Dowiedz się, czy warto było iść na walentynkowy koncert, o którym było głośno już od ponad trzech miesięcy. Zobacz zdjęcia .
Jestem fanem muzyki różnorodnej i staram się jak najczęściej korzystać z muzycznych propozycji, które oferuje Elbląg. Nie planowałem jednak pójścia na koncert Dody. Nie jestem jej wielkim fanem, ale utwory akceptuję i co jakiś czas słucham. Głównym powodem, dla którego nie zdecydowałem się na kupno biletu, była zbyt wysoka cena. Czterdzieści pięć złotych to kwota, którą mogę wydać, wiedząc, że artysta ma nagranych kilka płyt i ma znacznie większe sukcesy na arenie ogólnopolskiej. Drugą rzeczą, która oddalała mnie od kasy Światowida, była drwina znajomych, kiedy mówiłem im o moich muzycznych planach na walentynki. No, ale przecież to ja chciałem tam iść, a nie moi znajomi.
Okazało się, że moim tegorocznym prezentem walentynkowym jest bilet na ten właśnie koncert. Szczęśliwy poszedłem w sobotę do hali MOS-u i czekałem na piosenkarkę. Jeszcze przed rozpoczęciem widowiska jej współpracownicy zachęcali do wspólnego odśpiewania „Sto lat”, podchodząc do grupek fanów. Zrodził się taki pomysł, ponieważ w niedzielę wokalistka świętowała swoje dwudzieste piąte urodziny. Początkowo publiczność nie wyraziła aprobaty, ale jak się później okazało, elblążanie złożyli muzyczne życzenia pod koniec imprezy.
Z niewielkim opóźnieniem Doda wyszła na scenę. Oczywiście - jak na gwiazdę przystało. Wielki napis DODA został ściągnięty, wystrzeliły fajerwerki i blondynka w czarnej peruce pojawiła się na swoim różowym tronie. Zorientowałem się, że czeka mnie oraz przybyłych show z prawdziwego zdarzenia.
Było to, czego można było się spodziewać. Odważne stroje artystki, ostry język i dużo przepychu - dwa telebimy, srebrny mikrofon, konfetti. Doda kolejny raz zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Podczas wykonywania jednej z piosenek troszeczkę…zafałszowała. Ale co tam. Zdenerwowanie jak zawsze ubrała w „ładne” słowa i zaśpiewała raz jeszcze. Cała Dorota - w końcu każdemu może się zdarzyć, zwłaszcza… królowej, prawda?
Ciekawe jest to, że na występ przybyły osoby w różnym wieku. Przede mną szalały nastolatki, a tuż za mną nieco starsze „nastolatki”. Niektóre to nawet z dziećmi. No, ale co robić, gdy nasza pociecha z pierwszej klasy szkoły podstawowej marzy o pójściu na koncert? Z takim „problemem” spotkała się moja znajoma, która przyszła na koncert zaproszona (zmuszona) przez ośmioletnią córkę. Poza nimi zaobserwowałem, że przyszły osoby dorosłe: grupy znajomych i zakochane pary.
Nie sposób nie wspomnieć o pewnych niedociągnięciach organizacyjnych. Bo widok muzyków odpowiedzialnych za nagłośnienie sali popijających piwo nie robił na fanach najlepszego wrażenia. Ponadto kilkakrotnie ogłoszono zakaz fotografowania, rejestrowania koncertu. Widziałem, że aparaty fotograficzne były zabierane. Zakaz to zakaz i należy się stosować. Ale widok współorganizatorów buszujących wśród publiczności z wymownym wzrokiem był zdecydowanie nie na miejscu. Takie jest moje odczucie. Fani stojący wśród zebranego tłumu mieli większą swobodę niż fotografowie-amatorzy sterczący obok barierek.
Z całą pewnością ten, kto miał się bawić, bawił się dobrze! Liczne atrakcje, które zapewniła nam piosenkarka, np. wjazd na scenę na motorze; różowa huśtawka, na której śpiewała Doda; sprawiły, że koncert na zwykłej hali sportowej nie odbiegał od występu w studiu telewizyjnym, sali koncertowej. Wydaje mi się, że Dorota Rabczewska udowodniła mistrzostwo w robieniu show (!) na dobrym poziomie. Elbląski koncert jest tego doskonałym przykładem. Wydaje mi się, że warto byłoby wprowadzić ograniczenie wiekowe dla osób chcących przyjść na koncert. Przykładem może być jeden z ostatnich zaprezentowanych utworów, podczas którego wyświetlono materiały zawierające sceny erotyczne. Takie właśnie pojawiło się ostrzeżenie na ekranie telebimu przed prezentacją „odważnych” zdjęć, filmów. Dodam, że złote myśli, których nie wypada przytoczyć, wpłynęły na lekką atmosferę imprezy. W końcu przychodząc na Dodę chciałem się dobrze bawić. Udało się!
Po zakończeniu widowiska artystka znalazła kilka minut, by rozdać najwierniejszym słuchaczom swoje zdjęcia z autografami, a także wykonać wspólną fotografię. Miałem okazję wraz z innymi fanami zobaczyć Dodę w innej fryzurze, stroju. Ostatnie minuty spędzone na hali umocniły mnie w przekonaniu, że Doda ma świetny kontakt ze swoimi wielbicielami.
Okazało się, że moim tegorocznym prezentem walentynkowym jest bilet na ten właśnie koncert. Szczęśliwy poszedłem w sobotę do hali MOS-u i czekałem na piosenkarkę. Jeszcze przed rozpoczęciem widowiska jej współpracownicy zachęcali do wspólnego odśpiewania „Sto lat”, podchodząc do grupek fanów. Zrodził się taki pomysł, ponieważ w niedzielę wokalistka świętowała swoje dwudzieste piąte urodziny. Początkowo publiczność nie wyraziła aprobaty, ale jak się później okazało, elblążanie złożyli muzyczne życzenia pod koniec imprezy.
Z niewielkim opóźnieniem Doda wyszła na scenę. Oczywiście - jak na gwiazdę przystało. Wielki napis DODA został ściągnięty, wystrzeliły fajerwerki i blondynka w czarnej peruce pojawiła się na swoim różowym tronie. Zorientowałem się, że czeka mnie oraz przybyłych show z prawdziwego zdarzenia.
Było to, czego można było się spodziewać. Odważne stroje artystki, ostry język i dużo przepychu - dwa telebimy, srebrny mikrofon, konfetti. Doda kolejny raz zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Podczas wykonywania jednej z piosenek troszeczkę…zafałszowała. Ale co tam. Zdenerwowanie jak zawsze ubrała w „ładne” słowa i zaśpiewała raz jeszcze. Cała Dorota - w końcu każdemu może się zdarzyć, zwłaszcza… królowej, prawda?
Ciekawe jest to, że na występ przybyły osoby w różnym wieku. Przede mną szalały nastolatki, a tuż za mną nieco starsze „nastolatki”. Niektóre to nawet z dziećmi. No, ale co robić, gdy nasza pociecha z pierwszej klasy szkoły podstawowej marzy o pójściu na koncert? Z takim „problemem” spotkała się moja znajoma, która przyszła na koncert zaproszona (zmuszona) przez ośmioletnią córkę. Poza nimi zaobserwowałem, że przyszły osoby dorosłe: grupy znajomych i zakochane pary.
Nie sposób nie wspomnieć o pewnych niedociągnięciach organizacyjnych. Bo widok muzyków odpowiedzialnych za nagłośnienie sali popijających piwo nie robił na fanach najlepszego wrażenia. Ponadto kilkakrotnie ogłoszono zakaz fotografowania, rejestrowania koncertu. Widziałem, że aparaty fotograficzne były zabierane. Zakaz to zakaz i należy się stosować. Ale widok współorganizatorów buszujących wśród publiczności z wymownym wzrokiem był zdecydowanie nie na miejscu. Takie jest moje odczucie. Fani stojący wśród zebranego tłumu mieli większą swobodę niż fotografowie-amatorzy sterczący obok barierek.
Z całą pewnością ten, kto miał się bawić, bawił się dobrze! Liczne atrakcje, które zapewniła nam piosenkarka, np. wjazd na scenę na motorze; różowa huśtawka, na której śpiewała Doda; sprawiły, że koncert na zwykłej hali sportowej nie odbiegał od występu w studiu telewizyjnym, sali koncertowej. Wydaje mi się, że Dorota Rabczewska udowodniła mistrzostwo w robieniu show (!) na dobrym poziomie. Elbląski koncert jest tego doskonałym przykładem. Wydaje mi się, że warto byłoby wprowadzić ograniczenie wiekowe dla osób chcących przyjść na koncert. Przykładem może być jeden z ostatnich zaprezentowanych utworów, podczas którego wyświetlono materiały zawierające sceny erotyczne. Takie właśnie pojawiło się ostrzeżenie na ekranie telebimu przed prezentacją „odważnych” zdjęć, filmów. Dodam, że złote myśli, których nie wypada przytoczyć, wpłynęły na lekką atmosferę imprezy. W końcu przychodząc na Dodę chciałem się dobrze bawić. Udało się!
Po zakończeniu widowiska artystka znalazła kilka minut, by rozdać najwierniejszym słuchaczom swoje zdjęcia z autografami, a także wykonać wspólną fotografię. Miałem okazję wraz z innymi fanami zobaczyć Dodę w innej fryzurze, stroju. Ostatnie minuty spędzone na hali umocniły mnie w przekonaniu, że Doda ma świetny kontakt ze swoimi wielbicielami.