Ojca zainspirowały warsztaty. To tam właśnie poznał ten rodzaj muzyki i instrument, na którym nauczył się grać. Syn nie miał wyjścia – także stał się uczniem ojca. O tym, jak fascynująca jest gra na flecie, opowiadają nauczyciele muzyki dawnej z Młodzieżowego Domu Kultury, Ryszard i Marcin Skotniccy.
- Dominika Kiejdo: - Nauczyciel muzyki dawnej to raczej niezbyt popularny zawód w dzisiejszych czasach... Jak to się stało, że wybrali Panowie właśnie taką, dość niszową profesję?
- Ryszard Skotnicki: - Wszystko zaczęło się po studiach, a kończyłem wychowanie muzyczne na Akademii Gdańskiej. Pracowałem już wtedy jako nauczyciel muzyki w szkole podstawowej w Dzierzgoniu. Wtedy to wybrałem się na warsztaty muzyki dawnej do Szczecina. Były to czasy głębokiego PRL-u i tam w tym Szczecinie pojawił się zespół z samego Zachodu, dokładnie z Paryża. Przyjechała tam młodzież wraz ze swoim nauczycielem. Gdy posłuchałem muzyki w ich wykonaniu, od razu wiedziałam, że w to wejdę. Grali tak pięknie i naturalnie, widziałem w ich oczach zachwyt tą muzyką, to było dla mnie tak inspirujące, że już w następnym tygodniu zacząłem uczyć grać na flecie swoich uczniów. To był ten impuls. Na rynku były wtedy dostępne takie małe fleciki z NRD i dzieci sobie właśnie na nich grały.
- Marcin Skotnicki: - Pamiętam, że gdy byłem w trzeciej klasie podstawówki, tata przyniósł do domu taki NRD-owski flet w futeraliku i wtedy właśnie zacząłem naukę na tym instrumencie.
- Czyli zaraził się Pan pasją od swojego taty? Grał Pan też w jego zespole.
- MS: - Tak, tata założył Zespół Muzyki Dawnej. Grałem tam od małego, to był bardzo fajny okres. Zaprzyjaźniłem się z wieloma ludźmi, jeździliśmy na festiwale po całej Polsce i za granicę. Dzięki zespołowi zjeździliśmy kawałek Europy.
- I przywieźliście sporo nagród. Najwięcej z Ogólnopolskiego Festiwalu Zespołu Muzyki Dawnej w Kaliszu, w którym uczestniczycie co roku.
- RS: To najbardziej znany konkurs muzyki dawnej w Polsce. Trwa cały tydzień, zjeżdżają na niego wszystkie zespoły z całego kraju. W ciągu wielu lat nie tylko mój, ale także Marcina zespół zdobył tam wiele nagród, łącznie z najważniejszą, czyli Grand Prix.
- Uczą Panowie grania na fletach, czy także na innych instrumentach?
- RS: Głównie na fletach, ale jest cała rodzina fletów. Od malutkich poprzez średnie i bardzo duże. Każdy członek zespołu gra na innym, każdy inną melodię, a wszystko jest tak skonstruowane, że daje to niesamowity efekt.
- A jakie grają utwory, tylko te dawne?
- RS: Tak. Moda na powstawanie takich zespołów miała miejsce w renesansie, a także w baroku, kiedy flety były także popularne, choć już zmodernizowane i trochę inne w brzmieniu. Utwory grane przez zespół są wielogłosowe. Gramy dawne utwory przetransponowane na nasz zapis.
- Musi być coś magicznego w tym instrumencie, skoro syn poszedł w Pana ślady?
- RS: Nie miał wyboru, bo ćwiczył na nim od małego.
- MS: - Ale w końcu na studiach wybrałem klarnet. Jak byłem mały strasznie zafascynowałem się grą na flecie. Uczęszczałem na różne kursy i chłonąłem wszystko jak gąbka. Po powrocie byłem tym wszystkim tak zafascynowany, że chciałem grać więcej i więcej. Studiowałem klarnet, ale chodziłem także na kursy z fletu, by tę dziadzinę zgłębić. Na Akademiach Muzycznych w Polsce nie była to jeszcze popularna dziedzina. Po skończonych studiach żona, która również jest muzykiem, zaproponowała, żebyśmy pojechali do Holandii, gdzie są bardzo dobre szkoły nauki gry na flecie i w Hadze spędziliśmy trzy lata. Tamtejsi nauczyciele reprezentowali inny poziom nauczania muzyki dawnej, inne też było ich podejście do muzyki i do ludzi.
- Czy dzieci w tych czasach interesują się takim rodzajem muzyki? Dużo dzieci przychodzi na zajęcia?
- MS: - Kiedyś na pewno było więcej zainteresowania naszymi zajęciami, bo nie było tak bogatej oferty zajęć dodatkowych jak dziś. Teraz jest ich całe mnóstwo i dzieci mają w czym wybierać, ale nie narzekam. W MDK mam 18 uczniów. Część z nich należy do zespołu.
- Nie tylko grają i popularyzują Panowie muzykę dawną lecz także występują w dawnych strojach na różnych miejskich imprezach.
- MS: Tak, ubieramy je na koncerty i na różne imprezy, by stworzyć też efekt wizualny.
- Czy muzyki dawnej trudniej się nauczyć niż tej współczesnej?
- MS: Wydawać by się mogło, że jest to muzyka na jedną modłę, jednak jest w niej cała masa różnorodności. W renesansie było wiele instrumentów, tworzono całe ich rodziny, od małego poprzez średnie, do potężnych rozmiarów fletów. Największy ma ponad trzy metry.
- Dużo jest osób w Polsce, które zajmują się muzyką dawną?
- MS: Do Kalisza na festiwal przyjeżdża od 25 do 30 zespołów rocznie, nie jest to więc duże środowisko. To nie jest tak, jak w przypadku muzyki rozrywkowej, że na koncert przychodzi kilka tysięcy osób, ale jest trochę tych "wariatów".
- Ryszard Skotnicki: - Wszystko zaczęło się po studiach, a kończyłem wychowanie muzyczne na Akademii Gdańskiej. Pracowałem już wtedy jako nauczyciel muzyki w szkole podstawowej w Dzierzgoniu. Wtedy to wybrałem się na warsztaty muzyki dawnej do Szczecina. Były to czasy głębokiego PRL-u i tam w tym Szczecinie pojawił się zespół z samego Zachodu, dokładnie z Paryża. Przyjechała tam młodzież wraz ze swoim nauczycielem. Gdy posłuchałem muzyki w ich wykonaniu, od razu wiedziałam, że w to wejdę. Grali tak pięknie i naturalnie, widziałem w ich oczach zachwyt tą muzyką, to było dla mnie tak inspirujące, że już w następnym tygodniu zacząłem uczyć grać na flecie swoich uczniów. To był ten impuls. Na rynku były wtedy dostępne takie małe fleciki z NRD i dzieci sobie właśnie na nich grały.
- Marcin Skotnicki: - Pamiętam, że gdy byłem w trzeciej klasie podstawówki, tata przyniósł do domu taki NRD-owski flet w futeraliku i wtedy właśnie zacząłem naukę na tym instrumencie.
- Czyli zaraził się Pan pasją od swojego taty? Grał Pan też w jego zespole.
- MS: - Tak, tata założył Zespół Muzyki Dawnej. Grałem tam od małego, to był bardzo fajny okres. Zaprzyjaźniłem się z wieloma ludźmi, jeździliśmy na festiwale po całej Polsce i za granicę. Dzięki zespołowi zjeździliśmy kawałek Europy.
- I przywieźliście sporo nagród. Najwięcej z Ogólnopolskiego Festiwalu Zespołu Muzyki Dawnej w Kaliszu, w którym uczestniczycie co roku.
- RS: To najbardziej znany konkurs muzyki dawnej w Polsce. Trwa cały tydzień, zjeżdżają na niego wszystkie zespoły z całego kraju. W ciągu wielu lat nie tylko mój, ale także Marcina zespół zdobył tam wiele nagród, łącznie z najważniejszą, czyli Grand Prix.
- Uczą Panowie grania na fletach, czy także na innych instrumentach?
- RS: Głównie na fletach, ale jest cała rodzina fletów. Od malutkich poprzez średnie i bardzo duże. Każdy członek zespołu gra na innym, każdy inną melodię, a wszystko jest tak skonstruowane, że daje to niesamowity efekt.
- A jakie grają utwory, tylko te dawne?
- RS: Tak. Moda na powstawanie takich zespołów miała miejsce w renesansie, a także w baroku, kiedy flety były także popularne, choć już zmodernizowane i trochę inne w brzmieniu. Utwory grane przez zespół są wielogłosowe. Gramy dawne utwory przetransponowane na nasz zapis.
- Musi być coś magicznego w tym instrumencie, skoro syn poszedł w Pana ślady?
- RS: Nie miał wyboru, bo ćwiczył na nim od małego.
- MS: - Ale w końcu na studiach wybrałem klarnet. Jak byłem mały strasznie zafascynowałem się grą na flecie. Uczęszczałem na różne kursy i chłonąłem wszystko jak gąbka. Po powrocie byłem tym wszystkim tak zafascynowany, że chciałem grać więcej i więcej. Studiowałem klarnet, ale chodziłem także na kursy z fletu, by tę dziadzinę zgłębić. Na Akademiach Muzycznych w Polsce nie była to jeszcze popularna dziedzina. Po skończonych studiach żona, która również jest muzykiem, zaproponowała, żebyśmy pojechali do Holandii, gdzie są bardzo dobre szkoły nauki gry na flecie i w Hadze spędziliśmy trzy lata. Tamtejsi nauczyciele reprezentowali inny poziom nauczania muzyki dawnej, inne też było ich podejście do muzyki i do ludzi.
- Czy dzieci w tych czasach interesują się takim rodzajem muzyki? Dużo dzieci przychodzi na zajęcia?
- MS: - Kiedyś na pewno było więcej zainteresowania naszymi zajęciami, bo nie było tak bogatej oferty zajęć dodatkowych jak dziś. Teraz jest ich całe mnóstwo i dzieci mają w czym wybierać, ale nie narzekam. W MDK mam 18 uczniów. Część z nich należy do zespołu.
- Nie tylko grają i popularyzują Panowie muzykę dawną lecz także występują w dawnych strojach na różnych miejskich imprezach.
- MS: Tak, ubieramy je na koncerty i na różne imprezy, by stworzyć też efekt wizualny.
- Czy muzyki dawnej trudniej się nauczyć niż tej współczesnej?
- MS: Wydawać by się mogło, że jest to muzyka na jedną modłę, jednak jest w niej cała masa różnorodności. W renesansie było wiele instrumentów, tworzono całe ich rodziny, od małego poprzez średnie, do potężnych rozmiarów fletów. Największy ma ponad trzy metry.
- Dużo jest osób w Polsce, które zajmują się muzyką dawną?
- MS: Do Kalisza na festiwal przyjeżdża od 25 do 30 zespołów rocznie, nie jest to więc duże środowisko. To nie jest tak, jak w przypadku muzyki rozrywkowej, że na koncert przychodzi kilka tysięcy osób, ale jest trochę tych "wariatów".
rozmawiała Dominika Kiejdo