UWAGA!

Jantar jest jak jedna wielka rodzina

 Elbląg, Jantar jest jak jedna wielka rodzina
fot. arch. EKT Jantar

39 aktywnych par, 13 tysięcy adeptów tańca, 21 tytułów mistrzów Polski Formacji, dwa tytuły mistrzów Świata Formacji - tak w liczbach można podsumować trzydziestolecie istnienia Elbląskiego Klubu Tańca „Jantar”. Dziś początki istnienia klubu z wielkim sentymentem wspominają dawni jego tancerze. Zobacz zdjęcia. 

A zaczęło się zupełnie niewinnie. W październiku 1985 roku Antoni Czyżyk wraz z Elbląskiem Uniwersytetem Robotniczym organizuje pierwszy kurs tańca. Kilka miesięcy później zafascynowani nową pasją adepci tańca wpadają na pomysł utworzenia Elbląskiego Klubu Tańca „Jantar”. Przez klub przewija się tysiące tancerzy i staje się on miejscem dla realizacji nowej pasji. Wkrótce EKT „Jantar” trafia pod skrzydła Elbląskiego Ośrodka Kultury, dzisiejszego Centrum Spotkań Europejskich „Światowid”. Lata dziewięćdziesiąte niosą ze sobą lawinę sukcesów: bardzo dobre wyniki na turniejach ogólnopolskich i coraz wyższe lokaty w międzynarodowych turniejach. W roku 1996 z inicjatywy rodziców dzieci tańczących w „Jantarze” powstaje Stowarzyszenie Taneczne „Jantar”.
       Przez „Jantar” przewija się tysiące tancerzy, wielu z nich związuje się z tańcem zawodowo. Jak sami mówią, „Jantar” był dla nich jak drugi dom.
       - Do tej pory jestem związany z klubem tańca Jantar i mam kontakt z ludźmi, których tam poznałem – mówi Marcin Wierzbicki, jeden z tancerzy „Jantara”. - EKT „Jantar” jest nie tylko organizacją, do której się przychodzi, potrenuje, idzie do domu i zapomina o wszystkim. Jest to cząstka naszego życia, naszego serca. To jedna wielka rodzina.
       - Na początku można było to nazwać przygodą, z czasem stało się to drugim życiem, a nawet całym życiem. Cała reszta była tylko dodatkiem – wspomina swoje początki w „Jantarze” Marek Pilichowski. - To był drugi dom, jeśli nie pierwszy, bo tak naprawdę do tego naszego rodzinnego domu wracaliśmy tylko nocować. Było mnóstwo treningów, do tego przecież jeszcze szkoła, więc było to nasze drugie życie, tylko tym żyliśmy. To było nasze całe życie.
       Katarzyna Goszka do klubu trafiła przypadkowo, dziś zawodowo zajmuje się tańcem: - Moja przygoda z tańcem zaczęła się w 1993 roku. Po kilku treningach trener stanął mi nad głową i powiedział: „Ty się dziewczyno tak nie ciesz, bo będziesz musiała jeszcze zdać egzamin. Sprawdzimy, czy na pewno słyszysz muzykę”. No i wówczas mina mi zrzedła. Po jakimś czasie dostałam pierwszego partnera. W formacji tanecznej tańczyłam od samego początku w pierwszym składzie, później w każdym kolejnym. W 2000 roku zakończyłam karierę taneczną. Dziś już wiem, jak bardzo trudno jest wychować parę sportową.
       - Wszystko zaczęło się od kursu tańca towarzyskiego, który był organizowany przez Elbląski Uniwersytet Robotniczy działający wtedy w Elblągu – mówi Romuald Koszper, jeden z tancerzy. - Byłem w tym czasie maturzystą i przychodziłem tutaj na zajęcia, podpatrywałem, najczęściej puszczałem muzykę i gdzieś za kolumienką powtarzałem sobie te kroczki, których trenerzy uczyli swoich adeptów tańca. Miałem wtedy maturę, więc na niej się w tamtym czasie skupiłem, jednak w 1986 roku uzyskałem tytuł instruktora tańca w Olsztynie, a w międzyczasie szkoliłem się pod nadzorem Ewy i Antoniego.
       Marcina Wierzbickiego do przyjścia na kurs zachęcił sąsiad. Bronił się długo, pasja pochłonęła go jednak bardzo szybko.
       - Do przyjścia na kurs zmusił mnie mój kolega, sąsiad – wspomina. - Suszył mi głowę chyba z miesiąc czasu. Ja w tamtym okresie uczyłem się akurat grać na saksofonie w orkiestrze dętej, dodatkowo robiłem kurs sternika, więc czas miałem trochę wypełniony. Po miesiącu mnie uprosił, poszedłem do mamy z prośbą o zgodę. Mama parsknęła śmiechem, popukała się w głowę i powiedziała: „Marcin, ty i taniec, proszę Cię!” W końcu powiedziała: „dobra, jak chcesz to idź”. Z czasem inne zajęcia dodatkowe gdzieś tam powygasały i został taniec. Było tego coraz więcej i więcej. Pierwszy mój występ był na scenie przed Światowidem z okazji 750-lecia Elbląga. Tworzyliśmy formację standardowo-latynoamerykańską. Choreografię przygotowywała nam Ewa Czyżyk. Doglądał nas oczywiście nasz guru, czyli Antoni Czyżyk. Ten występ był bardzo fajny, mieliśmy granatowe spodnie, białe koszule i aksamitki. No i do tego oczywiście obuwie sportowe trampki typu „sierżant”. Pierwsze zajęcia zaczynaliśmy w klubie garnizonowym na Mierosławkiego, później przenieśliśmy się na Bema do Młodzieżowego Domu Kultury.
       Kolejny odcinek wspomnień tancerzy już za tydzień.
dk

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama