UWAGA!

Od ostatniej premiery minęły dwa lata

 Elbląg, Irena Adamiak
Irena Adamiak (fot.rp)

Irena Adamiak prawie nie gra, jej sytuacja w elbląskim teatrze jest nie do pozazdroszczenia. 1 września będzie obchodziła 25-lecie pracy scenicznej, może los się odmieni... Na stronie Aktualności wybieramy najpopularniejszego aktora Teatru im. Sewruka.

Ostatnia Pani premiera to „Sceny miłosne dla dorosłych”, dość dawno. Z pewnością jest Pani spragniona grania. Jaką rolę chciałaby Pani zagrać?
     Irena Adamiak:Nie wiem. Ktoś wytresował mnie w ten sposób, że w tej chwili przestałam marzyć. Myślę, że nie ma co ukrywać czegoś, co już wszyscy widza gołym okiem. Odebrano mi nadzieję na marzenia... chyba, żebym zmieniła teatr.
     
     Dlaczego tak jest?
     Nie wiem. Myślę, że powodów zawodowych nie ma. Jeżeli podobam się kapitule, która daje mi nagrodę aktorską, to powodów zawodowych raczej nie ma. A to jest jedyna przyczyna, która mogłaby spowodować, że eliminuje się aktora z sceny. Dwa lata nie byłam na scenie w żadnej nowej sztuce. A grają amatorzy...
     
     Ale nie mówi Pani tak o swoich kolegach?
     Nie, absolutnie. Mówię na przykład o „Opowieści wigilijnej”, gdzie wchodzi tabun młodych ludzi, a aktor nie gra. Dlatego w tej chwili staram się nie marzyć o rolach. Jestem realistką i staram się utrzymać siebie w równowadze psychicznej jako aktor. Gdybym marzyła, te marzenia byłyby zupełnie nierealne. Ale są role, które chciałabym zagrać. Chciałabym zagrać coś, co byłoby współczesne i mówiło o relacjach międzyludzkich w dzisiejszym społeczeństwie. Myślę, że to najistotniejszy obecnie problem - zaburzenie więzi i relacji międzyludzkich. Gdy porozmawiać z ludźmi, okazuje się, że wszyscy jesteśmy dotknięci. Kiedy idziemy do urzędu, jesteśmy dotknięci tym zaburzeniem relacji społecznych. Jeżeli urzędnik może sobie na to pozwolić, to traktuje nas lekceważąco. A to, jak jesteśmy traktowani - czy przez kolegów, czy to w pracy, czy w urzędzie - zależy od uczciwości człowieka. Jeżeli człowiek gdzieś tam pogubi swoje człowieczeństwo, to zaczyna nas traktować instrumentalnie.
     
     Dla Pani to na razie raczej smutny rok, ale jednak jubileuszowy.
     Pierwszego września minie 25 lat mojej pracy scenicznej. To w sumie nigdy nie była burzliwa kariera, nigdy nie byłam wielką diwą teatru, ale miałam piękne role, zdarzyły mi się piękne momenty w życiu teatralnym. W teatrze rzeczywiście jest tak, że muszą się wytworzyć jakieś więzi między ludźmi, bo to jest praca na instrumencie, który się nazywa psychika. Kiedy się pracuje w zespole, nie ma mowy, żeby się nie wytworzyły się jakieś więzi Są momenty, kiedy coś pięknego się tworzy i to emanuje później na publiczność. Takich momentów miałam dużo w teatrze, bardzo dużo. To jest wartość, którą niesie teatr - dla aktora. 25 lat, może nie wulkanu, ale 25 lat z mnóstwem bardzo pięknych momentów.
     
     Czy będzie przedstawienie jubileuszowe?
     Nie słyszałam na ten temat nic, rozmowy sezonowe dopiero przed nami. Na dzisiaj nie mam żadnej wiedzy na ten temat.
     
     Kobietom trudniej w teatrze?
     Teatr jest mniej życzliwy dla kobiet, chociaż nie wiem, dlaczego. Wszędzie, gdzie się pójdzie, to kobiety szukają sobie miejsca, drogi samorozwoju, to kobiety chodzą na kursy dokształcające. Wszędzie są przede wszystkim kobiety, zwłaszcza tam, gdzie jest to ewidentnie dobrowolne, np. na kursach tańca, na nauce języka migowego. One są aktywniejsze, a i tak świat jest bardziej życzliwy dla mężczyzn.
     
     Chodziła Pani na kursy tańca?
     Chodziłam przez jakiś czas na taniec irlandzki, żeby sobie poćwiczyć. Dla własnej satysfakcji i żeby utrzymać kondycję, bo kondycja fizyczna jest aktorowi niezbędna. Szczególnie w mojej sytuacji, kiedy wchodzę na scenę sporadycznie, a muszę mieć energię, żeby ją z siebie wykrzesać i jeszcze przenieść na drugą stronę rampy.
     
     Skoro ma Pani jubileusz, wypadałoby przygotować przedstawienie jubileuszowe. Jakie?
     Podczas ubiegłorocznej rozmowy sezonowej sam dyrektor wyszedł z pytaniem, co bym chciała zagrać. Marzy mi się, jest piękna rola w monodramie „Shirley Valentine”. Wspaniała postać kobieca. Monodram mówi nie o problemie dotyczącym kobiet, ale, ogólniej, dotyczącym ludzi, którzy w pewnym momencie życia gubią siebie. Pozostają im tylko funkcje: funkcja aktor, funkcja żona, funkcja sprzątająca, funkcja telewidz. Same funkcje, nic nie zostaje z człowieka. Ta kobieta buntuje się w pewnym momencie przeciw temu i próbuje odszukać siebie. I znajduje. Bardzo piękne. Jest tam też śmiech, bardzo dużo śmiechu, ale śmiech, który trochę nas ściska w gardle.
     
     Pani jubileusz miałby być prezentem dla Pani, czy bardziej dla widza?
     Coraz częściej zaczynam myśleć o misji, jaką ma do spełnienia teatr. Teatr musi rozmawiać z widzem, namawiać go do czegoś, polemizować z nim, kazać mu się nad czymś zastanowić, wręcz coś zobaczyć, coś przewartościować. Teatr to jest świątynia sztuki, a w świątyni są kapłani. A kapłani czegoś uczą, próbują dotrzeć do duszy człowieka i wywrzeć na tę duszę wpływ. Jeżeli mają do czegoś namawiać, to właśnie żeby spojrzeć na siebie, swoje człowieczeństwo, przewartościować, poszukać drogi do samego siebie. I takie rzeczy mnie w tej chwili interesują. Nie role jako popis aktorski, tylko to, co ja bym mogła na tę drugą stronę rampy przekazać.
     
     Pozostałe rozmowy:
      Leszek Czerwiński
      Anna Gryszkiewicz
      Mariusz Michalski
      Marcin Tomasik
      Tomasz Muszyński
      Krzysztof Bartoszewicz
      Jolanta Tadla
      Anna Suchowiecka
      Anna Iwasiuta
      Jerzy Przewłocki
      Teresa Suchodolska-Wojciechowska
      Beata Przewłocka
PD

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Najsmutniejszy i chyba najszczerszy wywiad. Szkoda, że tak dobra aktorka pokazuje się bardzo rzadko elbląskiej publiczności. Mam nadzieję, że losy Pani Ireny odmienią się wkrótce :) Z całego serca tego życzę.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    kapusta(2009-03-25)
  • Może Urząd Marszałkowski poobserwowałby co się dzieje w teatrze skoro tak wspaniali aktorzy nie graja
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    wielbiciel teatru(2009-03-25)
  • Nie aktorzy, tylko aktorka -sztuk raz
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    kalafior(2009-03-25)
  • I to jest ten instrumentalizm o którym jest mowa w wywiadzie. , ,Aktorka - sztuk raz''. Jak:, ,pęto kielbasuy - sztuk raz''.
Reklama