Wydana niedawno książka autorstwa Tomasza Stężały „Elbing 1945” na pewno budzić będzie kontrowersje na temat zawartości. Malkontentom chcę powiedzieć, że chwała autorowi za to, że w ogóle zadał sobie trud, aby pokazać w formie beletrystycznej to, co się działo, lub hipotetycznie dziać mogło, po obu stronach frontu, gdy przyszło się zderzyć w jednym z pierwszych miast Rzeszy, czyli Elbingu.
Forma opisu zdarzeń jest podobna, jak w słynnych już powieściach byłego „SS-mana” Svena Hassela, który walczył na wszystkich frontach II wojny światowej. Tam na tle działań bojowych autor opisuje niewyobrażalne barbarzyństwa jednostek hitlerowskich. Tu zaś „Krasnoarmiejcy” działają jak profesjonalna armia. Może właśnie tak było, a gwałty i grabieże, jakie im się przypisuje, były normalnością w tej okrutnej wojnie, tak jak w wielu, które toczą sie do dnia dzisiejszego. Ale nie tak drastyczne, jak u Hassela.
Na marginesie chcę dodać, że jest to dopiero druga powieść beletrystyczna na temat Elbląga. Pierwszą, o czym niewielu wie, była socrealistyczna książka pod tytułem „Miasto Nowych Ludzi” ( może ktoś ją posiada, chętnie odkupię). Byłaby ciekawym porównaniem do drugiej części, którą przygotowuje Tomasz Stężała.
Na stronie 267 autor przywołuje z historii zwycięstwo wojsk Księcia Smoleńskiego pod Tannenbergiem na wojskami pruskimi. To pierwsze nawiązanie do mojego tytułu, czyli związku Smoleńska z Prusami Wschodnimi. Ale Elbing, a potem Elbląg jako miasto ma ciekawsze powiązanie ze Smoleńskiem. Zwiedzając Smoleńsk w połowie lat 70-tych, w tamtejszym muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (w każdy radzieckim mieście było takie), znalazłem w gablocie album miasta Elbing z 1936 r. Na pierwszej stronie, czerwoną kredką napisana była dedykacja. Pisał, przywoływany przez Tomasza Stężałę generał Anisimow, do swojego kolegi, innego generała (nazwiska nie pamiętam, chyba Biełyj...) mniej więcej tak: „Drogi kolego, przesyłam Ci album germańskiego miasta Elbing, które zniszczyliśmy w zemście za nasz piękny Smoleńsk...”. Dedykacja ta świadczy, że poza „wyścigiem” do Berlina, były jeszcze inne przesłanki zrujnowania miasta, głównie starówki.
Tak więc, jak chyba z żadnym innym miastem, mamy takie powiązania ze Smoleńskiem, które odcisnęły piętno na Elblągu i zahamowały jego rozwój... Chyba, że z Warszawą i Gdańskiem, które „zrabowały” nam cegłę ze starówki.
Na cmentarzu przy Agrykola leżą żołnierze sowieccy i palimy tam świeczki przy różnych okazjach. To dobrze. Na szczęście poseł Girzyński z Torunia nie znalazł zwolenników do wysadzania pomników Armii Czerwonej w powietrze. Leżą tu na pewno obywatele Smoleńska. Natomiast zniknęli gdzieś „elblążanie – elbingerers”, którzy żyli tu od lat i zmarli przed II wojną światową. Jest to wstydliwy temat dla nas, którzy zamieszkali już Elblągu, który przypadł Polsce w wyniku Jałty. Jestem ciekaw, czy Tomasz Stężała, równie drobiazgowo, jak w części pierwszej, opisze, co się stało z cmentarzami niemieckimi, co wyrabiali szabrownicy grobów, o losach których pisze autor. Dlaczego w Wilnie, Lwowie i Grodnie są, może zaniedbane, ale są, polskie cmentarze, mimo że były na trenach byłego ZSRR. A u nas powstało miasto Elbląg – jak określa się to dzisiaj – „miasto zieleni”, czytaj: miasto zlikwidowanych cmentarzy, na których powstały parki. Dobrze, że zmitygowaliśmy się po czasie i postawiono chociaż skromne tablice pamiątkowe.
Czas leczy rany i te smoleńskie, i te elbląskie. Bez względu na wszystko, żyli tu ludzie których, może na własną prośbę, los także okrutnie doświadczył. Spotykamy często starszych, inaczej ubranych, siwych ludzi, którzy zaglądają w różne części Elbląga i robią zdjęcia. Nie przywrócimy im sprofanowanych cmentarzy, ale starajmy się być dla nich życzliwi. Ci, którzy przyjeżdżają, w 1945 r., opuszczając Elbląg, byli dziećmi. Niech te trzy miasta żyją nowym życiem, mimo piętna, jakie nad nimi wisi.
Na marginesie chcę dodać, że jest to dopiero druga powieść beletrystyczna na temat Elbląga. Pierwszą, o czym niewielu wie, była socrealistyczna książka pod tytułem „Miasto Nowych Ludzi” ( może ktoś ją posiada, chętnie odkupię). Byłaby ciekawym porównaniem do drugiej części, którą przygotowuje Tomasz Stężała.
Na stronie 267 autor przywołuje z historii zwycięstwo wojsk Księcia Smoleńskiego pod Tannenbergiem na wojskami pruskimi. To pierwsze nawiązanie do mojego tytułu, czyli związku Smoleńska z Prusami Wschodnimi. Ale Elbing, a potem Elbląg jako miasto ma ciekawsze powiązanie ze Smoleńskiem. Zwiedzając Smoleńsk w połowie lat 70-tych, w tamtejszym muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (w każdy radzieckim mieście było takie), znalazłem w gablocie album miasta Elbing z 1936 r. Na pierwszej stronie, czerwoną kredką napisana była dedykacja. Pisał, przywoływany przez Tomasza Stężałę generał Anisimow, do swojego kolegi, innego generała (nazwiska nie pamiętam, chyba Biełyj...) mniej więcej tak: „Drogi kolego, przesyłam Ci album germańskiego miasta Elbing, które zniszczyliśmy w zemście za nasz piękny Smoleńsk...”. Dedykacja ta świadczy, że poza „wyścigiem” do Berlina, były jeszcze inne przesłanki zrujnowania miasta, głównie starówki.
Tak więc, jak chyba z żadnym innym miastem, mamy takie powiązania ze Smoleńskiem, które odcisnęły piętno na Elblągu i zahamowały jego rozwój... Chyba, że z Warszawą i Gdańskiem, które „zrabowały” nam cegłę ze starówki.
Na cmentarzu przy Agrykola leżą żołnierze sowieccy i palimy tam świeczki przy różnych okazjach. To dobrze. Na szczęście poseł Girzyński z Torunia nie znalazł zwolenników do wysadzania pomników Armii Czerwonej w powietrze. Leżą tu na pewno obywatele Smoleńska. Natomiast zniknęli gdzieś „elblążanie – elbingerers”, którzy żyli tu od lat i zmarli przed II wojną światową. Jest to wstydliwy temat dla nas, którzy zamieszkali już Elblągu, który przypadł Polsce w wyniku Jałty. Jestem ciekaw, czy Tomasz Stężała, równie drobiazgowo, jak w części pierwszej, opisze, co się stało z cmentarzami niemieckimi, co wyrabiali szabrownicy grobów, o losach których pisze autor. Dlaczego w Wilnie, Lwowie i Grodnie są, może zaniedbane, ale są, polskie cmentarze, mimo że były na trenach byłego ZSRR. A u nas powstało miasto Elbląg – jak określa się to dzisiaj – „miasto zieleni”, czytaj: miasto zlikwidowanych cmentarzy, na których powstały parki. Dobrze, że zmitygowaliśmy się po czasie i postawiono chociaż skromne tablice pamiątkowe.
Czas leczy rany i te smoleńskie, i te elbląskie. Bez względu na wszystko, żyli tu ludzie których, może na własną prośbę, los także okrutnie doświadczył. Spotykamy często starszych, inaczej ubranych, siwych ludzi, którzy zaglądają w różne części Elbląga i robią zdjęcia. Nie przywrócimy im sprofanowanych cmentarzy, ale starajmy się być dla nich życzliwi. Ci, którzy przyjeżdżają, w 1945 r., opuszczając Elbląg, byli dziećmi. Niech te trzy miasta żyją nowym życiem, mimo piętna, jakie nad nimi wisi.