Odpowiedzialności obywatela nie kończy się na oddaniu głosu. Jeśli nie zmienią się nastroje w społeczeństwie, nie możemy oczekiwać od naszych polityków niczego lepszego niż to, co pokazują nam do tej pory. „Oni” też są ludźmi.
Pytamy często, skąd tyle nienawiści wśród polityków. Cała miniona kampania przedwyborcza opierała się głównie na udowodnieniu wszelkimi możliwymi środkami, że to „oni” są źli, że na „innych” spoczywa odpowiedzialność za cały brud dzisiejszej Polski. Oczywiście, kategorie „my”, „oni” są zmienne i w zależności od tego, z której strony politycy siedzą w Sejmie, zawsze znajdą sobie „tych gorszych”, odpowiedzialnych, bynajmniej nie za to, co dobre. I tak na przykład, PO wypominało PIS-owi niewywiązanie się z obietnicy budowy mieszkań, których ilość była liczona rzekomo w milionach, na co PIS, odbijając piłeczkę, oskarżał opozycję o destabilizację prac rządu. Byli praworządni posłowie PiS-u i brodząca w korupcji lewica i PO. Byli telewidzowie TV Trwam i telewidzowie TVN-u.
Rządom wzajemnych oskarżeń i podziałów powiedzieliśmy dość, zmieniając władzę. I Wydawać by się mogło, że podarowaliśmy sobie tym spokój. Hola, hola. To wbrew polskiej mentalności i „zbyt piękne, żeby było możliwe”.
Bo Polak szuka rozliczenia z przeszłością. I może to dobrze, tylko dlaczego kosztem drugiego człowieka? Historia nałożyła na Polaków ciężkie brzemię, z którym sobie nie radzą. Dzielenie ludzi według kategorii „współpracował”, „nie współpracował” to już nie rozliczanie się z przeszłością, a tworzenie podziałów w państwie rzekomo solidarnym. To sianie nienawiści, tworzenie atmosfery wzajemnych podejrzeń i oskarżeń. A te nierzadko bywają krzywdzące. Nawet jeśli znajdą się dowody na to, że jednak „nie współpracował”, to okazują się spóźnione, bo zaślepione nienawiścią i żądzą rozprawienia się z historią społeczeństwo dawno wydało wyrok.
Sami sobie odbieramy spokój. Doszukujemy się spisków, które knują źli „oni”. To, jak jest w naszej Polsce, to też „ich” wina. Korupcja, bezrobocie, patologie - u nich korupcja, przez nich bezrobocie i patologie. No i te zarobki, nie takie, jakbyśmy chcieli. Przez nich oczywiście. I jakiś „nienormalny” człowiek uśmiechnie się, przechodząc ulicą.
Nie twierdzę, że tych problemów nie ma. Tylko ilu z nas włożyło swój wkład w poprawę sytuacji? Oddany głos w wyborach to jedynie dobry początek. Trzeba zmienić swoją mentalność. Lekarz nie potrzebuje bombonierki przy wypisie ze szpitala. Praca, która przynosi małe dochody i żadnej satysfakcji, może być mobilizacją do podniesienia kwalifikacji, ledwie początkiem kariery. Reagujmy też na krzywdę drugiego człowieka, nie czekajmy, aż ktoś zrobi to za nas. Sami kreujemy przestrzeń, w jakiej żyjemy, również przez swój stosunek do drugiego człowieka, a egoizm i znieczulenie to najgorsze, co możemy mu podarować. Życzliwy uśmiech nie jest powodem do wstydu.
Z perspektywy członka pokolenia 88’ widzę inne rozwiązanie kwestii rozliczenia się z historią. Niech każdy sam siebie rozliczy z tamtych lat. Nikt nie potrzebuje do tego społecznego sumienia. A tego, co się zdarzyło, już nie zmienimy. Z bagażem doświadczeń możemy zrobić jednak wiele, by się nie powtórzyło.
Rządom wzajemnych oskarżeń i podziałów powiedzieliśmy dość, zmieniając władzę. I Wydawać by się mogło, że podarowaliśmy sobie tym spokój. Hola, hola. To wbrew polskiej mentalności i „zbyt piękne, żeby było możliwe”.
Bo Polak szuka rozliczenia z przeszłością. I może to dobrze, tylko dlaczego kosztem drugiego człowieka? Historia nałożyła na Polaków ciężkie brzemię, z którym sobie nie radzą. Dzielenie ludzi według kategorii „współpracował”, „nie współpracował” to już nie rozliczanie się z przeszłością, a tworzenie podziałów w państwie rzekomo solidarnym. To sianie nienawiści, tworzenie atmosfery wzajemnych podejrzeń i oskarżeń. A te nierzadko bywają krzywdzące. Nawet jeśli znajdą się dowody na to, że jednak „nie współpracował”, to okazują się spóźnione, bo zaślepione nienawiścią i żądzą rozprawienia się z historią społeczeństwo dawno wydało wyrok.
Sami sobie odbieramy spokój. Doszukujemy się spisków, które knują źli „oni”. To, jak jest w naszej Polsce, to też „ich” wina. Korupcja, bezrobocie, patologie - u nich korupcja, przez nich bezrobocie i patologie. No i te zarobki, nie takie, jakbyśmy chcieli. Przez nich oczywiście. I jakiś „nienormalny” człowiek uśmiechnie się, przechodząc ulicą.
Nie twierdzę, że tych problemów nie ma. Tylko ilu z nas włożyło swój wkład w poprawę sytuacji? Oddany głos w wyborach to jedynie dobry początek. Trzeba zmienić swoją mentalność. Lekarz nie potrzebuje bombonierki przy wypisie ze szpitala. Praca, która przynosi małe dochody i żadnej satysfakcji, może być mobilizacją do podniesienia kwalifikacji, ledwie początkiem kariery. Reagujmy też na krzywdę drugiego człowieka, nie czekajmy, aż ktoś zrobi to za nas. Sami kreujemy przestrzeń, w jakiej żyjemy, również przez swój stosunek do drugiego człowieka, a egoizm i znieczulenie to najgorsze, co możemy mu podarować. Życzliwy uśmiech nie jest powodem do wstydu.
Z perspektywy członka pokolenia 88’ widzę inne rozwiązanie kwestii rozliczenia się z historią. Niech każdy sam siebie rozliczy z tamtych lat. Nikt nie potrzebuje do tego społecznego sumienia. A tego, co się zdarzyło, już nie zmienimy. Z bagażem doświadczeń możemy zrobić jednak wiele, by się nie powtórzyło.