Słynny rajd posła PiS Jacka Kurskiego drogą z Gdańska do Warszawy niczego nie nauczył innego parlamentarzysty. Na tej samej szosie policja złapała dziś Witolda Gintowt-Dziewałtowskiego, który - według stróżów prawa - za jednym zamachem złamał trzy przepisy. Pisze o tym „Newsweek Polska”.
Podobnie jak Kurski, tak i Gintowt-Dziewałtowski nie poniósł żadnych konsekwencji. Zatrzymującym go policjantom pomachał przed nosem poselską legitymacją. - Nie zapłacił mandatu, bo zasłonił się immunitetem - potwierdza Janusz Karczewski, rzecznik prasowy policji w Ostródzie.
Zdaniem policji, poseł przekraczał dozwoloną prędkość - także na terenie zabudowanym - wyprzedził na skrzyżowaniu i na linii ciągłej. Został zatrzymany w okolicach Miłomłyna koło Ostródy.
Tymczasem Witold Gintowt-Dziewałtowski twierdzi, że przepisów nie złamał.
- Spieszyłem się ze spotkania z mieszkańcami Ostródy do kardiologa w Elblągu. Wlókł się przede mną sznur aut z prędkością 60 km na godzinę, więc postanowiłem go wyprzedzić. Prędkości nie przekroczyłem, na skrzyżowaniu nie wyprzedzałem, owszem - nieco najechałem na linię ciągłą - utrzymuje poseł Lewicy.
Na nieszczęście jedno z wyprzedzonych aut okazało się nieoznakowanym radiowozem. - Policjanci szybko mnie wyprzedzili i na ich tylnej szybie wyświetlił się napis „jedź za mną”. Zastosowałem się do polecenia policji. Po ok. 4 km zjechałem w zatokę i pytany przez policję o personalia powiedziałem, że jestem posłem i pokazałem legitymację - relacjonuje Gintowt-Dziewałtowski. Według niego policjanci nie zastosowali się do prośby o szybkie wykonanie czynności. Argumentował, że bardzo mu się spieszy do lekarza. Tymczasem - jak ocenił - policja „grzebała się”, w wyniku czego w ostatniej chwili zdążył na wizytę.
Zdaniem policji, poseł przekraczał dozwoloną prędkość - także na terenie zabudowanym - wyprzedził na skrzyżowaniu i na linii ciągłej. Został zatrzymany w okolicach Miłomłyna koło Ostródy.
Tymczasem Witold Gintowt-Dziewałtowski twierdzi, że przepisów nie złamał.
- Spieszyłem się ze spotkania z mieszkańcami Ostródy do kardiologa w Elblągu. Wlókł się przede mną sznur aut z prędkością 60 km na godzinę, więc postanowiłem go wyprzedzić. Prędkości nie przekroczyłem, na skrzyżowaniu nie wyprzedzałem, owszem - nieco najechałem na linię ciągłą - utrzymuje poseł Lewicy.
Na nieszczęście jedno z wyprzedzonych aut okazało się nieoznakowanym radiowozem. - Policjanci szybko mnie wyprzedzili i na ich tylnej szybie wyświetlił się napis „jedź za mną”. Zastosowałem się do polecenia policji. Po ok. 4 km zjechałem w zatokę i pytany przez policję o personalia powiedziałem, że jestem posłem i pokazałem legitymację - relacjonuje Gintowt-Dziewałtowski. Według niego policjanci nie zastosowali się do prośby o szybkie wykonanie czynności. Argumentował, że bardzo mu się spieszy do lekarza. Tymczasem - jak ocenił - policja „grzebała się”, w wyniku czego w ostatniej chwili zdążył na wizytę.
oprac. PD