- Warto przypominać ostatnie 70 lat historii Elbląga, szczególnie poprzez losy osób, które tutaj osiadły po wojnie i zagospodarowywały to miasto i samych siebie. W ten sposób budujemy swoją tożsamość – mówi Tomasz Gliniecki z Muzeum Archeologiczno-Historycznego, który był gościem portEl Caffe.
- Na pewno trochę tak. Dla mnie ważne jest to, że jubileusz jest okazją do przypominania historii Elbląga i wyciągania nauki, która z tej historii płynęła. Widzę, że ludzie szukają pomysłów na utożsamienie się z tym miastem, ale to musi być działanie świadome. To nie jest tylko spór o to, czy Elbląg został zdobyty czy wyzwolony.
Elbląg nie ma za wiele lokalnych dobrych mitów. Przez kilkadziesiąt lat w jakiejś mierze budowaliśmy nasz świat na „wyzwoleniu” miasta i kapitanie Diaczence. Ale tutaj żyło tysiące innych osób, to były tysiące losów. Moim zdaniem trzeba zacząć przypominać miasto, które w 1945 roku powróciło ze swoją polskością. Musimy szukać tego, co przez te 70 lat tutaj zrobiliśmy. Łatwo nam się odwoływać ostatnimi czasy do pięknej historii niemieckiej, kiedy miasto nie było zburzone, kiedy było ładne i dość bogate, natomiast nasi dziadkowe i rodzice musieli się zmierzyć zupełnie z innymi problemami.
- Ale właśnie teraz po Elblągu jeździ tramwaj imienia Ferdynanda Schichaua. Jest wniosek, by twórca potęgi przemysłowej Elbląga był patronem jednej z ulic. Trwa cały czas dyskusja o tym, czy na Plac Słowiański powinien wrócić pomnik von Balka, założyciela miasta. O tym więcej się mówi niż o pierwszych powojennych latach polskiego Elbląga. Może jest na to jeszcze za wcześnie?
- Zawsze zapominamy o tym, kiedy historia się zaczyna, a kiedy się kończy. Tak naprawdę jeszcze kilka la temu nie chcieliśmy przypominać, lub mimochodem przypominaliśmy, na przykład rok 1970 w Elblągu czy powstanie Solidarności, czy stan wojenny, czy jeszcze wcześniej Sprawę Elbląską. Wierz mi, że wiele miast już się z tym uporało i to wcale nie są za świeże wydarzenia historyczne, bo od czasu do czasu trzeba takie węzły przecinać i mówić o tej historii w sposób naturalny. Jeśli mówimy o 25-leciu wyborów i odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1989 roku, to zauważ, że od tego czasu wyrosło kolejne pokolenie, które skończyło już studia. Dla nich rok 1989 to historia, a wydarzenia z 1948 r. czy 1952 r. to historia zamierzchła.
- Jakie powojenne wydarzenia w Elblągu zasługiwałyby na to, by je podkreślać?
- Musimy mówić o historii dobrej i złej. Prawem odbicia mówiliśmy o złej historii i ja też o niej opowiadam. Złej to znaczy takiej, w której pojawiają się tragedie, śmierć, strajki. Jednocześnie pojawia się bohaterstwo i opór przeciw złemu systemowi, ale jest to takie ujęcie martyrologiczne. Trudno też powiedzieć o tym, że komunizm w wydaniu polskim czy ustrój socjalistyczny był czymś dobrym, ale przecież ludzie w nim żyli. Można przypomnieć pewne rzeczy, które były niezależne ustrojowo, ale były ważne dla tego miasta. Brakuje mi takich aspektów, może uda mi się namówić parę znajomych, którzy zajmują się historią Elbląga, żeby wracać do rzeczy pozytywnych, chociażby do świata turbin, które w Elblągu powstawały i powstają czy do świata panczenistów, którzy przywozili medale olimpijskie. Ten świat był też światem pozytywnym. Zawsze można oczywiście powiedzieć, że to było w komunie, że to była propaganda i opium dla mas, ale to trzeba pokazywać.
- Starówką też się zbytnio nie potrafimy chwalić, przecież jej odbudowa zaczęła się jeszcze w poprzednim systemie.
- Naturalność rzeczy ze starówką była taka, że skoro w 1945 roku została wypalona, a potem zgruzowana, to kilka lat później kto miał ją odbudować i po co? Jeśli były ruiny, które groziły zawaleniem, to ktoś podjął decyzję, żeby rozplantować, zasiać trawę i posadzić drzewa. Po wojnie Polska miała problem z odbudową Warszawy czy Gdańska i to oczywiście naszym kosztem, naszych rodziców, tego miasta. Ale trzeba też przyznać, że taki wtedy był świat. I znów ktoś może powiedzieć, że niedobrze, ale jaki był inny pomysł? Czy ktoś był wtedy na tyle mądry i wiedział, co będzie dalej? My już z perspektywy lat jesteśmy mądrzejsi. Czasami się z uśmiechem zastanawiam, co by było, gdyby w 1945 r. Elbląg był na normalnych zasadach przekazany Polsce, a Rosjanie niczego by z miasta nie wywieźli... A tak Elbląg został zagospodarowany jako miasto nikomu niepotrzebne. I to też historia powinna przypominać, że ten w tym okresie pionierskim, po wojnie, ludność, która tutaj napłynęła, starała się zagospodarowywać siebie i Elbląg najlepiej jak potrafiła, ale tak naprawdę wtedy nikt nie miał pomysłu na to miasto.
- Dlatego Twoim konikiem stał się ten okres w historii Elbląga dotyczący końcówki drugiej wojny światowej?
- Próbuję przypominać w różnych elementach Elbląg XX-wieczny, ale generalnie moim konikiem jest to, co stało się z tym miastem na przestrzeni wojny, z plusami i minusami. Zacząłem świadomie i głośno przypominać fakt, o którym mówię w cudzysłowie, ale też zupełnie poważnie, że to elblążanie w 1939 r. napadli na Polskę. Każda ze stron była zła i nie można się wybielać. Byli źli Niemcy, którzy najpierw napadli, a potem się spotkali z sowiecką kontrą, równie lub bardziej bezczelną. Każdy będzie pamiętał bardziej swoją część krzywd.
Próbuję oceniać ten fragment historii Elbląga, szukając elementów, które dotychczas przez historyków nie był ruszane, czyli wchodząc jak najgłębiej w losy konkretnych osób, które mają imiona i nazwiska, które w tej wojnie się pojawiły w kontekście Elbląga i okolic. To są przypadki dziwne i tragiczne. Wojna zmienia ludzi, co staram się pokazywać i jednocześnie podkreślać, że Elbląg miał kolosalny problem przez wojnę i wydarzenia 1945 roku, ale to był problem przez wszystkich zawiniony. Gdyby wtedy ktoś tej wojny nie zaczął, to ktoś inny by jej nie skończył. Gdyby ktoś się tutaj nie bronił uparcie i nie robił z Elbląga miasta zamkniętego i twierdzy, to zniszczenia byłyby inne. Gdyby dowódca obrony Elbląga miał możliwość wcześniejszego wycofania wojsk, to być może straty byłby inne. To wszystko to jest takie „być może”. Warto pokazywać to „być może”, że świat mógł wyglądać inaczej, tylko ludzie podejmowali inne decyzje. I pamiętać o tym, że zawsze jest druga strona medalu, gdy mówimy o krzywdach Elbląga wojennego, co jest ostatnio w modzie. Chcę zauważyć, że od 1939 roku niewielki kawałek od Elbląga istniał obóz Stutthof, a w samym mieście istniały jego filie i tych więźniów codziennie było w mieście widać. Bogactwo Elbląga też było wypracowane rękami tysięcy robotników przymusowych. Pamiętajmy o tym. To nie jest tak, że my się odwołamy jedynie do tego, że ówcześni elblążanie mieli piękne kamienice, a ktoś je zburzył. Nasza siła polega w jakiejś mierze na tym, że prędzej czy później pomyśleliśmy o tym, żeby zagospodarować to miasto od nowa. I o tym też trzeba przypominać, z normalną ludzką chwałą i dodaniem, że przecież mogło być inaczej.
- Czy Twoim zdaniem elblążanie czują, że to ich miasto?
- Sądzę, że tak. To też kwestia zmian pokoleniowych. Natomiast boli mnie to, że nie mówimy bardzo głośno, wręcz systemowo, że to nasze miasto, bo za tym idą określone zachowania. Zawsze odnoszę to do mienia publicznego, do parków na przykład, do ławek, koszy do śmieci. Jeśli nie będziemy wiedzieli, że to jest nasze, to zawsze znajdą się tacy, którzy będą w nie kopali, będę je niszczyli, bo jest im wszystko jedno. Natomiast jak będą wiedzieli, że tę ławkę postawili czy ten park porządkowali ich dziadkowie, albo że ich ojcowie zapłacili podatki na to, żeby były kosze na śmieci, to może nie będą w nie kopali. Jeżeli ta świadomość ostatnich 70 lat pomoże nam, żeby pokazywać Elbląg jako miasto wspólne, to dla mnie to jest najważniejsza cecha historii.
Możemy też być dumni z tego, że od 120 lat w mieście jeżdżą tramwaje, od 140 lat trwa przemysłowa produkcja piwa, takie rzeczy też budują tożsamość. Możemy być dumni z paru innych rzeczy i oczywiście możemy być też mniej dumni z tego, że był taki epizod w historii, kiedy Elbląg był miastem nazistowskim i był taki, że był miastem komunistycznym. Warto też pokazywać, że to Elbląg w jakiejś mierze obu systemom się przeciwstawiał. Hitlera obrzucono tutaj kamieniami, a w 1970 roku i w różnych innych momentach oporu wobec ustroju socjalistycznego Elbląg był zawsze w czołówce. Pokazujmy więc te dobre rzeczy, budujmy dobre mity. Naprawdę potrafimy narzekać, robimy to świetnie i być może pojawi się 15 malkontentów, którzy stwierdzą, że nie mam racji, ale ja chcę, by to miasto żyło do przodu, a nie ciągle się cofało. Szukajmy wyjścia do przodu i jak ktoś ma ochotę, to zapraszam do pójścia w tę samą stronę.
Kolejne spotkanie w portEl Caffe już w najbliższą środę, o szczegółach wkrótce. Zapraszamy do naszej redakcji przy ul. 1 Maja 1 C.