Rozmowa z Ewą Sprawką z Elbląskiej Rady Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych.
Niedawno opublikowane wyniki badań socjologicznych pt. "Bądź partnerem - daj szansę" pokazały, że my, elblążanie tymi partnerami właściwie nie jesteśmy. Nie jesteśmy zainteresowani działalnością społeczną, nie wierzymy, że mamy wpływ na to, co dzieje się wokół nas – i z nami samymi. To dość smutny obraz.
Myślę, że to miarodajny opis stanu rzeczy i ducha, bo do badań wybrano osoby z różnych środowisk, o różnym wykształceniu i wieku. To coś, co nam elblążanom, ale i chyba większości Polaków bardziej przeszkadza żyć niż pomaga. Nie chodzi przecież o to, by działać w organizacjach pozarządowych, czy w ruchach społecznych, bo tak, jak w innych profesjach, trzeba się w tym widzieć, mieć Iskrę Bożą czy choćby chęć. Dla mnie najbardziej dramatyczny i bolesny jest wynik dotyczący niewiary w to, że od nas coś zależy - zależy nasze życie i zmiany, jakie w nim zajdą.
Co według pani można zrobić, aby to zmienić?
Na pewno trzeba działać w tym zakresie już na poziomie szkoły i przedszkola. Powinny tam być wprowadzone specjalne programy. Np. na Pomorzu taki program jest realizowany w klasach gimnazjalnych i na poziomie szkoły średniej – uczy się przedsiębiorczości. Niewiara w siebie to efekt wielu ostatnich lat. Wchodzimy do Unii Europejskiej. Z takim nastawieniem i ciągłym obwinianiem o wszystko zewnętrznych czynników chyba się w niej dobrze nie odnajdziemy.
Nasza własna aktywność jest zastraszająco mała - ponad połowa elblążan nigdy nie zrobiła nic społecznie.
W Irlandii chętni szkolą się na lokalnych przywódców. Lokalnych, ale nie w zasięgu miasta, a dzielnicy, nawet osiedla. Ci ludzie zastanawiają się, co można zmienić i nie jest to tylko kwestia organizacji zajęć dla dzieci czy dodatkowych parkingów, ale także np. wspólnej zabawy, zainteresowania się problemami osoby z sąsiedztwa, bezpieczeństwem. Sądzę, że na każdym naszym osiedlu znalazłyby się takie osoby, które z różnych powodów chciałyby podziałać, bo np. nie mają pracy albo są już poza wiekiem aktywności zawodowej. I to jest ogromne pole do zagospodarowania. To mogą być przecież niesformalizowane działania. To właśnie tam jest dobra szkoła tego, że możemy mieć wpływ na to, co będzie się działo i to tam rodzi się wiara we własne siły. Takie "działanie" nie zawsze jest jednak proste. W wielu miastach, także w Elblągu powstały "organizacje pozarządowe" tylko z nazwy - związane np. z instytucjami kultury, samorządem, które jako organizacje otrzymują sporo pieniędzy, bo mają tę wyższość nad grupami autentycznie społecznymi, oddolnymi, że mają dobre wyposażenie, bazę lokalową. Z badań prowadzonych w ubiegłym roku przez stowarzyszenie Klon – Jawor wynikło, że rzeczywiście organizacje dzielą się na obywatelskie – oddolne, non profit, nie tworzone dla osiągnięcia partykularnych celów, osobistych dla zdobycia pieniędzy i na organizacje nie-obywatelskie. Tak jest na całym świecie, że masa organizacji powstaje właśnie np. przy urzędach, wszystko zależy jednak od proporcji. Konkurencja między organizacjami zawsze będzie, ważne jednak, by autentyczność, zaangażowanie, ekonomika działań, jaka charakteryzuje organizację pozarządową, były brane pod uwagę. Organizacje działające przy urzędach na pewno charakteryzują się wysokim profesjonalizmem i zapleczem technicznym, pytanie jednak: czy właśnie o to chodzi? Często takie organizacje powstają, bo jest jakiś projekt, potem jednak o niej już nie słychać, brakuje woli, by przetrwać, mimo braku pieniędzy. Czekam na ustawę o pożytku publicznym, bo ona namaści, da certyfikat i pewne ulgi organizacjom obywatelskim. Boję się jednak, że o te ulgi wystąpią także organizacje nie-obywatelskie. To boli szczególnie, jeśli działa się w tym ruchu, zna się wielu wspaniałych ludzi, którzy nie wiadomo czy dostąpią tego zaszczytu. Ważne będzie, kim będą rozpatrujący wnioski.
Na pytanie, czy elblążanie wiedzą, że mogą przyjść po pomoc do organizacji pozarządowej, twierdząco odpowiedziała tylko jedna osoba na 200. Wygląda na to, że mieszkańcy nie mają świadomości, że w mieście działa dość silny III sektor.
Sądzę, że trzeba zadbać o właściwą promocję organizacji. Wiele osób nie wie, że pewne usługi: poradnictwo czy wyjazdy rehabilitacyjne świadczą właśnie organizacje pozarządowe. Być może my, ludzie działający w tych organizacjach, doszliśmy do wniosku, że to oczywiste, okazuje się jednak, że tak nie jest. Trzeba o tym mówić, podkreślać cechy szczególne III sektora.
Myślę, że to miarodajny opis stanu rzeczy i ducha, bo do badań wybrano osoby z różnych środowisk, o różnym wykształceniu i wieku. To coś, co nam elblążanom, ale i chyba większości Polaków bardziej przeszkadza żyć niż pomaga. Nie chodzi przecież o to, by działać w organizacjach pozarządowych, czy w ruchach społecznych, bo tak, jak w innych profesjach, trzeba się w tym widzieć, mieć Iskrę Bożą czy choćby chęć. Dla mnie najbardziej dramatyczny i bolesny jest wynik dotyczący niewiary w to, że od nas coś zależy - zależy nasze życie i zmiany, jakie w nim zajdą.
Co według pani można zrobić, aby to zmienić?
Na pewno trzeba działać w tym zakresie już na poziomie szkoły i przedszkola. Powinny tam być wprowadzone specjalne programy. Np. na Pomorzu taki program jest realizowany w klasach gimnazjalnych i na poziomie szkoły średniej – uczy się przedsiębiorczości. Niewiara w siebie to efekt wielu ostatnich lat. Wchodzimy do Unii Europejskiej. Z takim nastawieniem i ciągłym obwinianiem o wszystko zewnętrznych czynników chyba się w niej dobrze nie odnajdziemy.
Nasza własna aktywność jest zastraszająco mała - ponad połowa elblążan nigdy nie zrobiła nic społecznie.
W Irlandii chętni szkolą się na lokalnych przywódców. Lokalnych, ale nie w zasięgu miasta, a dzielnicy, nawet osiedla. Ci ludzie zastanawiają się, co można zmienić i nie jest to tylko kwestia organizacji zajęć dla dzieci czy dodatkowych parkingów, ale także np. wspólnej zabawy, zainteresowania się problemami osoby z sąsiedztwa, bezpieczeństwem. Sądzę, że na każdym naszym osiedlu znalazłyby się takie osoby, które z różnych powodów chciałyby podziałać, bo np. nie mają pracy albo są już poza wiekiem aktywności zawodowej. I to jest ogromne pole do zagospodarowania. To mogą być przecież niesformalizowane działania. To właśnie tam jest dobra szkoła tego, że możemy mieć wpływ na to, co będzie się działo i to tam rodzi się wiara we własne siły. Takie "działanie" nie zawsze jest jednak proste. W wielu miastach, także w Elblągu powstały "organizacje pozarządowe" tylko z nazwy - związane np. z instytucjami kultury, samorządem, które jako organizacje otrzymują sporo pieniędzy, bo mają tę wyższość nad grupami autentycznie społecznymi, oddolnymi, że mają dobre wyposażenie, bazę lokalową. Z badań prowadzonych w ubiegłym roku przez stowarzyszenie Klon – Jawor wynikło, że rzeczywiście organizacje dzielą się na obywatelskie – oddolne, non profit, nie tworzone dla osiągnięcia partykularnych celów, osobistych dla zdobycia pieniędzy i na organizacje nie-obywatelskie. Tak jest na całym świecie, że masa organizacji powstaje właśnie np. przy urzędach, wszystko zależy jednak od proporcji. Konkurencja między organizacjami zawsze będzie, ważne jednak, by autentyczność, zaangażowanie, ekonomika działań, jaka charakteryzuje organizację pozarządową, były brane pod uwagę. Organizacje działające przy urzędach na pewno charakteryzują się wysokim profesjonalizmem i zapleczem technicznym, pytanie jednak: czy właśnie o to chodzi? Często takie organizacje powstają, bo jest jakiś projekt, potem jednak o niej już nie słychać, brakuje woli, by przetrwać, mimo braku pieniędzy. Czekam na ustawę o pożytku publicznym, bo ona namaści, da certyfikat i pewne ulgi organizacjom obywatelskim. Boję się jednak, że o te ulgi wystąpią także organizacje nie-obywatelskie. To boli szczególnie, jeśli działa się w tym ruchu, zna się wielu wspaniałych ludzi, którzy nie wiadomo czy dostąpią tego zaszczytu. Ważne będzie, kim będą rozpatrujący wnioski.
Na pytanie, czy elblążanie wiedzą, że mogą przyjść po pomoc do organizacji pozarządowej, twierdząco odpowiedziała tylko jedna osoba na 200. Wygląda na to, że mieszkańcy nie mają świadomości, że w mieście działa dość silny III sektor.
Sądzę, że trzeba zadbać o właściwą promocję organizacji. Wiele osób nie wie, że pewne usługi: poradnictwo czy wyjazdy rehabilitacyjne świadczą właśnie organizacje pozarządowe. Być może my, ludzie działający w tych organizacjach, doszliśmy do wniosku, że to oczywiste, okazuje się jednak, że tak nie jest. Trzeba o tym mówić, podkreślać cechy szczególne III sektora.
rozmawiała Joanna Torsh