UWAGA!

To nie jest praca, to sposób na życie

 Elbląg, mł. asp. Dawid Pyrzanowski
mł. asp. Dawid Pyrzanowski (fot. Witold Sadowski)

Jak mówi, nie ma dwóch takich samych pożarów ani dwóch takich samych wypadków, a każdy wyjazd to ludzkie nieszczęście. Chciałby więc, by było ich jak najmniej. O kulisach pracy strażaka opowiada mł. asp. Dawid Pyrzanowski, który w Państwowej Straży Pożarnej jest od 12 lat.

Dawid Pyrzanowski jest dowódcą zastępu w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 1. Jest również ratownikiem medycznym, ratownikiem WOPR-u, na swoim koncie ma także studia z administracji i bezpieczeństwa. Jak mówi, wszystko po to, by rozwijać się w różnych dziedzinach.
      
       - Czy to wszystko to nie jest przypadkiem spełnieniem marzeń z dzieciństwa?
       - mł. asp. Dawid Pyrzanowski: - Jestem dumny z tego, że mogę być strażakiem. Mam ogromny szacunek do munduru i przełożonych. I tak... to właściwie jest spełnienie marzeń, osiągnięcie celu życiowego.
      
       - Strażacy są chyba najbardziej lubianą formacją, wy nie odmawiacie nawet wtedy, gdy trzeba kota ściągnąć z drzewa...
       - Tak, zdarzają się różne, czasami dziwne, czasami pozytywnie zaskakujące sytuacje. Jesteśmy do dyspozycji, niezależnie od pory roku czy dnia. Społeczeństwo nas szanuje, a my szanujemy społeczeństwo.
      
       - Jesteś strażakiem, ale jesteś również ratownikiem. Często musisz korzystać z tych medycznych umiejętności?

       - Powiem tak – bardzo się cieszę, że muszę ich używać jak najmniej. Mamy taką dobrą specyfikację, że zespoły ratownictwa medycznego są już na miejscu albo bardzo szybko dojeżdżają. Raczej jestem ratownikiem wspomagającym. Prowadzę za to pokazy w szkołach i przedszkolach, pokazuję dzieciom jak bezpiecznie poruszać się po lodzie, jak udzielać pierwszej pomocy, jak dzwonić i jakich informacji najpierw udzielać.
      
       - Trudno taką wiedzę przekazać dzieciom?
       - Dzieci są niesamowite, bo są szczere do bólu i zawsze mają dużo pytań. Dla mnie to ważne, bo wtedy wiem, że słuchają. Przekazuję im wiedzę poprzez zabawę, mogą dotknąć manekina, pouciskać go, zabandażować rękę. Dzięki temu dzieci widzą, że pierwsza pomoc nie jest taka straszna, jakby się na początku mogło wydawać. Staram się również odpowiednio dobierać słowa, mówię prosto po to, żeby nie było to dla nich nudne i tajemnicze. Poza tym one to bardzo przeżywają, widać, że tę wiedzę przyjmują.
      
       - Podobno kiedyś zdarzyła się sytuacja, że straż pożarna musiała wyjechać zamiast karetki, to prawda?
       - Takich sytuacji było kilkanaście. Ostatnio mieliśmy taki przypadek, kiedy pan zasłabł pod jednym z supermarketów, dostał napadu epilepsji. Wezwała nas ochrona. Udzielaliśmy pomocy do momentu przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego. Innym razem jeden pan zasłabł pod naszą jednostką, doszło do zatrzymania krążenia. Pomagaliśmy w resuscytacji krążeniowo-oddechowej, na szczęście pan odzyskał krążenie. To dla nas ogromna satysfakcja, kiedy widzimy, że nasze działania zmierzają do celu. Najważniejsze to nieść pomoc i nie bać się.
      
       - A ty bałeś się kiedyś podczas akcji? Czy strażak odczuwa strach?

       - Zawsze mam obawy, to nie jest tak, że robimy cokolwiek na hura. Ale zawsze trzeba mieć plan na każdą sekundę działań medycznych. Nie może być tak, że coś nas zaskoczy, musimy być przygotowani na każdą sytuację. To duży ciężar psychiczny, bo wiemy, że mamy w ręku czyjeś życie. Dlatego wszystkie nasze działania muszą być rozważne. Nie zawsze jest tak, że się wszystko uda. Są takie sytuacje, kiedy nie udaje się uratować człowieka, mimo wszystkich podjętych działań. Wtedy każdy z nas zadaje sobie pytanie: czy miałem wystarczająco dużo wiedzy, czy miałem wystarczająco dużo umiejętności...Ale po tym wszystkim zawsze rozmawiamy, to nasz sposób na zdarzenia. Nie wynosimy tego do domu, odcinamy to od życia rodzinnego.
      
       - A jest coś, czego w tej pracy nie lubisz? Myślisz sobie czasami "o nie, tam nie chcę jechać, tego nie chcę tego robić"?

  Elbląg, Dawid jest również ratownikiem medycznym
Dawid jest również ratownikiem medycznym (fot. WS)


       - Nigdy nie przychodzę do pracy z takim nastawieniem. Zacytuję mojego kolegę, który jest już na emeryturze, a który bardzo dobrze to określił. A więc praca strażaka to nie jest praca tylko sposób na życie. Jesteśmy 24 godziny na dobę ze sobą, jak jedna wielka rodzina. Każdy z nas musi liczyć na kolegę, każdy bierze za tego drugiego odpowiedzialność. A co jest najtrudniejsze? Każde zdarzenie, które się przydarza. Nie ma dwóch takich samych pożarów, nie ma dwóch takich samych wypadków. Wiele zależy od zgłoszenia, jeżeli wiemy, że w środku są ludzie, to emocje jeszcze bardziej rosną.  Albo kiedy wiemy, że w samochodzie są zakleszczeni ludzie, to każdy z nas układa sobie w głowie plan działania. Jesteśmy tak dobrze wyszkoleni, że każdy wie, co ma robić. W każdej sytuacji staramy się dać sobie radę, a jeżeli czegoś nie wiemy mamy oficerów.
      
       - Jakie to uczucie uratować komuś życie?

       - To niesamowita duma, szczęście, czujemy, że się spełniamy. Że te nasze szkolenia i to, czego się uczymy, nie jest puste, że to nie są tylko słowa.
      
       - Czy jakieś zdarzenie utkwiło ci szczególnie w pamięci?
       - Największy ślad w moim życiu zostawiają te wypadki, w których uczestniczą dzieci. Wtedy jest duży niepokój, dorosły powie, co mu dolega, a u dziecka jest inaczej. Najmłodszych ratuje się zupełnie inaczej, chociażby z powodu budowy ciała. Pomagają nam w tym wszystkim nasze standardy, które mamy w Państwowej Straży Pożarnej. One są po to, żeby ratownik popełnił jak najmniej błędów. Zdarzają się też bardziej wesołe przypadki, czasami pomagamy nietrzeźwemu i taka osoba jest bardzo zaskoczona, że cała załoga próbuje mu udzielać pomocy. W każdym razie wzywamy zespół ratownictwa medycznego, do każdego podchodzimy poważnie.
      
       - Więc jak radzisz sobie z tym obciążeniem psychicznym? Masz swój sposób na to?
       - Mój sposób to dłuższe spacery, wtedy mogę się wyciszyć. Spędzam również czas z rodziną, z moimi dwiema córeczkami. To moje oczka w głowie, poświęcam im jak najwięcej czasu. Stres i napięcia znika w momencie gdy się uśmiechną.
      
       - Zdarza się, że ktoś dzwoni do straży pożarnej dla żartu. Takich sytuacji jest coraz więcej czy coraz mniej?
       Moim zdaniem, z tego co zaobserwowałem na swojej zmianie, takich fałszywych alarmów jest coraz mniej. Bardziej spowodowane są one systemami zamontowanymi na budynkach użyteczności publicznej, ale my i tak musimy to sprawdzić. Ale lepiej jak alarm jest fałszywy niż prawdziwy, bo każde zdarzenie to ludzkie nieszczęście. A my chcielibyśmy, żeby było ich jak najmniej.
      

rozmawiała Marta Wiloch

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama