W czwartek (6 maja) w Jaszczurze odbył się koncert pod groźnie brzmiącym tytułem „Night of the Beast”. Przywoływać bestie miały trzy kapele eksplorujące raczej mało poetyckie rejony muzyczne. Zobacz fotoreportaż.
Tak więc z godzinną obsuwą przy nielicznej publiczności rozpoczęli próbę niszczenia naszych uszu elbląscy brutaliści z Empty Throne. Coś mi nie grało, kiedy zobaczyłem zespół, który widziałem nie po raz pierwszy. Dziewczę oto jakieś na klawiszach się pojawiło, wokalista jakby zmalał i przytył, gitarzysta też coś nie ten. Jak się później dowiedziałem, zmianie uległ cały skład z wyjątkiem niestrudzonego w boju basisty Ardiego. Cóż więc wyszło z tak dużej zmiany? Ano wyszło całkiem nieźle. Wcześniej muza Pustego Tronu wydawała mi się jakaś taka toporna, rozlana, niekiedy wręcz nietrzymająca się kupy, rozjeżdżająca się, z przesadnie ekspresyjnym i wyeksponowanym wokalem, który zwyczajnie męczył (mówię o występach live). Teraz natomiast nabrali sporo dynamiki, i to pomimo użycia tylko jednej gitary. Kolejne utwory nie męczyły, dawały nawet niezłego kopa. Kop może byłby bardziej konkretny, niestety selektywność brzmienia pozostawiała wiele do życzenia. Niekiedy pozostawało się jedynie domyślać, co w tym momencie gra gitarzysta. Nowy wokalista, niejaki Maras, też spisał się przyzwoicie. Facet, choć niepozorny, ma całkiem niezłe gardło, szczególnie w niskich partiach (growle), bo już w wyższych skrzekach radzi sobie średnio. I słowo na temat klawiszy. Sporo zespołów próbowało adaptować ten instrument do death metalu, nielicznym tylko się udało. Tu pojawiły się jakieś zajawki pomysłów, ale to jeszcze nie to, zbyt banalne i oczywiste to były partie, aby uzasadnić ich obecność. No i niekiedy nieczyste panno Astareth. Polecam też chłopakom na przyszłość więcej ekspresji scenicznej, bo pozycje wystawowych manekinów nie przystoją prawdziwym metalowcom. A i publika lepiej wtedy reaguje.
Po występie elblążan znowu mieliśmy okazję sprawdzić swoją cierpliwość. Na występ malborskiego Forecast czekaliśmy z okładem 40 minut. A to bardzo nieładnie. Jednak długowłosi piewcy mroku z grodu maryjnego wynagrodzili nam to oczekiwanie konkretną dawką melodyjnego death/black metalu. Widać było, że już mają w pakiecie trochę obycia scenicznego. Dzięki temu udało im się zebrać przed sobą o kilka osób z zaawansowanym ADHD więcej niż poprzednikom. Malborczanie muzycznie zaprezentowali się ciekawie. Utwory były urozmaicone, od melodyjnych, chwytliwych riffów po konkretne blasty. Pojawiły się nawet (puszczone z laptopa, jak mniemam) czyste wokale, które nadały muzyce nieco podniosłej atmosfery mogącej kojarzyć się ze starym, dobrym, wiking metalowym graniem. Tych kilkanaście zgromadzonych osób rozruszali na tyle, że nie pozwolono im zejść bez bisu. Dodam z małą złośliwością, że Ardi grający również tutaj na basie, był zdecydowanie bardziej ruchliwy niż kilka chwil wcześniej grając ze swoją macierzystą kapelą.
Po występie Forecast pojawiła się mała konsternacja. Sprzęt zaczął znikać ze sceny. No a co z Deathcaller’em – pytam bassmena Empty Throne. Okazało się, że chłopaki mieli mały wypadek komunikacyjny pod Toruniem i nie zdołali dojechać. Trochę szkoda, ale ważne, że nic im się nie stało.
Podsumowując. Bestii raczej nie udało się zwabić, ale może choć ucho podniosła gdzieś tam w swojej pieczarze i zaciekawiona czeka na następną okazję.