Tu nie chodzi o to, aby kupić szampony, komputer i jedzenie. I pomyśleć – oj, jacy oni biedni! Paczka to tylko narzędzie. Ważne jest to, że w ludziach, którzy ją otrzymują coś się zmienia. I tak właśnie było w tym roku, okazało się również, że elblążanie potrafią być hojni– ten weekend (7- 8 grudnia) upłynął pod znakiem finału Szlachetnej Paczki.
To, że Szlachetna Paczka w Elblągu zadziałała to efekt pracy bardzo wielu ludzi – wolontariuszy, liderów, elbląskich mediów, korporacji taksówkarskich czy agencji reklamowej, ludzi, którzy prywatnie pomagali rozwieźć paczki, organizacji pozarządowych, a przede wszystkim darczyńców. Na ich pomoc czekało 108 elbląskich rodzin.
- Wszystkim udało się zapewnić paczki, pomogli również ludzie z Trójmiasta. Ich wsparcie to ok. 20 proc. wszystkich paczek – tłumaczy Artur Szyszka, który jest liderem regionu Elbląg Wschód. – Ciekawostką może być fakt, że zorganizowaliśmy pomoc podobną do Olsztyna, chociaż tam są cztery rejony, a u nas tylko dwa.
To właśnie na ich cześć, w dwóch magazynach ( jeden znajdował się w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 2, a drugi w kościele Bożego Ciała), wznoszono przez ten weekend okrzyki „Wiwat darczyńca!”. I chociaż nie mogli wręczyć paczek osobiście ( te do rodzin dostarczają wolontariusze) to dostali opowieść, jak to wyglądało, co mówiła rodzina, jak zareagowała. Były też i prezenty od rodzin, które chciały swoim darczyńcom podziękować, na przykład poprzez laurkę albo...domowe weki. A także specjalny certyfikat Szlachetnej Paczki, kalendarz i podziękowanie od rodziny, napisane na specjalnym druku.
-Porównanie jest mjażdżące i chociaż nie ma jeszcze aż tak dużej świadomości społecznej na ten temat to i tak w tym roku jest o wiele, wiele lepiej – mówi Artur Szyszka.
- Pamiętam, że miałam tylko trzech wolontariuszy, trudno było kogokolwiek zainteresować tym tematem. Piękne jest to, że udało się zebrać aż tylu chętnych oraz darczyńców – dodaje Magdalena Perucka, która była liderem rejonu elbląskiego trzy lata temu.
Liczy się to, że coś w nich drgnęło
- Tak naprawdę paczka jest tylko narzędziem- to właśnie przez nią dokonują się zmiany. Często potencjalni darczyńcy pytali mnie „No ale jaka zmiana może zajść w rodzinie, gdzie są niepełnosprawne dzieci?”. A ja im odpowiadałem, że trudno to opisać. I chociaż śmiesznie to zabrzmi to my w to naprawdę wierzymy, że w danej rodzinie coś drgnie i się zmieni. Na przykład jeden z naszych podopiecznych po kontakcie z wolontariuszką uwierzył, że może iść do pracy, że potrafi. Efekt już jest - w poniedziałek idzie roznosić CV. Albo historia, gdzie przez Szlachetną Paczkę rozeszło się małżeństwo. Sam fakt, że tak się stało może nie jest dobry, ale dzięki temu teraz w tym domu jest czysto, dzieci są uśmiechnięte i zadbane – opowiada Artur Szyszka. – Duże znaczenie ma fakt, że dzięki Szlachetnej Paczce również i ci, którzy zostali wolontariuszami bardzo się rozwinęli. Dla nich to było spore wyzwanie, ale i nowe doświadczenie. Musieli na przykład pytać, ile dana rodzina zarabia – proszę mi wierzyć, że zadanie takiego pytania jest trudne. Musieli również mądrze wybierać tych, którzy pomoc otrzymają – wszystkim się udało.
Dokładne statystyki dotyczące Szlachetnej Paczki nie są jeszcze do końca znane, ponieważ akcja zliczania wszystkich danych trwa do północy, ale już teraz łączna wartość pomocy w całej Polsce to blisko 22 mln zł, łączna ilość darczyńców to ok. 360 tys. osób, a przeciętna wartość każdej paczki to prawie 1,9 tys. zł.