta, w odpowiedzi na co dostali salwę z dość pokaźnej sumy oraz dwie strony formatu A4 z zestawem sprzętu, który trzeba zorganizować i na którym owa szlachta by sobie pograła. Elbląg taki sprzęt rzadko widzi. Jak wiadomo, koncert ten nie odbył się i choć dwa wspomniane zespoły prezentują trochę inna muzykę, widać pewną analogię między tymi sytuacjami. Ale wiemy, jak jest, wszyscy muszą zarabiać. Ceny paliwa idą w górę…
     Wchodząc na salę klubu muzycznego Eden po godz. 18 zauważyć można było zgromadzoną w środku, dość sporą liczebnie gawiedź, skupiającą swoją uwagę na tym, co działo się na scenie. W tym czasie decybelem na sali rozporządzał elbląski Bangor, szczerze trzeba przyznać, że dość umiejętnie. Zespół, który w ciągu kilkunastu miesięcy raczył nas swoja muzyką na takich spędach jak Extreme Agression Show, koncerty DTC czy impreza Downhill w Bażantarni, przeszedł ostatnio kilka zmian personalnych, co znacznie poprawiło jego walory foniczne. Chodzi tutaj o prędkość gry, którą zespół potwierdził już 4 listopada w trakcie koncertu z trójmiejska grupą Sainc w Volcie. Miechoo z towarzyszami rozpoczęli współpracę z nowym basistą oraz perkusistą i to właśnie „fizyczna” praca tego drugiego sprawiła, że zespół przyspieszył. Nie mówię o tym, że tempo spaceruje traktem wygibasów takich jak Torsofuck, tylko o tym, że w końcu otrzymał odpowiednią dawkę metalowej energii, która zawsze mu gdzieś uciekała. Nie da się też ukryć, że instrumentaliści pracują nad swoim warsztatem zaciekle i zwracają dużą uwagę na selektywność i technikę gry, sprawiając, że Heavy w ich wykonaniu nie jest prostolinijny i potrafi zainteresować. W czasie półgodzinnego setu koncertowego Bangor zaprezentował nam utwory: „Faceless”, „N.Y.A.D”, „The Path Of Time”, „Liberatem” czy cover grupy Guano Apes - „Open Your Eyes”.
     Bangor przyczynił się do podwyższenia temperatury na sali, po czym przekazał scenę Farben Lehre. Jako pierwszy, muzycy zaserwowali utwór „Analfabeci” i tym samym sprawili, że duża część wiernych oddała się tańcu i charakterystycznym dla tego rodzaju zabawy podrygom pod sceną. Drugi w kolejności poleciał, pochodzący z zarejestrowanego w 1996 r. albumu „Zdrada”, utwór o tytule „Garażówka”. Szybkie tempo tego kawałka oraz jego wpadająca w ucho, durowa wartość melodyjna przekonała większość osób na sali, która w zamian postanowiła przyczynić się do rwetesu, który opanował salę.
     I taka sytuacja utrzymała się do końca. Zespół „wylał” na głowy osób zgromadzonych kubeł farby, dodając tylko później różnych barwników. Mieliśmy więc następnie „Atomowe zabawki” i „Kolory”, po których to Panowie z FL postanowili cofnąć nas do pierwszych płyt: „Bez Pokory” (1991) i „My Maszyny” (1993), odgrywając nam po jednym kawałeczku z tych pozycji: pretensjonalny „Egoiści” i bezpośredni „Mam w d…”. Dalej usłyszeliśmy żywiołowy „Siła w nas” a za nim delikatnie bujający, reggae’owy „Magia”, którym to zespół zdecydowanie zwolnił. Ale nie na długo. Tego dnia usłyszeliśmy jeszcze utwory takie jak „Szwajcaria”, „Pogodna”, „Nowe Helikoptery”, „Rozkołysanka”, „Diabeł” czy „Judasz”. Nie obyło się oczywiście bez „Matury”, do której zaprosiły nas pozdrowienia dla ministra, a także bez wyśpiewanych przez tłum „Spodni z GS-u”.
     Zespół powracał na scena kilkakrotnie, zachęcany do tego przez publiczność. Występ przedłużył się do niemalże dwóch godzin, w czasie których ściany klubu wypełniła przyjazna atmosfera. Muzycy urozmaicili set, wtapiając w niego i krystalizując na gigu trzy covery: „Should I Stay…” z repertuaru The Clash, „Somebody” The Ramones i „Buffalo Soldier” Boba Marleya.
     Zespół Farben Lehre obchodził niedawno okrągłą rocznicę, pozostawiając za sobą 20 lat pracy i 14 studyjnych krążków. Przez te lata grupa przechodziła wiele zmian personalnych i zdobywała doświadczenie, którego dowiodła na koncercie. Mówiąc jednak o „tej” formacji w kategoriach punk-rocka, należałoby chyba raczej rozpatrywać „ją” w jego bardziej melodyjnej wersji. Zespół podczas występu na deskach naszej sceny skupił się głównie na zaprezentowaniu nam utworów z nowszych płyt, takich jak chociażby „Pozytywka”, na której utwory są już bardziej „wesołe”, i coraz częściej pozbawiane punkowej rdzy. To właśnie doskonale opisuje teraźniejszy charakter grupy, która swoim „słodkim” temperamentem, podkreślanym przez mimikę i rozbawiające czasami gesty sceniczne muzyków, a zwłaszcza Wojtka; chwytliwe teksty i zdobyty dawno temu, ale poniekąd utrzymywany mandat sceny alternatywnej, zdobyła uznanie Polski, i to - jak pokazał nam koncert - głównie tej jej młodszej części. Niemniej jednak jest to fajny zespół i dobrze się go słucha.
     Koncert wypadł dobrze, chociaż w tym miejscu zastrzeżenia mogę mieć do organizatorów, którzy zaserwowali nam bardzo wysoką, jak na ten rodzaj muzyki, cenę. W zamian otrzymaliśmy tylko dwa, co prawda dobre, ale nie za bardzo powiązane ze sobą tematycznie zespoły. Ale temat ten wyjaśniłem w pierwszej części tego tekstu i nie będę do nich wracał. Mimo wszystko, na koncert przybyło wiele osób, również spoza Elbląga, które dobrze się bawiły i pokazały, że są przygotowane na więcej tego typu niespodzianek. Do następnego!!!
     
Orzeu

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama