UWAGA!

Najlepiej pod wiatr

 Elbląg, - Sport jest zabawą - mówi Jarosław Wojtowicz
- Sport jest zabawą - mówi Jarosław Wojtowicz (fot. arch. prywatne)

Wieje? To bardzo dobrze. Kitesurferzy cieszą się na myśl o takich warunkach pogodowych, bo wówczas mogą wskoczyć na deskę, chwycić za linki latawca i popłynąć ostrym kursem pod wiatr. O tym, jaką przyjemność czerpie się z uprawiania tego sportu rozmawiamy ze st. asp. Jarosławem Wojtowiczem, elbląskim policjantem. Zobacz zdjęcia.

Kitesurfing (zwany także kiteboarding) to odmiana surfingu, sport technicznie podobny do windsurfingu, jednak różni się znacząco w sposobie prowadzeniu deski – prowadzi się ją tak, jak podczas jazdy na fali, na krawędzi (podobnie do snowboardu). Zamiast klasycznego żagla używana tu jest odmiana latawca. Tyle definicji z encyklopedii. A jak to wygląda w praktyce?
      
       Agata Janik: - To jest latanie czy pływanie?

       St. asp. Jarosław Wojtowicz: - Pływanie. Ma się styczność z wodą i wykonuje się skoki.
      
       - Niezbędna jest woda i wiatr.
       - Dokładnie.
      
       - Pływa się z wiatrem czy pod wiatr?

       - Pływa się pod wiatr. Nazywamy to ostrzeniem.
      
       - Co sprawia największą trudność: wejście na deskę, złapanie wiatru, zatrzymanie się, zakręty?
       - Najtrudniejsze jest połączenie elementów, czyli wyczucie wiatru, wyczucie balansu własnego ciała i deski, a trzeba pamiętać, że nie jest to deska wypornościowa jak w windsurfingu, ona utrzymuje tylko swój własny ciężar. Całe pływanie polega na tym, że deska jest w ślizgu, latawiec generuje bardzo dużą moc ciągnąc kitesurfera z prędkością wiatru, jaki aktualnie wieje. Ważne jest dobranie odpowiedniego rozmiaru latawca do warunków pogodowych i wagi zawodnika. Tak samo z deską. Dopiero wtedy, po kilku dniach, a nawet tygodniach zaczyna się czuć adrenalinę, frajdę z pływania, gdy wykonuje się pierwsze ślizgi. Później trzeba nauczyć się nawrotów, skoków, lądowań. Bawię się tym sportem od 2010 roku i ciągle się uczę, ciągle mnie coś zaskakuje.
      
       - Czy ten sport można porównać do jakiegoś innego?
       - Może trochę do windsurfingu, bo potrzebna jest woda, pływak i wiatr.
      
       - Gdzie pływacie?
       - Głównym naszym miejscem do pływania, nazywamy to spot, są Kadyny. Tam woda jest płytka, wieje dobry, równy wiatr i mamy do Kadyn blisko. Dalszym spotem, gdzie jeździmy, są Chałupy. Tam bawią się setki, jeśli nie tysiące kitesurferów.
      
       - Nie jest chyba tak, że wstajesz rano i myślisz „A, pojadę sobie popływać”, bo może nie być wiatru.

       - Dokładnie. Głównym problemem kitesurferów jest wiatr: wieje czy nie wieje, a jeśli wieje to czy z odpowiedniego kierunku. Jeżeli chodzi o Kadyny to wspólną inicjatywą kitesurferów powstała prywatna stacja meteo i jest bezpośredni odczyt online w Internecie wiatrkadyny.pl aktualnych warunków pogodowych. Kilka dni przed planowanym wyjazdem obserwujemy pogodę, ale i tak ostateczna weryfikacja następuje na spocie. Zdarza się, że przyjeżdżamy i biwakujemy cały dzień na plaży czekając na wiatr. Ale zyskujemy w ten sposób opaleniznę (śmiech).
      
       - To sport widowiskowy.
       - Fakt. Kitesurfing przyciąga widzów, bo bardzo ładnie to wygląda z brzegu. To jednak sport niebezpieczny dla obserwatorów. Podczas pływania jest wyzwalana bardzo duża energia, a linki, którymi kitesurfer jest podczepiony do latawca są jak żyłki od wędki, z tym że mają nośność 300-400 kilogramów. Przy dużych prędkościach taka żyłka mogłaby wyrządzić dużo szkody, dlatego strefy, w których odbywają się zawody, zawsze są odpowiednio oznakowane i dostęp do nich jest ograniczony. Obserwować można, ale z bezpiecznej odległości. Od kitesurferów wymaga się dużo wyobraźni. Każdy latawiec ma tzw. zawór bezpieczeństwa, czyli zrywkę. Oznacza to, ze w sytuacji kryzysowej latawiec zostaje odpięty i wędruje w kierunku, w którym wieje wiatr. Dla nas najbezpieczniejszy jest ten, który wieje od wody w kierunku lądu.
      
       - Z jaką prędkością pływacie?

       - Taką, z jaką wieje wiatr, ale jest to też uzależnione od wielkości latawca. Im większy wiatr, tym mniejszy latawiec.
      
       - No, ale ile można popłynąć, np. 60 km/h?
       - Można nawet więcej. Są bite rekordy prędkości, ale do tego muszą być spełnione określone warunki. Najlepiej na specjalnie utworzonym kanale, gdzie jest płaska woda, wieje silny, mocny, równy wiatr. Tutaj, gdzie pływamy, osiągamy prędkość 30, może 40 km/h, ale nikt tego nie mierzy.
      
       - Jak należy się ubrać?
       - Wszyscy mamy na sobie piankę, by zabezpieczyć się przed utratą ciepła, bo bawimy się po kilka godzin. Trudno się nam dziwić, bo czasem pogoda jest wyczekiwana od miesiąca więc nie możemy się rozstać z wodą (śmiech). Kolejnym ważnym wyposażeniem jest kamizelka asekuracyjna, na wypadek, gdy coś się stanie. Przy takiej prędkości uderzenie w wodę może spowodować chwilową utratę świadomości więc musimy zadbać o wyposażenie, które utrzyma nas na powierzchni. W pierwszym roku pływania złamałem nogę, bo deska wbiła mi się w wystającą małą wysepkę, której nie zauważyłem. I kamizelka się przydała. Polecam też kask, bo czy to rower, czy deskorolka czy kitesurfing – głowę trzeba chronić.
      
       - Czy to jest sport dla wszystkich?

       - Myślę, że tak. Trzeba mieć trochę chęci i motywację, bo słoną wodę na początku niełatwo się pije (śmiech). Przydaje się też dobra kondycja fizyczna.
      
       - Bardziej zaangażowane są ręce czy nogi?

       - Myślę, że każda część ciała pracuje przy kitesurfingu tak samo. Ręce nad kierunkiem latawca, a w skokach to już ręce, plecy, brzuch, nogi.
      
       - Ilu jest kitesurferów w Elblągu?

  Elbląg, St. asp. Jarosław Wojtowicz jest dzielnicowym
St. asp. Jarosław Wojtowicz jest dzielnicowym (fot. MS)

- Myślę, że ok. 20. W Kadynach mamy też gości z Warszawy, z trójmiasta. Także z Olsztyna, bo tam – na Mazurach – owszem, jest łatwy dostęp do jezior, ale dla kitesurferów to słabe akweny, bo są małe i nie ma dużego wiatru. Taki może wytworzyć się na zalewie czy na morzu.
      
       - Uprawiasz też inne sporty.

       - Moje życie ogólnie związane jest ze sportem, ale zaznaczam – to sport amatorski. Kitesurfing, bieganie, jazda na rowerze, pływanie. Uczestniczę też w wyścigach smoczych łodzi, a w 2017 r. zorganizowaliśmy z kolegami z Elbląga akcję charytatywną – spływ z Ostródy do Elbląga na desce sup. To fajna przygoda, całkiem nowy sport. 80 kilometrów pokonaliśmy w niecałe 20 godzin. Płynąc non stop, na stojąco.
       Jest jeszcze triathlon. Jako KMP startujemy w sztafetach. W 2017 r. zajęliśmy drugie miejsce, w tym roku również. Teraz, 1 lipca, szykuje się wyjazd do Stężycy i kolejna sztafeta. Może w tym roku, a w następnym to już na pewno, wystartuję indywidualnie.
      
       - Sport jest odskocznią od pracy?
       - Jest zabawą. Daje radość.
      
       ***
       W niedzielę, 8 lipca, w Kadynach będzie można zobaczyć w akcji m.in. kitesurferów. Odbędzie się tam Dzień Dawcy Szpiku - Memoriał Mata.
      


Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama