Kamila Siwko pochodzi z Elbląga, gdzie przez wiele lat pracowała w gastronomii. Chcąc jednak coś zmienić w swoim życiu, wyjechała do stolicy, stawiając wszystko na jedną kartę. Szczęście jej dopisało - od niedawna jest managerką jednej z najmodniejszych warszawskich restauracji, której właścicielem jest Mateusz Gessler.
Agnieszka Pawowicz: - Dlaczego postanowiłaś opuścić rodzinne miasto?
Kamila Siwko: - W Elblągu nie widziałam większych perspektyw. Co prawda, pracowałam przez wiele lat w gastronomii, podejmowałam też różnego rodzaju prace dorywcze, ale chciałam czegoś więcej i stąd mój przyjazd do Warszawy – tu jest więcej możliwości.
- Miałaś jakiś plan przyjeżdżając do stolicy?
- Nie, właściwie przyjechałam tutaj w ciemno. Postawiłam wszystko na jedną kartę – nie czekała tu na mnie żadna praca, mieszkania też nie miałam, więc na początku pomieszkiwałam u koleżanki. Nie ukrywam, że było ciężko. Życie w Warszawie jest dużo droższe niż w Elblągu, ale i zarobki są lepsze. Bardzo chciałam znaleźć pracę w gastronomii więc pierwszym miejscem, do którego złożyłam CV była arabska knajpa. Po 3 godzinach dostałam telefon, żebym przyszła do pracy. Miałam dużo szczęścia.
- Jak więc to się stało, że zostałaś managerką w restauracji Mateusza Gesslera?
- To był czysty przypadek. Mateusza poznałam właśnie w tej arabskiej knajpce, w której pracowałam jako kelnerka, był on tam częstym gościem. Z racji tego, że podobało mu się w jaki sposób pracuję, to ciągle powtarzał, że kiedyś mnie stamtąd zabierze i da mi szansę na poszerzenie perspektyw. Tak też się stało. Po 4 latach rzuciłam kelnerowanie i zaczęłam pracę tutaj, jako główny manager. W zasadzie otwieraliśmy tę knajpę razem, wspólnymi siłami tworzyliśmy to miejsce od podstaw. Cały kompleks, w którym mieści się nasza restauracja, jest nowym miejscem na mapie Warszawy, zaczynałam tutaj pracę, gdy wokół był jeszcze plac budowy. Mateusz rzucił mnie na głęboką wodę, nie miałam w tym żadnego doświadczenia. Jednak wszystko wyszło bardzo dobrze. No i teraz prowadzę jedną z najmodniejszych knajp w Warszawie. To trochę taki warszawski sen. Nigdy nie sądziłam, że dojdę do miejsca, w którym jestem teraz. Jestem Mateuszowi bardzo wdzięczna i będę mu za to dziękować do końca życia.
- Czym zajmujesz się w swojej pracy?
- Manager zajmuje się ogólnie prowadzeniem restauracji, czyli rekrutacją pracowników, ustalaniem grafiku pracy. Jestem też odpowiedzialna za zamówienia, mam również bezpośredni kontakt z gośćmi. Z racji tego, że jest to bardzo modna knajpa to przychodzi tutaj dużo znanych osobistości, dzięki temu można poznać naprawdę fajnych ludzi. Generalnie można powiedzieć, że jestem twarzą tej restauracji, co prawda nie taką, jak Mateusz, tego mu nie odbiorę (śmiech).
- Czy otrzymujesz inne propozycje pracy?
- Odkąd zaczęłam tutaj pracować, to przychodzi do nas wielu ludzi, którzy otwierają swoje knajpy i faktycznie oferują mi, żebym przeszła do nich, ale nie ma takiej możliwości. Po pierwsze, za bardzo kocham to, co aktualnie robię, a po drugie jestem zbyt wdzięczna Mateuszowi i nie potrafiłabym tego wszystkiego rzucić. Z kolei na dwa etaty nie ma szans, bo pracuję tutaj od rana do wieczora.
- Czy pracując w restauracji nauczyłaś się gotować?
- Absolutnie nie, do gotowania mam dwie lewe ręce (śmiech). Co prawda podpatruję pracę kucharzy, ale jakoś mnie do tego nie ciągnie. O wiele bardziej wolę jeść, mamy między innymi przepyszny antrykot oraz kaczkę, która jest naszym hitem.
- Jaki prywatnie jest Mateusz Gessler?
- Mateusz jest bardzo kontaktowy, otwarty i za to ludzie go cenią. Mimo że posiada aż trzy restauracje w Warszawie to „oddaje się" im w stu procentach. Przebywa w nich 24 godziny na dobę. Prócz tego, że jest właścicielem, to również pracuje w kuchni, a także serwuje dania gościom i rozmawia z nimi. To bardzo pozytywna osoba, ludzie go kochają.
- Planujesz wrócić do Elbląga?
- Co jakiś czas odwiedzam swoje rodzinne miasto, ale nie zamierzam wracać do Elbląga. Tutaj – w Warszawie – czuję się jak w domu. Mam tu wszystko: mieszkanie, pracę, którą kocham i przyjaciół. Nie mogę narzekać.