UWAGA!

Nie wszystkich można uczyć jeździć (Zawody znane i nieznane, odc. 53)

 Elbląg, Instruktor nie może być nerwowy. Nerwowość czy nadpobudliwość dyskwalifikuje z tego zawodu, ponieważ wystarczy nerwów i stresu kursanta - mówi Wojciech Dziewulak
Instruktor nie może być nerwowy. Nerwowość czy nadpobudliwość dyskwalifikuje z tego zawodu, ponieważ wystarczy nerwów i stresu kursanta - mówi Wojciech Dziewulak (fot. Anna Dembińska)

Gdy kursant to gaduła, na zakrętach bywa różnie. Zdarza się też ostre hamowanie na czerwonym lub mylenie kierunków podczas skrętu. - Praca instruktora jazdy to misja – mówi Wojciech Dziewulak, elbląski instruktor. - Wymaga wiele zaangażowania, cierpliwości i elastyczności. Nam opowiedział, jak groźnie bywa na drodze, gdy za kółko siada debiutant i co trzeba zrobić, gdy uczącemu puszczają nerwy.

Dominika Kiejdo: Czy wszystkich można uczyć jeździć samochodem?
      
Wojciech Dziewulak: Wszystkich może nie, ale większość. Ważne są predyspozycje.
      
       - Jakie?
      
- Widać to już po pierwszej, drugiej jeździe. Widać w zachowaniu kursanta, czy miał już do czynienia z samochodem czy też nie, czy jest nerwowy, szarpie biegami i jest spięty. Niektórzy nazywają siebie urodzonymi kierowcami, mówią, że mają to w genach.
      
       - A jest tak w istocie? Grubo się mylą?
      
- Niekoniecznie tak jest, często za to przyznają się, że wcześniej już jeździli samochodem.
      
       - To pomaga czy może przeszkadza?
      
- To oczywiście pomaga. Trzeba tylko im wyjaśnić pewne sprawy od początku, bo wiele z nich nabyło złych nawyków za kierownicą, ale wszystko to jest do wyprostowania. Z mojego punktu widzenia jako instruktora łatwiej jest, gdy osoba w jakikolwiek sposób jest już obyta z samochodem. Jednak w przypadku osób, które nie miały wcześniej do czynienia z kierowaniem, fajne jest to, gdy z każdą godziną wychodzi im coraz lepiej, gdy robią postępy.
      
       - Czy są osoby, które nie rokują?
      
- Przed kursem trzeba zrobić badania lekarskie, nie wymaga się jednak badania psychologicznego.
      
       - A powinno?
      
- W niektórych przypadkach powinno. Gdy patrzymy z perspektywy czasu, to często przydałyby się takie badania psychologiczne, ale nie ma takiego wymogu. Nikt też nie przychodzi z napisem wypisanym na czole: „Ja się nie nadaję za kierownicę”.
      
       - 30 godzin wystarczy, żeby nauczyć się jeździć?
      
- Kiedyś było 20 i większość zadań była wykonywana na placu manewrowym. Z czasem zwiększono jazdę o 10 godzin, które wyjeżdżano w ruchu drogowym. Teoretycznie to wystarczy. Dobry instruktor, który jeździ z kursantem, jest w stanie po ok. 25. godzinie powiedzieć, co z tego będzie. I jeśli jest taka potrzeba, zaleca dodatkowe jazdy. Z przykrością stwierdzam, że nie zawsze spotyka się to ze zrozumieniem kursanta, bo uważa, że jest dobrze i że się go czepiają. Jednak są to sporadyczne przypadki, większość rozumie tę potrzebę.
      
       - Puszczają Panu nerwy?
      
- Instruktor nie może być nerwowy. Nerwowość czy nadpobudliwość dyskwalifikuje z tego zawodu, ponieważ wystarczy nerwów i stresu kursanta. Kursant stresuje się przed pierwszą jazdą, co jest zrozumiałe. Jego emocje w zupełności wystarczą. Jeżeli instruktor czuje, że zaczyna podnosić głos i się denerwuje, to sygnał, że musi sobie zrobić przerwę lub odpocząć. Tu chodzi o spokojne przekazywanie informacji, nawet jak jest opornie. Czasami człowiek tłumi w sobie złość, bo jesteśmy tylko ludźmi. Frustrujemy się, że jest już 20. godzina, a jeszcze nie ma tego efektu. Taką frustrację najlepiej odreagować po pracy, uprawiając sport czy idąc na spacer. Nerwowa atmosfera do niczego nie prowadzi.
      
       - Miał Pan jakąś niebezpieczną sytuację?
      
- Niebezpiecznych jest wiele, bo jednak uczestniczymy w ruchu drogowym. Osoba, która siedzi za kierownicą, tych uprawnień nie ma. Mamy „L” na dachu, która apeluje o zachowanie szczególnej ostrożności. Niemniej jednak są sytuacje niebezpieczne. Czasami kursantom mylą się kierunki. Mają polecenie jazdy w prawo, a jadą w lewo. Bądź co gorsza włączą prawy kierunkowskaz i pojadą w lewo i zrobią to w ostatniej chwili, na co instruktor nie ma żadnego wpływu. Mogą też pomylić hamulec z gazem lub odwrotnie.
      
       - A śmieszne sytuacje?
      
- Jadę sobie z kursantką w sobotę o godz. 8 rano, przejechała jedno rondo, przejechała drugie rondo, trzecie, bezbłędnie. Na czwartym rondzie padło polecenie, by pojechać w lewo. Nic nie zapowiadało, że będzie inaczej, ale nagle kursantka zamiast objechać wyspę po polsku czyli od prawej strony, nagle odbiła i chciała zrobić to po angielsku, czyli na skróty. Musiałem szybko zareagować. Czasami jest śmiesznie, a czasami są i łzy, łzy szczęścia, ale także wynikające z tego, że ktoś sobie jeszcze nie radzi.
      
       - Kierowcy mężczyźni, kierowcy kobiety. Czy stereotypy na temat jazdy kobiet i mężczyzn są rzeczywiście prawdziwe?
      
- Bardziej zwróciłbym uwagę na kwestię wieku. Często zdarza się, że ktoś zbyt późno decyduje się na zrobienie prawa jazdy, a jednak z wiekiem refleks jest słabszy, mniejsza jest też umiejętność odnalezienia się w danej sytuacji na drodze. Na pewno osobom starszym trudniej jest zrobić prawo jazdy. Jednak zdarza się i tak, że młodzi chłopcy sobie nie radzą, dziewczyny też. Jest tak pół na pół i nie generalizowałbym, że kobieta jeździ gorzej. Każdy kursant to indywidualny temat do obrobienia. Każdy jest inny, ma inne predyspozycje, należy więc dostosowywać metodykę indywidualnie do każdego kursanta. Nie można traktować kursanta szablonowo, a podchodzić do niego indywidualnie.
      
       - Czego najtrudniej jest nauczyć?
      
- Manewrów parkowania. Mamy trzy rodzaje parkowania: prostopadłe, skośne i równoległe. To są trudne manewry, na egzaminie często kursanta ponoszą nerwy i sobie z tym parkowaniem nie radzi. Trudne też jest zawracanie na skrzyżowaniu, sytuacje z pieszymi, kursanci nie mają jeszcze wprawy i nie widzą wszystkiego, co dzieje się na drodze. I ten słynny łuk, na który też przeznaczamy sporo godzin z tych trzydziestu, bo to jest warunek wyjechania w ruch drogowy.
      
       - Wydaje Pan dzień w dzień te same komendy, jeździ tymi samymi ulicami. Nie wdziera się czasami nuda i rutyna?
      
- Ten zawód to misja. Tutaj trzeba być bardzo zaangażowanym. Oczywiście jest to zawód narażony na wypalenie. Jednak jeśli taka rutyna już się wdziera, jest monotonnie, to znak, że instruktor musi odpocząć. Codziennie trenujemy te same zadania egzaminacyjne, jeździmy po tych samych ulicach, niemniej jednak jest o tyle ciekawie, że mamy do czynienia z różnymi ludźmi, różnymi temperamentami. Instruktor musi być przede wszystkim wypoczęty, mieć wolny czas dla siebie. Gdy słyszę, że są instruktorzy, którzy pracują po dwanaście godzin dziennie, to się dziwię. Powinno się jeździć sześć, osiem godzin maksymalnie. I jak ktoś jeszcze mówi, że pracuje piątek, świątek i niedziela, to ja tego nie widzę, bo potem przełoży się to na jakość i odbije ostatecznie na kursancie. I to będzie taka sztampowa jazda, czyli robienie kilometrów po mieście. A przecież trzeba skoncentrować się na manewrach, na skrzyżowaniach.
      
       - Trudno jest zostać instruktorem?
      
- Instruktor musi przejść kurs. Kursy są głównie organizowane w WORD-ach. Po takim kursie przechodzi praktykę instruktorską i zdaje egzamin teoretyczny i praktyczny przed komisją powoływaną przez wojewodę. Jeżeli zda pozytywnie egzamin, otrzymuje uprawnienia.
       Na kursie są takie przedmioty jak psychologia, metodyka, dydaktyka, prawo ruchu drogowego. Egzamin teoretyczny jest w formie testu pisemnego. W części praktycznej trzeba zrobić prezentację, przed komisją losuje się pytanie, które ma być tematem wykładu. Zgodnie z dydaktyką i metodyką trzeba pokazać umiejętności przeprowadzania tego wykładu. Ocenia to komisja. Jeżeli to się przejdzie, zostaje część praktyczna, czyli przygotowanie do jazdy i jazda po łuku bez wyjeżdżania w ruch drogowy. To są trudne egzaminy, chociaż egzaminatorskie są nieporównywalnie trudniejsze. Doszły do mnie słuchy, że jest teraz problem z instruktorami, ponieważ jest duży poziom niezdawalności tych egzaminów.
      
       - Ma Pan także uprawienia egzaminatora. Jak trudne są egzaminy, dające takie uprawnienia?
      
- Jest egzamin teoretyczny, ale bez żadnych prezentacji, później jest część praktyczna, która polega na tym, że kandydat na egzaminatora egzaminuje drugiego kandydata na egzaminatora. Zarówno na placu manewrowym jak i w ruchu drogowym. Przed komisją, która siedzi z tyłu w samochodzie należy pokazać, że umiemy prowadzić egzamin, prawidłowo go ocenić a jeżeli egzamin jest przerwany, to umieć to uzasadnić. Przesiew na teorii jest ogromny, bardzo ciężko jest zdać egzaminy teoretyczne, praktyczne również, ale te teoretyczne są trudniejsze.
      
       -  Z jakimi reakcjami spotkał się Pan po ocenianym przez siebie egzaminie? I tym negatywnie, i tym pozytywnie ocenionym?
      
- To nie jest wdzięczna rola, bo egzaminator to taki sędzia. A sama praca jest fajna, ciekawa. Zachowania ludzi pod wpływem emocji są różne. Osoby potrafią wyjść z samochodu i pójść sobie pasem ruchu, bo egzaminator kazał im przygotować się do jazdy i płynnie przejść do drugiego zadania. Taka osoba w stresie słyszy, że ma płynnie przejść, więc wychodzi z samochodu i płynnie idzie. Egzaminator wtedy pyta: „co pan/pani robi?” „No kazał pan płynnie przejść”. Jest też trzaskanie drzwiami po niezdanym egzaminie, jest ostentacyjne zgniatanie arkusza egzaminacyjnego, rwanie, wyrzucanie do śmietnika, a na tym arkuszu jest przecież informacja dla instruktora, co było przyczyną niezdanego egzaminu i co trzeba ewentualnie poprawić. Niektóre osoby płaczą, lamentują. Jeśli kursant po egzaminie wraca za kierownicą do WORD-u, to z reguły z wynikiem pozytywnym. Egzaminator ogłasza wynik pozytywny i wtedy reakcje są przeróżne: jest euforia, chcą całować, tulić się, ściskać, wyskakują z samochodu, zostawiają telefony komórkowe, torebki.... I to też jest sympatyczne.
      
       - Wspomniał Pan, że zdarzają się różne typy charakterów wśród kursantów. Jakie?
      
- Są kursanci milczący, którzy naprawdę mało mówią w czasie jazdy. Instruktor mówi, a taki kursant nawet się nie odezwie, nie przytaknie, czy rozumie czy nie rozumie. Inni z kolei to są gaduły: jedzie, gada, a tutaj trzeba się skoncentrować na zadaniu. Jest słowotok, a w tym momencie trzeba mu przerwać, by powiedzieć: „czekaj, hamuj!”. Są też ludzie spokojni, wyważeni, rozumieją, co się do nich mówi, odpowiednio reagują. Są tacy, którzy chcą słuchać radia w trakcie jazdy, a inni chcą mieć całkowitą ciszę. Jedni chcą, żeby do nich mówić, inni, żeby mówić mniej. Instruktor musi dostosować się do sytuacji, a że 30 godzin spędza z kursantem, powinien być elastyczny i się dopasować.
      
       - A z jakimi kursantami pracuje się najlepiej?
      
- Z tymi spokojnymi, wyważonymi, nie milczkami, nie gadułami.. Najtrudniej pracuje się z milczkami, ale na siłę człowieka nie zmienimy. Trzeba się dostosować, inaczej się nie da.
      

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Najlepsi instruktorzy z Wyższej Szkoły jazdy opanowanie i anielska cierpliwość P Marka P Dawida oraz reszty instruktorów to było coś co można było się od nich uczyć. Bardzo dobrze wspominam jazdy z nimi a w szczególności P Dawida i Marka . Pozdrawiam całą ekipę WSJ
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    13
    2
    Oporna kursantka (2017-09-17)
  • Zdałam za 1 razem nie mając kontaktu prędzej za kierownicą.Widać u instruktorów zaangażowanie i dużo empati..Bardzo sumiennie przekazują informacje i w teori i w praktyce. Bardzo mile wspominam Pana Bogdana i jeszcze milej Pana Wojtka,których serdecznie pozdrawiam. Każdemu polecam ten ośrodek????????????????????
  • Oczywiście że polecam!!!!
  • Serdeczne pozdrowienia dla p. Wojtka i p. Bogdana!
  • Prawo jazdy mam już od prawie 30 lat i według mnie dziś walą więcej teorii niż praktyki.Dodam,że przez ten cały czas nie dorobiłem się mandatu i kolizji!
  • Dziś więcej jest PRAKTYKI bo aż 30 godzin a kiedyś było 20.Tyle, że kiedyś ruch drogowy nie był taki jak dziś.
  • Warto iść do Wyższej Szkoły Jazdy, szczególnie ze względu na Pana Wojtka. Ma ogromną wiedzę i doświadczenie, pomimo wielu moich błędów na drodze, nigdy się nie zdenerwował. Słuchał i odpowiadał na każde pytania, nawet te mniej mądre :)
  • Skręcić na rondzie w lewo? Raczej zjechać x zjazdem. Niewielu jest dobrze przygotowanych ludzi do pracy w zawodzie instruktorów, nie wspominając o kierowcach, których wypuszcza word.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    3
    viggen(2017-09-17)
  • Polecam Wyższą Szkołę Jazdy z powodu profesjonalnych instruktorów, ich cierpliwości i fachowości. Pani Dorotka w biurze młoda i sympatyczna, zawsze uśmiechnięta. Duża zdawalność to mówi samo za siebie.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    4
    MariaSabiło(2017-09-17)
  • Pozdrowienia dla pana Wojtka i pana Marka, najlepsza szkoła jazdy!! :D
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    8
    4
    bylakursantka(2017-09-17)
  • najlepsza szkoła jazdy to życie
  • @Magdaa - Każdy błąd wyjaśnił jeżeli kursant dalej nie rozumiał wziął swój kajet i rozrysował, wałkował temat aż zobaczył że kursant ogarnia. Nigdy nie lekceważył tak jak to bywa w innych szkołach jazdy. Nie miałam pojęcia o samochodzie nie wiedziałam Nic a jednak nauczyli mnie i zdałam
Reklama