UWAGA!

Skąd wziął się Piekarczyk i co z tego wynikło

 Elbląg, Ostatni epizod ostatniej wojny polsko-krzyżackiej urósł do legendy. Tę rocznicę czczono w Elblągu, pamiętano o niej - mówi o świecie 8 marca Wiesława Domino z elbląskiego muzeum
Ostatni epizod ostatniej wojny polsko-krzyżackiej urósł do legendy. Tę rocznicę czczono w Elblągu, pamiętano o niej - mówi o świecie 8 marca Wiesława Domino z elbląskiego muzeum (fot. Michał Skroboszewski)

8 marca to nie tylko Międzynarodowe Święto Kobiet. Przez wiele lat w Elblągu tego dnia hucznie świętowano rocznicę odparcia najazdu krzyżackiego z 1521r. O tym, jak doszło do epizodu, który na trwałe wpisał się w historię miasta nad rzeką Elbląg rozmawiamy z Wiesławą Rynkiewicz-Domino z Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu

- Jak to z Piekarczykiem było? 8 marca 1521r. miał miejsce atak wojsk krzyżackich na Elbląg. To były ostatnie akcenty ostatniej wojny polsko-krzyżackiej. Czy zdobycie Elbląga przez wojska Zakonu Krzyżackiego miało jeszcze jakieś znaczenie dla toczącego się konfliktu?
      
- Mogło mieć ogromne znaczenie, stąd wynikła właśnie ta próba zdobycia Elbląga. Musielibyśmy się cofnąć w czasie do genezy tej wojny. W 1466 r., po wojnie trzynastoletniej Polska i Zakon Krzyżacki zawarły II pokój toruński. W jego konsekwencji do Korony przyłączono ziemie nazwane później Prusami Królewskimi, ziemię chełmińską, michałowską, dolne Prusy czyli interesujący nas Elbląg wraz z przyległościami oraz podporządkowano Koronie ziemie biskupa warmińskiego. Reszta Prus była pod zwierzchnictwem Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego, ale w stosunku lennym do Korony.
       Krzyżacy w zasadzie od początku kwestionowali postanowienia traktatu pokojowego. Szczególnie nasiliło się to pod koniec XV w., kiedy kolejny Wielki Mistrz Fryderyk Wettin odmówił złożenia królowi polskiemu przysięgi lennej. Można powiedzieć, że wtedy zaczęła narastać groźba konfliktu zbrojnego. Następca Fryderyka Wettina – Albrecht Hohenzolern wybrany wielkim mistrzem w 1511 r. - również odmówił złożenia przysięgi. Kilka lat później stało się jasne, że zakon rozpoczyna nie tylko ofensywę dyplomatyczną, ale także przygotowania zbrojne. Można powiedzieć, że w tamtych realiach politycznych, strona polska zachowała się wyjątkowo „trzeźwo”. W grudniu 1519 r. zwołano sejm walny do Torunia, który podjął decyzję o wypowiedzeniu wojny. Padły tam słynne słowa „Lepsza dobra wojna, niż zły pokój”. W tym momencie strona polska znalazła się w ofensywie mimo niesprzyjających okoliczności zarówno politycznych, jak i czasu, w jakim podjęto decyzję. W grudniu – jak podają kronikarze – panowały już śnieżyce i mrozy. Zebrane oddziały zaciężne i część pospolitego ruszenia ruszyły w kierunku Prus Krzyżackich. Ofensywa ze strony polskiej początkowo była dobrze prowadzona, ale Albrecht Hohenzollern nie spoczywał. W tym momencie musielibyśmy się znów cofnąć w czasie. Wspomniałam o tych niedobrych okolicznościach politycznych. Albrecht zabiegał o pomoc różnych sił, o czym czasami zapominamy. Zabiegał o poparcie cesarza Maksymiliana, Danii mającej wspierać jego wysiłki wojenne na morzu oraz wielkiego księcia moskiewskiego, który był w tym czasie zaangażowany w walki z Litwą. Przypominam, że w tym czasie król Polski był jednocześnie wielkim księciem litewskim.
      
       - Do wojny polsko-krzyżackiej Litwa nie przystąpiła?
      
- Praktycznie rzecz biorąc nie przystąpiła. Dopiero w ostatniej fazie wojny niektóre oddziały litewskie wzięły udział w zmaganiach. Można Litwę usprawiedliwiać. Zaangażowana była w szeroko pojęta politykę wschodnią, a konflikt z Moskwą dotyczył ziem, którymi Wielkie Księstwo Litewskie było żywotnie zainteresowane. Strona polska specjalnie nie mogła liczyć na poparcie sil zewnętrznych. Wyjątkiem był król Czech i Węgier, który był wszak Jagiellonem. Jednak na terenie Czech i Śląska udało się zrobić zaciąg, jednocześnie wydano zakaz zaciągania się do wojsk walczących po stronie krzyżackiej.
       Po stronie Zakonu opowiedzieli się nie tylko cesarz, ale i książęta niemieccy, skoligaceni Hohenzollernowie, zwłaszcza brandenburscy. I tam właśnie odbył się największy zaciąg, który przyspieszył działania w końcowej fazie wojny. Na co mogła liczyć strona polska? Przede wszystkim na poparcie stanów pruskich i wielkich miast: Gdańska, Elbląga i Torunia. Powtórzyła się sytuacja z początków wojny trzynastoletniej. Tak jak w 1454 r. zgodnie poddano się zwierzchnictwu króla polskiego, tak nadal mimo różnych niepokojących okoliczności stany pruskie były lojalne wobec kolejnego króla polskiego.
      
       - Prusy Królewskie kulturowo były niemieckie. I wolały zostać pod panowaniem króla polskiego niż bliższego im kulturowo Albrechta Hohenzollerna?
      
- To jest myślenie z naszych czasów. Liczyły się bardziej czynniki polityczno-gospodarcze. Czy w ramach tej czy innej zwierzchności można było doznawać wolności, swobodnie prowadzić działalność itd. Jedną z przyczyn konfliktu z Zakonem Krzyżackim wzrastającym już od końca XIV w. był fakt, że zakon był konkurencją gospodarczą dla miast i nielicznej szlachty tych terenów.
      
       - Elbląg był wtedy miastem granicznym z prawdziwego zdarzenia. Dość powiedzieć, że Pasłęk był już po krzyżackiej stronie granicy.
      
- W Elblągu od początku panowało poczucie olbrzymiego zagrożenia. Zostały podjęte wysiłki, aby wzmocnić obronę miasta. Pojawiły się niewielkie oddziały królewskich zaciężnych. Prawdziwe zagrożenie przyszło dopiero w momencie, gdy Krzyżacy zajęli na samym początku wojny w 1520 r. Braniewo – przysłowiowy „rzut beretem” od Elbląga. Jesienią tego roku wielki mistrz zdecydował się na wielka ofensywę na terenie Warmii biskupiej. Początkowo Warmia miała gwarancje nietykalności zarówno ze strony krzyżackiej jak i polskiej. Kiedy te gwarancje zostały zerwane przez wielkiego mistrza, stało się jasne, że wcześniej czy później wojska krzyżackie zjawią się u wrót Elbląga.
      
       - Co się stało 8 marca 1521 r? Czemu ta data jest taka symboliczna?
      
- Latem i jesienią 1520 r. stawało się jasne, że Albrecht zaczyna ponosić klęskę. Jednym z powodów była nieudana próba połączenia się zaciężnych z księstw niemieckich z wojskami krzyżackimi. Wojska niemieckie utknęły pod Gdańskiem i udało się zapobiec połączeniu ich z siłami Albrechta. Rozpoczęto przygotowania do rozejmu. Zaczęły się rokowania w Prabutach. Ale Albrecht chciał wykorzystać ten czas – i tutaj kluczowe znaczenie miał Elbląg – żeby uzyskać lepszą pozycję przetargową. Sądził, że jeżeli uda mu się zająć Elbląg z jego zasobami i możliwościami finansowymi, to jego pozycja w negocjacjach bardzo się wzmocni. I pewnie tak by się stało. Dlatego już w połowie lutego rozpoczęły się przygotowania do ataku na Elbląg. I tutaj mamy taką historię, którą nazwałabym „tradycyjnie polską”. Trwały rokowania w Prabutach, Polacy myśleli, że nic złego już się nie stanie i zlekceważono zabezpieczenie Elbląga. Wcześniej dowódca obrony elbląskiej rajca Michał Brackwegen wypuścił z Elbląga, a w zasadzie rozesłał na cztery wiatry grupę zaciężnych królewskich, dla których nie miał pieniędzy. Ponadto mieli być oni pełni niesubordynacji. Nie wiadomo, co było najpierw: czy zabrakło pieniędzy i zaciężni zaczęli być niesubordynowani, czy na odwrót. W każdym razie zaciężni odnaleźli się w Królewcu. Niektórzy elblążanie donosili wielkiemu mistrzowi o stanie zabezpieczeń Elbląga, o obwarowaniach, wojsku, silnych i słabych stronach obrony miasta. Albrecht z takim pakietem informacji i dodatkowym oddziałem mógł się pokusić o zajęcie Elbląga. Z legendy o Piekarczyku wiemy, ze oddział krzyżackich zaciężnych dotarł pod nasze miasto w liczbie bodajże 300 ludzi, prawie niezauważony. Raczej został zlekceważony: były doniesienia z Milejewa o ruchu wojsk, na dzień przed atakiem Krzyżacy usadowili się w okolicach kościoła Bożego Ciała. Jak można było ich nie zauważyć, jak można było ich zlekceważyć? Niezabezpieczone były furty...
      
       - Miasto czekało, aż ktoś wejdzie...
      
- Doszło do dość kuriozalnej sytuacji, ale jak wiemy, z chwilą bezpośredniego ataku od północy, udało się jakoś te furty domknąć. Krzyżacy przedarli się przez pierwszą Bramę Targową, ruszyli mostem, który znajdował się nad fosą otaczającą wewnętrzny mur obronny z zachowaną do dziś Bramą Targową (która była wewnętrzną bramą). I w zasadzie dopiero wtedy nastąpił moment obrony. Zaczęto ostrzeliwać atakujących i miał miejsce ten słynny epizod z przecięciem lin. Pomimo ataku obrońców z samej Bramy Targowej, to – jak głoszą relacje – Krzyżacy byli w stanie ostrzeliwać Stary Rynek przez szpary w umocnieniach. Jednak ten epizod z bramą dał czas obrońcom na „obudzenie się”. No i nieszczęśliwie dla strony krzyżackiej brama przydusiła jedynego rycerza zakonnego Schwalbacha – dowódcę krzyżackiego oddziału. Ranny został także dowódca zaciężnych krzyżackich Knebel. Krzyżacy ostatecznie się wycofali. Był to „zimny prysznic” i dla Elbląga, i dla strony polskiej. Wzmocniono załogę elbląską, słusznie obawiając się powtórnego ataku. Tymczasem już 5 kwietnia podpisano czteroletni rozejm kończący wojnę.
      
       - Podpisano rozejm, cztery lata później pokój. W tzw. „międzyczasie” Albrecht Hohenzollern przeszedł na luteranizm. W 1525r. doszło do tego słynnego, uwiecznionego przez Jana Matejkę, hołdu pruskiego. Czy Zygmunt I Stary nie mógł inkorporować Prus już wtedy książęcych do Korony?
      
- Celem Polski była likwidacja lub zmiana samego Zakonu Krzyżackiego. Mało znany jest fakt, że w postanowieniach II pokoju toruńskiego był zapis umożliwiający „synom Prus Królewskich i Korony wstępowanie do Zakonu do połowy jego składu”. Liczono na to, że zmieni się charakter Zakonu i nie będzie się on oglądał na cesarza niemieckiego i papiestwo. Ale ponoć takiego akcesu na członka zakonu ze strony poddanych króla polskiego nie było. Strona krzyżacka obawiała się polskich kandydatów. Próbowano wypowiedzieć cały traktat pokojowy albo zmienić chociaż kilku punktów. Jednym z takich punktów była chęć zmiany zapisu o „polskich kandydatach” i ograniczenie ich liczby do jednej trzeciej członków zakonu. W 1525 r. dokonano likwidacji i rozwiązania Zakonu Krzyżackiego w Prusach. Albrecht – nadal lennik Korony stał się księciem świeckim.
      
       - Jakie znaczenie miał 8 marca w życiu przedrozbiorowego Elbląga?
      
- Ostatni epizod ostatniej wojny polsko-krzyżackiej urósł do legendy. Tę rocznicę czczono w Elblągu, pamiętano o niej. W programie powstałego później Gimnazjum Elbląskiego odbywały się przedstawienia uczniów. Na ten temat mamy interesujące nazewnictwo tego epizodu: atak krzyżacki nazwano Wielkim Napadem na Elbląg. Jeszcze jeden napad na Elbląg miał miejsce w 1577 r., kiedy to na miasto napadli gdańszczanie zbuntowani przeciwko Stefanowi Batoremu. Chwilę po zakończeniu oblężenia Gdańska postanowili dokonać wyprawy odwetowej na Elbląg, który Stefana Batorego wspierał. Na Wyspie Spichrzów i Przedmieściach Północnych doszło do walk. Na pomoc Elblągowi przybył oddział węgierski pod wodzą słynnego Kaspra Bekiesza i ten atak został odparty. Rocznica tego ataku była obchodzona jako Mały Napad na Elbląg, chociaż jego skutki były groźniejsze niż napadu z 1521 r.
       Był jeszcze jeden napad w czasach, kiedy Elbląg nie miał jeszcze praw miejskich, podczas pierwszego powstania Prusów. Była już wówczas założona osada, stała warownia. Ten atak został bohatersko odparty przy walnym udziale osadników. To miał być jeden z powodów przyspieszenia lokacji miasta na prawie lubeckim. I niekiedy ten atak nazywano małym. Później już samym elblążanom zaczęło się mylić, który jest mały, a który wielki.
      
       - A co z Piekarczykiem? Kim on właściwie był?
      
- W języku polskim piekarczyk oznacza kogoś młodego – adepta sztuki piekarskiej. Tymczasem w źródłach mamy wzmiankę o czeladniku piekarskim, którym można było zostać właściwie będąc już dorosłym mężczyzną. Czeladnikiem można było być do końca życia, bo nie wszyscy wyzwalali się na mistrza. Prawdopodobnie był po prostu członkiem któregoś z kwartału, na jakie podzielony był Elbląg, spełniający swój obowiązek obrony miasta.
      
Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Proponuje bliżej przybliżyć postać nijakiego Piekarczyka TW Bochen. Skąd niby wiedział o najeździe krzyżaków? Czy przypadkiem nie była to zakrojona na szeroką skalę współpraca z tajnymi służbami? W dobie powszechnej inwigilacji postarajmy się poznać dokładnie historię zanim zaczniemy kogoś czcić. Czy IPN jest w stanie dokładnie zbadać jaka prawda kryje się pod legendą?
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    8
    11
    Wacek1(2017-03-08)
  • .. .słabe!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    1
    7
    Muczaczos(2017-03-08)
  • Czyli niemcom nigdy nie należy wierzyć !!!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    4
    3
    rudyrydzzmakrelą(2017-03-08)
  • A jak rozumieć zdanie:Przeszedł się na luteranizm?Czy naprawdę tak trudno przeczytać coś przed opublikowaniem?
  • Wacek1 : Ty tak na serio, czy dla jaj? Bo nasmialam sie niesamowicie czytajac Twoj tekst. Czyli dzis "przekretu" trzeba szukac wszedzie, nawet w prawie 600-set letniej historii??? Teraz wiem dlaczego my Polscy jestesmy tacy zawistni.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    1
    1
    almerka(2017-03-08)
  • Almerko, ale my pierwszy sort Polaków, wcale nie jesteśmy zawistni, zawistni są tylko potomkowie ubecji, kodziarze, drugi sort, po bolszewicy, żydzi i jeszcze wiele, wiele grup, które można wymienić ale szkoda czasu. Szkoda czasu bo spieszę się do pracy, mam nadzieję, że za 40 lat nie będą mnie rozliczać że pracowałem dla totalitarnego ustroju. Kto nie z nami ten przeciw nam. Żal jaki podział Polaków jest głęboki i nastąpił w ciągu dekady.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    2
    wacek1(2017-03-09)
Reklama