UWAGA!

Teatr jest sposobem na życie

 Elbląg, Teatr jest sposobem na życie

Leszek Andrzej Czerwiński ma dopiero 25 lat, od niecałych dwóch lat występuje na deskach elbląskiego teatru, a już podbił serca publiczności, czego wyrazem jest tegoroczny Aleksander dla najpopularniejszego aktora. Widzów oczarował nie tylko swoimi umiejętnościami aktorskimi, ale też popisami wokalnymi. Jego talent doceniono na ostatnim Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Aktorskiej „Reflektor” w rodzinnym Koszalinie. Nam opowiedział o tym, jak trafił na scenę, co kocha w swoim zawodzie, oraz kim by był, gdyby nie został aktorem.

Angelika Kosielska: [Na scenie wulkan energii, podczas rozmowy nieco nieśmiały, z rozwagą waży słowa. Podczas któregoś wywiadu wyznał, że nie przepada za Elblągiem. Spacerując z nim po starówce, nawiązuję więc do tamtego stwierdzenia, pytając jak teraz – po prawie dwóch latach – podoba się mu nasze miasto?]
      
Leszek Andrzej Czerwiński: Powiedziałem sobie: nigdy w życiu w żadnym mieście się nie zakocham, bo popełniłem ten błąd z Gdynią, z którą ciężko mi było rozstać się po szkole. Ale w Elblągu też się poniekąd zakochałem. Od ponad dwóch miesięcy jestem po uszy zakochany w mojej córce. Tak więc to kolejne miasto, w którym zostawiłem serce i, cokolwiek by się nie zdarzyło, mam tu dla kogo wracać.
      
       Powiedziałeś „wracać” – czyżbyś zamierzał opuścić teatr Sewruka?
      
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Zawód aktor to zawód na walizkach. Aktor musi być gotowy do zmiany miejsca pracy w każdym momencie swojego życia. Poza tym wiadomo, że człowiek chce rozwinąć skrzydła, pragnie się doskonalić, rozwinąć swoje zainteresowania, a także zmierzyć się z innymi aktorami.
       Natomiast w tym momencie nie czuję, bym wykorzystał już wszystkie możliwości tej sceny, pracy w tym zespole, by móc powiedzieć sobie: tu już nic więcej nie zrobię. Jeszcze chciałbym zobaczyć, co uda mi się zrobić w elbląskim teatrze. Chcę zdobywać doświadczenie, chcę spotykać się z różnymi reżyserami, jestem wręcz żądny kolejnych wyzwań i na razie, póki co, Elbląg mi czegoś takiego dostarcza. Dlatego też odpowiedź na to pytanie teraz brzmi: nie, na razie nie zamierzam. Ale co będzie dalej, jaka będzie przyszłość, ciężko mi powiedzieć.
       A poza tym - po zdobyciu Aleksandra dla najpopularniejszego aktora jest komu się rewanżować.
      
       Skoro już wspomniałeś nagrodę, jaką obdarzyła Cię w tym roku elbląska publiczność, to zapytam: czym jest dla Ciebie to wyróżnienie?
      
Naprawdę – i to nie jest żadna kokieteria ani fałszywa skromność – nie spodziewałem się takiego wyróżnienia. Jest to bardzo miłe. Dostarcza mi jednak ambiwalentnych przemyśleń. Z jednej strony to duże uznanie dla człowieka, dla aktora, jego dorobku. Ale czym jest mój dorobek wobec starszych kolegów? Tak więc zastanawiam się - czym oczarowałem elbląskich widzów, że postanowili na mnie zagłosować? Co jest – podkreślam – bardzo miłe. Powstaje też pytanie, że skoro już po niespełna dwóch sezonach pracy zostaję wyróżniony taką nagrodą, to czym jeszcze może zaskoczyć Leszek Andrzej Czerwiński? W pewnym momencie bowiem limit możliwości się wyczerpuje. A ja nie jestem jeszcze człowiekiem, który jest na tyle doświadczony, żeby tych szuflad z wiedzą aktorską mieć kilka. Na razie, powiedzmy, mam jedną. Dlatego czuję, ze została na mnie nałożona duża odpowiedzialność, by każda następna rola była godna tego tytułu. Na pewno jest to mobilizacja do tego, by nie odpuszczać, by zawsze pracować na sto procent. To także wyzwanie by mierzyć się z nowymi rzeczami, by szukać w sobie niewykorzystanych pokładów możliwości.
      
       Co sprawiło, że dwunastoletni Leszek Andrzej Czerwiński postanowił zostać aktorem?
      
Robiliśmy w szkole podstawowej jasełka. Grałem jakąś drugorzędna rolę, jednego z gospodarzy, który odmówił przyjęcia Marii i Józefa w gospodzie. Bardzo mała rólka, składająca się z 2-4 zdań. Ale to się mi spodobało. Pomyślałem sobie, że to jest fajne. Od tego momentu, krok po kroku zacząłem dążyć do tego, by być na scenie, by uczyć się tego zawodu. Aż dojrzałem do decyzji, że będę zdawał do szkoły teatralnej. Zanim jednak to nastąpiło, spotkałem kilku nauczycieli, mentorów, którzy upewnili mnie w przekonaniu, że to właściwy wybór, i którym jestem za to niezwykle wdzięczny. Jedną z takich osób jest ówczesna aktorka koszalińskiego teatru Jagoda Możdżer, która bardzo mnie wspierała, szczególnie w latach „młodzieńczych”. Obok niej muszę wymienić także Erwina May'ra, także aktora koszalińskiego teatru. Erwin May'r prowadził warsztaty teatralne w Gdańsku, później w Gdyni, gdzie zdobywałem pierwsze szlify w zawodzie. Uczestniczyłem także w zajęciach Studium Poezji i Piosenki Haliny i Krzysztofa Ziembińskich, którzy przekazali mi kawał sporej wiedzy. Inspiracją był dla mnie także mój starszy brat, z wykształcenia muzykolog, który też jest osobą związaną ze sceną. Obecnie jest instruktorem zespołów rockowych w Koszalinie, a także sam grywa w rockowych kapelach. Jest dosyć znaną osobistością w muzycznym światku Koszalina. Od niego „zaraziłem się” pasją do muzyki.
      
       Ty także miałeś „przygodę” z rockową sceną muzyczną, prawda?
      
Tak, ale nie zachowały się żadne nasze nagrania. Zatrzymaliśmy się na etapie koncertów. Kapela niestety rozpadła się z przyczyn naturalnych. Będąc w kapeli rockowej, poznajesz scenę od innej strony. Masz okazję być blisko publiczności, oswajasz się z tym. To jest zupełnie inna scena niż ta teatralna, ale nie mniej wdzięcznie się na niej stoi.
      
       Co jest takiego w śpiewaniu, że z takim zaangażowaniem o tym mówisz, a z jeszcze większym „czynisz”, o czym świadczy choćby sukces w Koszalinie?
      
To jest tak jak z seksem – o tym nie da się opowiedzieć, to trzeba przeżywać. To są rzeczy, o których mogę długo opowiadać, ale są to doznania tak „szarpiące” od wewnątrz, że nie zrozumiesz tego, dopóki nie spróbujesz. Jak człowiek tego „posmakuje”, podda się temu, to będzie znał odpowiedź, co jest w tym tak fajnego i pociągającego. Dlatego każdemu, kto ma odrobinę szaleństwa w sobie i chęć ekspresji, wykrzyczenia, polecam wyśpiewanie swoich emocji, uczuć w swoich ulubionych kawałkach.
      
       Jeśli nie aktor, to kto? Czy miałeś jakiś plan b?
      
Miałem, oczywiście, że miałem. Liczyłem się z tym, że może mi się nie udać dostać do szkoły aktorskiej, więc oczywiście musiałem zastanowić się właśnie nad tym pytaniem: „jeśli nie aktorstwo, to co?”. I odpowiedź na to pytanie była tylko jedna. Ponieważ zdawałem maturę z biologii – przedmiot, w którym zakochałem się w szkole średniej, miałem ambitne plany, by – jeśli nie uda się mi dostać do szkoły aktorskiej – podjąć studia na kierunku biotechnologia. A kiedyś, dawno temu, zanim jeszcze chciałem być aktorem, miałem jeszcze inne marzenie. Chciałem być astronomem. Niestety, mój humanistyczny umysł, który był nieco na bakier z fizyką i matematyką, stanął na drodze do spełnienia tego marzenia.
      
       Aktorka Sandra Korzeniak, tegoroczna laureatka Paszportu Polityki, swój sposób wyrażania siebie na scenie porównała do wyprawy, twierdząc, że grając, chce przygody, podróży, magii, a nie turystycznej wycieczki. Jaki jest natomiast Twój model aktorstwa?
      
Oparty na prawdzie o człowieku. Przede wszystkim. My, aktorzy, jesteśmy ludźmi, którzy niosą prawdę o człowieku, jaka by nie była. Stawia się nas na scenie i mówimy o tym, jaki człowiek jest. Pamiętam, że w Warszawskiej Akademii Teatralnej wisi na ścianie list Herberta do artystów, który zaczyna się mniej więcej od słów: „Jesteśmy bardzo małą grupą, mniejszością społeczeństwa na ziemi, a uzurpujemy sobie prawo do wypowiadania się w imieniu wszystkich”. Taki jest właśnie aktor. Mówi prawdę o człowieku ludziom, którzy przychodzą do teatru, by coś przeżyć, by się otworzyć. Teraz więc – jak wielką trzeba władać empatią, jaką mieć wrażliwość, jak bardzo trzeba być otwartym na świat, żeby móc tę prawdę o człowieku nieść. Wiadomo, że my, aktorzy korzystamy z własnego wnętrza, własnych doświadczeń, emocji po to, by to, co robimy na scenie, było prawdziwe. Ale czasami niektórych przeżyć, które musimy powiedzieć o postaci, nam brakuje – czy to z racji wieku, czy też wyborów, itp. Wówczas wchodzą tu inne mechanizmy sztuki aktorskiej, czyli obserwacja świata. Jednym zdaniem – szkoła Stanisławskiego, a więc co by było, gdyby – zadawanie sobie pytań i kreowanie całego obrazu postaci w swojej głowie.
      
       Kogo widzisz na widowni, wychodząc na scenę? Czy może w ogóle ich nie widzisz, na końcu sceny stoi przezroczysta „ściana” i nie interesuje cię, co jest za nią?
      
Nigdy tak nie jest. Widz jest kwintesencją moich działań w teatrze. Jak się gra do pustej widowni na próbie, człowiek ma zupełnie inne podejście. Kiedy czujesz na sobie wzrok widza, kiedy słyszysz ich reakcje, to dopiero wtedy jest teatr, wtedy jest to żywe zjawisko. Pudełko, w którym zamknęło się widza i aktora ożywa i nabiera sensu. Dopiero wtedy ten kontakt jest żywy, teatr jest pełny, ma sens.
       Nie zastanawiam się, kto usiadł na widowni, jak będą mnie oceniać itp., bo gdybym miał zacząć o tym myśleć, to nic bym nie zagrał. W tym momencie skupiam się na tym, by wyjść i zagrać prawdziwie, realizując tematy postaci, które mam w głowie.
      
       Czym jest dla Ciebie teatr? Zarówno jako aktora – dlaczego właśnie z nim związałeś swoje życie – jak i jako widza?
      
Teatr jest sposobem na życie. To dobre, kiedy ten sposób na życie można połączyć z pracą, tak jak to jest w moim przypadku. Teatr zmusza mnie do zaglądania w głąb siebie, do szlifowania charakteru, do obserwacji świata, do patrzenia na innych ludzi w sposób wielowymiarowy i zmusza do myślenia o różnych rzeczach na więcej niż jeden sposób... no i daje mi możliwość ekspresji na scenie; każdy z nas ją ma, tylko że jedni wtedy biorą się za pisanie opowiadań fantasy, inni idą potańczyć, a ja po prostu mam to wpisane w codzienną pracę. Poza tym robię to, co lubię, i lubię to, co robię.
       Jako widz mam tylko jedno kryterium; zasiadając w fotelu, chcę dostać „coś” od aktorów grających na scenie, chcę wyjść z teatru i czuć się poruszony tym, co zobaczyłem. Obojętne, czy to będzie wzburzenie, współczucie, poczucie winy, radość, rozbawienie czy inne doznanie. Chcę wyjść z teatru i czuć, że to, co zobaczyłem, zostawiło we mnie ślad i daje powody do myślenia. Najgorsze jest niestety obojętne podejście do przedstawienia, bo to oznacza, że przedstawienie nie spełniło swojej roli.
      
       Przeczytałam ostatnio wypowiedź Piotra Kruszczyńskiego, że „Teatr nie jest w stanie naprawić świata. Może jedynie jątrzyć, niepokoić, prowokować”. Zgadzasz się z tym?
      
Nie znam kontekstu tej wypowiedzi, ale idąc za myślą autora, taką jaką mi przedstawiłaś, to tak, mogę się z tym zgodzić. Świat mają naprawić ludzie. Teatr nie jest w stanie naprawić świata. Ale może pokazać widzom, co się może zdarzyć, jakie mogą być konsekwencje, następstwa naszego postępowania, naszych wyborów. Teatr jest po to, by widzów na pewne rzeczy uwrażliwiać. Poprzez opowieść o Otellu pokazuje, do czego prowadzi zazdrość, opowieść o trzech siostrach Czechowa – do czego mogą doprowadzić ułudne marzenia o przeprowadzeniu się do wielkiego świata.
       Tak. Ma jątrzyć, ale go nie naprawi. Od naprawiania jest każdy z nas.
      
       Masz teraz fantastyczny okres. Zastanawia mnie, czy nie boisz się przyszłości, w której może się okazać, że obecne sukcesy mogą się skończyć.
      
Odpowiem ci tak - zawsze przygotowywano mnie na coś takiego. Ostrzegano, by nie zachłysnąć się sukcesem, bo za chwilę można być na dole. Sława to jest wypadkowa chwili szczęścia, bycia w odpowiednim miejscu, wykorzystania swoich pięciu minut. Natomiast mnie zależy na czymś innym. To renoma. Poczucie, że kiedy wychodzisz na scenę, reprezentujesz sobą na tyle dużo, że nikt Ci nie zarzuci braku profesjonalizmu. Wówczas nieważne jest, czy będziesz grał role drugoplanowe, czy wręcz trzymał tę halabardę w szóstym rzędzie – to nie będzie uwłaczać mojemu aktorstwu. Jestem świadomy tego, że to „moje”, mój czas może się kiedyś skończyć. Ale wierzę, że siła i świadomość swojej wartości pomoże mi przetrwać i taki czas, kiedy nie będę miał okazji wykazać się scenicznie.
      

 


       Boisz się ocen? Robisz coś, co jest wystawione na krytykę, otwierasz się przed publicznością, która wyraża swoje różne opinie i wystawia noty.
      
Mam tego świadomość. Nigdy jednak nie spotkałem się ze strony widza z tak ostrą krytyką, która podcięłaby mi skrzydła i pozbawiła wszelkich nadziei na dalszy rozwój w tym zwodzie. To mnie w jakiś sposób upewnia, że jednak mam predyspozycje do uprawiania tego zawodu, że reprezentuję coś sobą i jestem osobą, która jest godna miana aktora. Mam w sobie te wiarę, że powierzone mi zadania aktorskie wykonuję na poziomie przynajmniej poprawnym. Myślę, że ocen nie należy się bać.
      
       Która z ról była dla ciebie najważniejsza, była największym wyzwaniem albo jest ci najbliższa?
      
Największym wyzwaniem do tej pory był Piotr Smirnof. Zaraz za nim, wręcz prawie równorzędne miejsce zajmuje Raul z „Aż do bólu”. Bardzo miło wspominam również rolę Ruckleya w „Locie nad kukułczym gniazdem”. Bardzo mała rólka, natomiast wymagała ode mnie zupełnie innego podejścia do aktorstwa. Bardzo wdzięczna rola dla aktora który to gra. Wymagająca od niego naprawdę zaangażowania wszystkich zmysłów, totalnego poświęcenia się, bycia w tym i jeszcze trzymania tego w sobie. Do tego wszystkiego chciałoby się dodać jeszcze powierzone mi zadania w dyplomowym spektaklu mojego roku i małą rólkę Francka w „Plotce”, którą miałem okazję zagrać w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, bo wówczas tak naprawdę stawiałem swoje pierwsze kroki na profesjonalnej scenie.
      
       Czy myślisz o powrocie do monodramu?
      
Moje pierwsze spotkanie z monodramem, czyli „Pod mocnym aniołem” Jerzego Pilcha mogę nazwać amatorskim spotkaniem z teatrem. Byłem wówczas zupełną „świeżynką”. Gdybym dziś miał to samo grać, patrząc na trudność tego tekstu, to nie wiem, czy bym się odważył. Wówczas zrobiłem to raczej w zupełnej nieświadomości. Monodram jest tą sztuką, że wychodzisz na scenę na pół godziny czy nawet dłużej i musisz publiczność „trzymać na sobie”. Jesteś jednoosobową jednostką do zadań specjalnych. Myślę, że na razie brakuje mi doświadczenia do tego. Aczkolwiek nie mówię nie.
      
       A czym zajmuje się ulubiony aktor elblążan, gdy nie gra w spektaklach i nie przygotowuję się do kolejnych ról?
      
Bardzo interesuję się aniołami. Mam wręcz na ich punkcie bzika. Lubię dobre filmy. Jestem fanem serii gier final fantasy. Dobra książka też wchodzi w rachubę. Interesuję się także dubbingiem i voice acting.
      
       Plany na przyszłość?
      
Po tym maratonie, jaki miałem ostatnio, marzy się mi chwila oddechu. Najlepiej, wypoczywając na przykład w rodzinnym Koszalinie.
      
      
      
      

Angelika Kosielska

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • i tak z petem. .. nieładnie
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    misiu pysiu(2010-04-27)
  • to aktor. on papierosem gra :)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    tomciasz(2010-04-27)
  • podobny do jednego elbląskiego wokalisty :) hehe
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    amelllia(2010-04-27)
  • powinien sie troche ogarnac, bo jest jakis taki nieogarniety
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    saassa(2010-04-27)
  • Zgadzamy się z tym twierdzeniem i dlatego zapraszamy na Warsztaty Teatralne! Letni obóz teatralny organizowany przez Ogólnopolski Teatr William-Es z Zamku Książ Zaplanowany jest na okres jednego tygodnia w miesiącu sierpniu 2010r. Przewiduje następujące zajęcia: Zajęcia praktyczne: 1.Interpretacja tekstów : proza klasyczna, współczesna poezja klasyczna, współczesna 2.Podstawowe zadania aktorskie : etiudy pantomimiczne, improwizacje aktorskie na zadany temat 3.Podstawowe ćwiczenia dykcji i emisji głosu 4.Szermierka 5.Jazda konna Zajęcia teoretyczne: Wybrane zagadnienia z zakresu historii teatru Informacje dodatkowe: Obóz przewidziany jest dla młodzieży. Zajęcia prowadzone będą przez zawodowych aktorów i reżyserów, czynnie działających w zawodzie, oraz przez instruktorów jazdy konnej. Szkolenie odbywać będzie się w pomieszczeniach zamku Książ, Stada Książ, oraz na terenie Książańskiego Parku Krajobrazowego m. in. Amfiteatr Zamku Książ. Zakwaterowanie organizowane jest na terenie kompleksu Zamek Książ. Obóz ma być intensywnym kursem poruszającym najważniejsze aspekty pracy teatralnej mającym przybliżyć specyfikę zawodu aktora, rozwijającym już posiadane zdolności i umiejętności uczestników. Dodatkowe atrakcje: Wycieczki po zabytkach regionu Wałbrzyskiego (dodatkowa opłata) Pełniejsze informacje poprzez www. teatrwilliam-es. com
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    wschodnie drewno(2010-04-28)
  • Super foty! Masz chłopie aktorską gębusię. Interesującym aktorem jesteś, choć jeszcze nieopierzonym. I takimże człowiekiem. Obyś nie dal się zepsuć. Pewność siebie i pokorę na górę, a pychę i brak wiary do śmieci. iIbądź szczery, uczciwy. A będzie w górę, a nie w dół.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Serdeczny(2010-04-30)
Reklama