Zrobili to, by się sprawdzić. - Czasami faceci tego potrzebują i lubią sobie udowodnić, na ile ich stać – mówią. A łatwo nie było. Bieg po szyję w wodzie, przedzieranie się przez wąskie kanały, pokonywanie przeszkód na wysokościach, taplanie się w błocie z ciężką bronią i ekwipunkiem. Dla braci Michała i Jerzego Pawlyta, elbląskich strażaków, nie ma rzeczy niemożliwych. A przed nimi jeszcze wiele wyzwań. Zobacz zdjęcia z zawodów.
A nie jest to bieg dla każdego. Wzięło w nim udział 170 śmiałków, jednak tylko dziesięciu ukończyło go w wyznaczonym limicie czasu, który wynosił 4,5 godziny. Jerzy zajął trzecie, a jego brat Michał siódme miejsce. Nie obyło się bez bratniej solidarności. Gdy jeden z nich doświadczył chwili słabości na 7 km przed metą, drugi przerwał bieg, by pomóc bratu.
- Nie jestem typem biegacza tak jak Jurek i na trasie przytrafił mi się kryzys – mówi sekc. Michał Pawlyta. - Było siedem kilometrów do mety, biegliśmy we dwójkę po trzecie miejsce, z dość dużą przewagą. I wręcz kłóciliśmy się, żeby Jurek mnie zostawił i biegł po miejsce na podium. Długo trwała ta namowa, w końcu dało mi się go przekonać i zostałem sam. Ostatecznie przybyłem na metę jako siódmy.
Zmagania z samym sobą strażacy rozpoczęli na gdyńskiej plaży. Najpierw brodzili po szyję w wodzie, biegali z ciężkim sprzętem i plecakiem po lesie, przedzierali się przez wąskie kanały, czołgali się w błocie, wspinali się na wysokości.
- Start był na plaży w Gdyni Orłowie, biegliśmy trochę po piasku, potem był 800-metrowy etap w wodzie z przeszkodami, brodziliśmy w wodzie po szyję, czasami nawet trzeba było popłynąć, pływające wokół nas motorówki dodatkowo ochlapywały nas wodą – mówi Michał Pawlyta. - Następnie wbiegliśmy do lasu, trasa prowadziła przez potoki, połowa biegu odbyła się po wodzie, czołgaliśmy się w błocie, przez kanały ściekowe, wąskie szczeliny. Przeszkody były trudne do pokonania nie tylko pod względem fizycznym ale też psychicznym. Trzeba było pokonać swoje słabości.
Bieg Morskiego Komandosa jest organizowany przez jednostkę wojskową Formoza, impreza adresowana jest głównie do służb mundurowych i ma miano jednego z najtrudniejszych biegów terenowych w Polsce.
- Człowiek z klaustrofobią na pewno by sobie nie poradził w tym biegu – dodaje sekc. Jurek Pawlyta. - Trzeba było też wejść po bardzo wąskiej i chwiejnej drabince na wysokość sześciu metrów, także osoba z lękiem wysokości też by sobie tutaj nie poradziła.
To nie jest jeszcze ostatnie słowo elbląskich strażaków. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc bracia już dziś zapowiadają, że za rok spróbują powtórzyć swój wyczyn. A kto wie, być może uda im się zdobyć najwyższą lokatę? - Na pewno będziemy się solidnie to tego przygotowywać. Powalczymy o pierwsze miejsce – obiecuje Michał Pawlyta.