Jej walka trwała dokładnie 13 miesięcy. Spędziła wiele dni w szpitalach, przeszła setki badań, przyjęła dziesiątki cykli chemioterapii i silnych sterydów, przebywała wiele dni w domowej izolacji. Udało się! Bianka Wielgat wygrała walkę z białaczką!
8 czerwca minęło dokładnie sto dni domowej izolacji. Po przeszczepie szpiku mała Bianka musiała przebywać w sterylnych warunkach. Mogła sobie pozwolić jedynie na krótkie spacery z maską na twarzy. Rodzina Wielgatów skreślała dni z kalendarza, czekając z niecierpliwością na finał trudnej walki z chorobą. Sto dni minęło, a lekarze po długich konsultacjach zdecydowali, że Bianka musi przejść jeszcze teleradioterapię. I znów zaczęły się kolejne wizyty w szpitalu i oczekiwanie na wyniki: - Był to dla nas kolejny zwrot akcji, ponieważ nie nastawialiśmy się na dodatkowe leczenie – mówi Natalia Wielgat, mama Bianki. - Mieliśmy nadzieję, że to już koniec leczenia i będziemy już tylko w domu, ale skoro profesorowie podjęli taką decyzje, nie pozostało nam nic innego, jak tylko zgodzić się z ich decyzją.
I znów się wszystko zaczęło. Przymierzanie maski, znieczulenie ogólne, rezonans, a potem osiem trakcji naświetlania. Nie było łatwo, ponieważ Bianka na zawsze chciała zapomnieć o szpitalu, wierząc, że już do niego nie wróci. - Bardzo płakała i nie chciała zostać na noc w szpitalu – mówi Natalia Wielgat. - Chciała wracać do domku do swoich piesków Suzi i Toli. Na szczęście lekarze zgodzili się, żebyśmy codziennie przyjeżdżali do szpitala. Codziennie rano jechałyśmy więc na czczo do Gdańska. Każdego dnia zakładano Biance wenflon, przechodziła znieczulenie ogólne i naświetlanie, kilka godzin po wybudowaniu wracaliśmy do domu. Wolała codziennie zakładać motyla niż zostać na noc w szpitalu.
Pierwsze dwa naświetlenia Bianka zniosła źle. Dusiła się w masce, spadało jej tętno. Kolejne zniosła lepiej, wyniki są dobre, a dziewczynka cieszy się każdym dniem i wszystko odkrywa na nowo. - Jutro minie tydzień od naświetleń i na razie wyniki się trzymają – mówi mama Bianki. - I włosy też. Bianka zaraz po obudzeniu codziennie sprawdza, ile jej przez noc urosły. Cieszy się każdym wyjściem na spacer, na odwiedziny u kogoś, ciągle pyta, czy może już pójść, zobaczyć, porozmawiać... Jeszcze wiele czasu minie, by było normalnie (obecnie musimy uważać na infekcje i powikłania), ale najważniejsze jest to, że Bianka jest już zdrowa! - dodaje szczęśliwa mama i zachęca wszystkich do rejestracji w banku dawców szpiku. - Wystarczy tak niewiele, by komuś pomóc. A szpik często ratuje życie. My sami też możemy kiedyś potrzebować pomocy. Nie wiemy, co nas w życiu spotka. Dziś jesteśmy zdrowi, a jutro może nas spotkać choroba...
I znów się wszystko zaczęło. Przymierzanie maski, znieczulenie ogólne, rezonans, a potem osiem trakcji naświetlania. Nie było łatwo, ponieważ Bianka na zawsze chciała zapomnieć o szpitalu, wierząc, że już do niego nie wróci. - Bardzo płakała i nie chciała zostać na noc w szpitalu – mówi Natalia Wielgat. - Chciała wracać do domku do swoich piesków Suzi i Toli. Na szczęście lekarze zgodzili się, żebyśmy codziennie przyjeżdżali do szpitala. Codziennie rano jechałyśmy więc na czczo do Gdańska. Każdego dnia zakładano Biance wenflon, przechodziła znieczulenie ogólne i naświetlanie, kilka godzin po wybudowaniu wracaliśmy do domu. Wolała codziennie zakładać motyla niż zostać na noc w szpitalu.
Pierwsze dwa naświetlenia Bianka zniosła źle. Dusiła się w masce, spadało jej tętno. Kolejne zniosła lepiej, wyniki są dobre, a dziewczynka cieszy się każdym dniem i wszystko odkrywa na nowo. - Jutro minie tydzień od naświetleń i na razie wyniki się trzymają – mówi mama Bianki. - I włosy też. Bianka zaraz po obudzeniu codziennie sprawdza, ile jej przez noc urosły. Cieszy się każdym wyjściem na spacer, na odwiedziny u kogoś, ciągle pyta, czy może już pójść, zobaczyć, porozmawiać... Jeszcze wiele czasu minie, by było normalnie (obecnie musimy uważać na infekcje i powikłania), ale najważniejsze jest to, że Bianka jest już zdrowa! - dodaje szczęśliwa mama i zachęca wszystkich do rejestracji w banku dawców szpiku. - Wystarczy tak niewiele, by komuś pomóc. A szpik często ratuje życie. My sami też możemy kiedyś potrzebować pomocy. Nie wiemy, co nas w życiu spotka. Dziś jesteśmy zdrowi, a jutro może nas spotkać choroba...
dk