To było podstawowe pytanie skierowane do Premiera Donalda Tuska w czasie jego wieloletniej kadencji, w tym odnoszące się zwłaszcza do naszego regionu i miasta. Premier swoim działaniem wskazał jak to zrobić, ale tylko bardziej kumata część społeczeństwa odczytała jego wskazówki.
Na to pytanie odpowiedział już mój kolega ze studiów, Stasiu Tyl 40 lat temu. Na pytanie: Jak żyć bez pieniędzy? miał odpowiedź:
- albo z dnia na dzień;
- albo być przy kimś.
Podobną zasadę „ z dnia na dzień” zastosował Premier, ale znaczna część społeczeństwa nie doceniła, że można żyć na niższym poziomie w oparciu o różne discounty powstałe po wyprzedaży majątku narodowego i sklepy „second hand” jako miejsca utylizacji znoszonej odzieży przez narody EU, do której dążymy…
Ciągle więc na różnych spotkaniach z Premierem pytanie "jak żyć ?" mu doskwierało.
Właściwie natomiast zachowała się znaczna część społeczeństwa, która zgodnie z myślą przywódcy narodu zrozumiała, że druga metoda jest skuteczniejsza czyli, aby żyć trzeba „być z kimś”, żeby być kimś… W tym przypadku, obietnice, kolejne elekcje i karty wyborcze spowodowały że nastąpiło parcie na stanowiska w administracji państwowej, która rozrosła się z 360 tysięcy, do 700 tysięcy, „biernych, ale wiernych” na wszystkich stanowiskach w Polsce i u nas także.
Niestety brak „nadzoru nadzorcy nad niewolnikami” spowodował powstanie „błędów i wypaczeń” w postaci: zegarka Nowaka, autostrad kończących się w polu buraków, płac i premii dla odchodzących w niebyt ministrów oraz obrywów za zasiadanie w spółkach skarbu państwa, zamiast wniosków do prokuratury, budowy stadionów piłkarskich i nietrafionych inwestycji, za które lokalne społeczności będą płacić przez kilka pokoleń.
W efekcie Premier, zniesmaczony dezaprobatą do swoich wizjonerskich działań, zdecydował się odejść jak miliony polskich emigrantów, czyli za chlebem…
Nie mógł płynąć zdezelowanym statkiem na parę do kraju, gdzie witałaby go Statua Wolności, bo przez swoje kadencje nie udało mu się uzyskać wizy, mimo krwi Polaków sojuszników USA, chociaż Aborygeni i Czesi nie mają z tym problemu.
Poleciał więc bliżej, bo do Brukseli, gdzie zgodnie z zasadą „ być z kimś”, wypracował sobie stanowisko, może nie tak lukratywne jak w Polsce, ale za to kilkakrotnie lepiej płatne. Podobno jak Obama dowiedział się o skali w jakiej można „skubać” podatników, omalże nie dostał zawału…
Trzeba przyznać, że nie zostawił nas samych z tym bałaganem, który pozostawił po sobie. Zatrudnił kobietę, która ma to wszystko posprzątać. Jest z nią jeden problem -nie gra „w gałę”, ale to już problem kabareciarzy…
Najpoważniejszym problemem dla nas tu żyjących jest to, czy ci, którzy żyli zgodnie z zasadą „ żyć z kimś”, nie podwyższą obie dochodów i apanaży wzorem Premiera po wyborach samorządowych, które są niebawem. Oczywiście kosztem pozostałej części społeczeństwa, zwłaszcza tej na „ścianie wschodniej i północnej„ i nie skierują nas do punktów skupu puszek i makulatury…, abyśmy mogli żyć z dnia na dzień, w większym zakresie jak obecnie.
W przeciwnym razie, społeczeństwo elbląskie nie da się już „wpuścić w kanał”…
P.S. Felieton dedykuję „Prezesowi”, wiernemu zbieraczowi puszek i butelek po piwie, którego wspieram, dzięki czemu żyje zgodnie z pierwszą zasadą Premiera, czyli w błogim szczęściu…
- albo z dnia na dzień;
- albo być przy kimś.
Podobną zasadę „ z dnia na dzień” zastosował Premier, ale znaczna część społeczeństwa nie doceniła, że można żyć na niższym poziomie w oparciu o różne discounty powstałe po wyprzedaży majątku narodowego i sklepy „second hand” jako miejsca utylizacji znoszonej odzieży przez narody EU, do której dążymy…
Ciągle więc na różnych spotkaniach z Premierem pytanie "jak żyć ?" mu doskwierało.
Właściwie natomiast zachowała się znaczna część społeczeństwa, która zgodnie z myślą przywódcy narodu zrozumiała, że druga metoda jest skuteczniejsza czyli, aby żyć trzeba „być z kimś”, żeby być kimś… W tym przypadku, obietnice, kolejne elekcje i karty wyborcze spowodowały że nastąpiło parcie na stanowiska w administracji państwowej, która rozrosła się z 360 tysięcy, do 700 tysięcy, „biernych, ale wiernych” na wszystkich stanowiskach w Polsce i u nas także.
Niestety brak „nadzoru nadzorcy nad niewolnikami” spowodował powstanie „błędów i wypaczeń” w postaci: zegarka Nowaka, autostrad kończących się w polu buraków, płac i premii dla odchodzących w niebyt ministrów oraz obrywów za zasiadanie w spółkach skarbu państwa, zamiast wniosków do prokuratury, budowy stadionów piłkarskich i nietrafionych inwestycji, za które lokalne społeczności będą płacić przez kilka pokoleń.
W efekcie Premier, zniesmaczony dezaprobatą do swoich wizjonerskich działań, zdecydował się odejść jak miliony polskich emigrantów, czyli za chlebem…
Nie mógł płynąć zdezelowanym statkiem na parę do kraju, gdzie witałaby go Statua Wolności, bo przez swoje kadencje nie udało mu się uzyskać wizy, mimo krwi Polaków sojuszników USA, chociaż Aborygeni i Czesi nie mają z tym problemu.
Poleciał więc bliżej, bo do Brukseli, gdzie zgodnie z zasadą „ być z kimś”, wypracował sobie stanowisko, może nie tak lukratywne jak w Polsce, ale za to kilkakrotnie lepiej płatne. Podobno jak Obama dowiedział się o skali w jakiej można „skubać” podatników, omalże nie dostał zawału…
Trzeba przyznać, że nie zostawił nas samych z tym bałaganem, który pozostawił po sobie. Zatrudnił kobietę, która ma to wszystko posprzątać. Jest z nią jeden problem -nie gra „w gałę”, ale to już problem kabareciarzy…
Najpoważniejszym problemem dla nas tu żyjących jest to, czy ci, którzy żyli zgodnie z zasadą „ żyć z kimś”, nie podwyższą obie dochodów i apanaży wzorem Premiera po wyborach samorządowych, które są niebawem. Oczywiście kosztem pozostałej części społeczeństwa, zwłaszcza tej na „ścianie wschodniej i północnej„ i nie skierują nas do punktów skupu puszek i makulatury…, abyśmy mogli żyć z dnia na dzień, w większym zakresie jak obecnie.
W przeciwnym razie, społeczeństwo elbląskie nie da się już „wpuścić w kanał”…
P.S. Felieton dedykuję „Prezesowi”, wiernemu zbieraczowi puszek i butelek po piwie, którego wspieram, dzięki czemu żyje zgodnie z pierwszą zasadą Premiera, czyli w błogim szczęściu…