UWAGA!

Fragment "www.malpa.pl" Jandy

www.małpa.pl to nie tylko osobiste refleksje i obserwacje, relacje z kolejnych spektakli, podróży i lektur, ale także żywy dialog z czytelnikami: „Od kilku dni ten dziennik mnie uwiera, piszę jak do przyjaciół, znajomych. Czy słusznie? Czy nie powinnam więcej wyjaśniać, opisywać rzeczy precyzyjniej, żeby zostać zrozumiana? A może odwrotnie? Może powinnam pisać jeszcze bardziej nonszalancko, bezpośrednio, skrótami, ale jak? Gdzie wyznaczyć granice zwierzeń, podawanych faktów, intymność zapisów? Do tego dochodzą do mnie informacje, że ten dziennik czyta wiele osób. I to mnie dopiero stresuje! Kto? Kim jesteście? Co myślicie? Jakie macie problemy? Kłopoty? Co was interesuje? Czy bawią was zapisy znanej aktorki, czy ekshibicjonistki, waszym zdaniem? Czy rozmawiacie w ten sposób, z przyjacielem we mnie, interesującą dla was osobą, czy obserwujecie ‘życie mrówki pod mikroskopem’?” – pisze Krystyna Janda.

3 września 2000, czwartek, 6.03
     Zaczynam dziś pisać dziennik na mojej stronie internetowej. Jest kilka powodów. Pierwszy, bo powiedziano mi, że to będzie super! Drugi, bo podczas wakacji trochę przyzwyczaiłam się do zapisywania zdarzeń, refleksji, robienia notatek z dnia. Robiłam to na zamówienie, a teraz mi trochę żal, że już tego nie robię, i korzystam w związku z tym z pretekstu. Po trzecie, wczoraj dostałam pismo z mojego teatru o takiej treści: „Pani Krystyna Janda/ aktorka/ w miejscu / Na podstawie rozporządzenia Ministra Kultury i Sztuki z dnia 31.03.1992 r. w sprawie zasad wynagradzania pracowników niektórych instytucji kultury/ Dz.U.nr 35 z 1992 r. Poz.151 z późniejszymi zmianami/ z dniem 7 września 2000 r przyznaję Pan nagrodę jubileuszową za 25 lat pracy, tj. 100% wynagrodzenia miesięcznego./” tu następuje osobisty dopisek mojego dyrektora. Mogłabym Wam to pismo zeskanować i włączyć do dziennika, ale dyrektor mojego teatru prawdopodobnie miałby za to do mnie pretensje, na dodatek słuszne. Otóż. Po dwudziestu pięciu latach pracy, takiej jak moja, następują zmiany w mózgu i nie można, a raczej trudno, coś robić niepublicznie, tak żeby się nikt o tym nie dowiedział. Oczywiście, nie mówię o sprawach osobistych, intymnych, rodzinnych czy zdrowotnych, mówię o jakiejś twórczości. Ten dziennik jest nią, chce, czy nie chce. A pisać coś tylko dla siebie? W każdym razie, ja tego po tylu latach „publicznego życia” już nie umiem, a poza tym to mnie nudzi, i zresztą, po co? Ja mam potrzebę „dzielenia się” i kontaktu. A więc – publiczny dziennik, a raczej dziennik z dostępem dla każdego.
     Pozdrawiam najserdeczniej, za chwilę zaczyna się dzień, życzę wszystkiego dobrego. Chciałam jeszcze powiedzieć, że ten ciemnoskóry zawodnik w reprezentacji Polski w piłce nożnej to skarb. Zrobi moim zdaniem więcej w sprawie tolerancji w tym kraju niż wszystkie programy wychowawcze rządowe i pozarządowe razem. Cudo. Dostał polskie obywatelstwo i paszport, brawo. Tylko, człowieku! Strzelaj te bramki! Bo jak nie, to wiesz... to Polska! Karta sympatii się może odwrócić! Żegnam i idę pod prysznic. Potem siedem godzin na scenie w sprawie Nocy Helvera, oby z jakimś rezultatem.
     5 września 2000, sobota, 6.14
     Dziś urodziny Człowieka z marmuru, jak napisali w „Gazecie Wyborczej”, czyli Jurka Radziwiłowicza. Pięćdziesiąt lat. Od rana różne radia do mnie z głupimi pytaniami: – Czy dzwoniła już pani do męża z życzeniami?
     Jurek. Żorż. Niebieskie oczy i rozbrajający uśmiech dziecka poparty niewinnością, czyli mruganiem oczami. Całkiem niedawno na pytanie: – Przyjaciel? – bez namysłu odpowiedziałam: – Jerzy Radziwiłowicz. Dlaczego? Przecież rzadko się widujemy, nawet od momentu jego przeprowadzki z Krakowa do... tu, koło mnie... do Kani. Przyjaciel, bo przyjaciel. Niebieskie oczy, czystość, prawość, rzetelność, lekka naiwność i nieśmiały uśmiech. Jednym słowem – jasna łąka. I tak pięknie niósł tą cegłę. Do dziś ten jego chód mnie wzrusza. Jurku, nie dałam się wepchnąć przez dziennikarzy w żarty na Twój temat. Niech sobie żartują na inny, Ty jesteś Człowiek z marmuru i wara! Życzę Ci wszystkiego, wszystkiego dobrego. Pamiętam, jak kiedyś szliśmy razem o ósmej rano Nowym Światem, mijali nas ludzie, uśmiechali się do nas wszyscy, cała ulica, całe miasto. Coś im razem przypominaliśmy, coś ważnego, ale i coś miłego, to był ważny poranek. Andrzej Wajda też się wzrusza, kiedy widzi nas razem. Zauwyżałeś to? Ma od razu mokre oczy, a potem ukradkiem ociera to wilgotne. Całuję Cię.
     Dziś w nocy przyjeżdża – wraca mąż, mąż, mąż!!!
     Cały dzień próba, w niedzielę też. Jędruś, mój synek, powiedział mi rano w łóżku: – Lepiej byś miała, jakbyś chodziła do szkoły, bo byśmy mieli razem wolne, aż dwa dni. – I zasnął znowu. Wróciłam z Wrocławia o trzeciej rano, trochę jestem zmęczona.
     Dobrego dnia! Mam nadzieję, że Wy macie wolne. A swoja drogą, jak ja łatwo weszłam w to zwierzanie się do internetu, zdumiewające, ta łatwość wynika z charakterystyki mojego cholernego zawodu. Mam nadzieję, że nikt tego nie czyta, a w każdym razie niewiele osób.
     6 września 2000, niedziela, 6.05
     Wczoraj widziałam swoją rolę w nowym filmie pana Zanussiego Życie jako śmiertelna choroba przenoszona..., piszę, widziałam swoją rolę, specjalnie, widziałam też i film w całości, ale nie chciałabym się na ten temat wypowiadać, może to ktoś czyta, a napisać, co myślę naprawdę, byłoby może nieelegancko, więc omijam temat. Zresztą uważam, że od jakiegoś czasu nie powinnam się wypowiadać o twórczości w ogóle, bo jestem walnięta! Naprawdę! Moje kryteria, moje tempo wewnętrzne, sposób myślenia tak różnią się od tego, co czują inni, że kończę z oceną kogokolwiek i czegokolwiek, zajmuję się tylko sobą. Ten nowy film pana Krzysztofa jest podobno piękny, mądry i w ogóle nienudny, widziałam zapłakanych ludzi wychodzących z kina, więc się zamykam na ten temat. Ja nie mogłam w ogóle wysiedzieć w kinie, a do siebie – aktorki tam grającej – mam pretensje monstrualne. Po co ja się tak tam wzruszam na końcu? Kwiatek? A co to za kwiatek? Co to ja nie mam pieniędzy? Jeden storczyk? Że co? Że niby oryginalnie? Pewnie produkcja filmu nie miała pieniędzy, a ja nie zwróciłam uwagi, dali mi do ręki ten żałosny kwiatek i zaczęłam z nim coś grać bez sensu. Szklaneczka, woda, kwiatuszek do wody, wzruszenie. Idiotka. Powinien wjechać dupny bukiet kwiatów, komórka w prezencie przed jego śmiercią i wychodzę. A co to za bieganie po korytarzu szpitala na końcu? Co, że nie mogę wytrzymać? Że cierpię? Wyszło tak, jakbym uciekała przed Szymonem Bobrowskim, grającym mojego faceta, a co to, on mi zrobił jakąś krzywdę? Szymon zresztą, to najlepsza postać, jedyna nieskłamana. Oj, pani Krysiu! Zastanowiłaby się pani, co pani robi! W takim ustawieniu tematu i przy takim głównym bohaterze filmu, trzeba było za wszelką cenę trzymać się pionu i nie sentymentalnie, bo to żałosne. Trudno, wypadek przy pracy. Pewnie to dlatego, że pan Krzysztof zawsze obsadza mnie w tak zwanych negatywnych postaciach, a ja chcę ich w naiwny sposób bronić. A! Rozpisałam się bo jestem zła! Idźcie do kina, tylko bez zegarka. Żegnam wyniośle, szczególnie, że mój mąż, który robił zdjęcia w tym filmie, nie powiedział mi, żebym za żadne skarby świata nie opuszczała głowy, bo mi „spada twarz” a ja wciąż ją tam opuszczam. No ale, jak mam nie opuszczać skoro wciąż się tam martwię. Jak się mam martwić i mieć problemy, z głową do góry? Żeby nie było zmarszczek?! Film bardzo ważny, o temacie bliskim ludziom. Widziałam, jak jedna pani po obejrzeniu bardzo płakała. Może też ma problem, czy popełnić samobójstwo, czy umrzeć w zgodzie z Bogiem i siłami natury. Nigdy nie wiadomo. Przepraszam za dzisiejszy zapis, ale nie odpowiadam dziś za siebie.
     7 września 2000, poniedziałek, 6.39
     Jak to jest, że za każdym razem, jak ON wyjeżdża, psuje się w domu wszystko? Kończą się żarówki i do tego wszystkie te, które są wysoko i nie ma do nich żadnego dostępu, zaczynają skrzypieć drzwi, zacina się ekspres do kawy i opiekacz do grzanek? Za każdym razem. Pies od razu włazi do łóżka, bo nie wiadomo skąd, wie, że wolno, koty biją się w nocy po całym domu a głównie w sypialni, albo budzą śpiących o drugiej żeby wstać i dać im jeść. Jak to jest, że jak ON jest, dzieci i ja śpimy spokojnie, zasypiamy i budzimy się mniej więcej o czasie, a jak GO nie ma, dzieci już od świtu siedzą przy komputerze albo budzą się za późno i spóźniają do szkoły, a ja oglądam nocami filmy, albo łażę po domu, czytam, a śpię chwilami, po dwie trzy godziny w dziwnych porach nocy? Co to jest? Wyjechał. Zaczyna się znów bez NIEGO czas.
     
     
     Krystyna Janda (ur. 1952), aktorka filmowa i teatralna, reżyser, pisarka i publicystka. Najbardziej znane kreacje filmowe stworzyła m.in. w filmach Piotra Szulkina, Ryszarda Bugajskiego, Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Zanussiego. Od 1987 roku związana z Teatrem Powszechnym. Laureatka m.in. Złotej Palmy w Cannes, Medalu im. Vittoria de Sica, nagród na festiwalach w Gdańsku, Belgradzie, San Sebastian. Opublikowała m.in. Gwiazdy mają czerwone pazury (1998), Moja droga B, (2000), Różowe tabletki na uspokojenie (2002). Felietonistka kilku czasopism.
     
     Patronat medialny: Pani, Viva!, wp.pl, Merlin.pl
     
     zapraszamy na strony Wydawnictwa W.A.B. po więcej informacji
     
     
     
wydawnictwo W.A.B.

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama