Nie miał żadnego wykształcenia technicznego, ale w latach 50. rozpoczął pracę nad budową własnego auta. Miał proste założenie – skonstruować samochód od postaw, bez korzystania z gotowych elementów. Udało się - samochód Mieczysława Trzeciaka pojechał w świat... Dzisiaj szuka go prawnuk konstruktora. Może ktoś coś wie na ten temat?
Samochód budował w kuchni
Mieczysław nie miał gdzie „dłubać” przy swoim SAM-ie. Garaż miał zagracony kultowymi motocyklami: Harley-Davidson, BMW, NSU, BSA. Do BSA zrobił boczny wózek z baku paliwa od niemieckiego samolotu. Wszystkie pojazdy, które kupował, nie nadawały się do jazdy. On im przywracał życie.
Zawsze musiał coś naprawić, dokupić. W powojennej Polsce o wszystko było trudno, robota ciężej szła, bo części brakowało i z pieniędzmi było krucho. Ostatecznie poprosił żonę o „oddanie” kuchni. Kuchnia na szczęście miała dwa wejścia, więc z przemieszczaniem się nie było większego problemu. I tak dzień w dzień przez trzy lata powstawał SAM. Mieczysławowi pomagali koledzy, liczna grupa mechaników- amatorów. Malowanie także odbyło się w kuchni. Odpowiednio przygotowany słoik z dwiema rurkami służył za pistolet. Jedna rurka była dyszą. Sprężone powietrze pochodziło z jakiegoś amatorskiego kompresora. Próby "pistoletu” robili na drzwiach, niechcący zamalowali jedną ścianę. Drugą i tak musieli wyburzyć. Trzeba było jakoś wyciągnąć auto, więc zdjęli mu koła i ramę przedniej szyby. Znieśli po schodach, mimo że auto było niewielkie, dopasowane do niskiego Mieczysława. Na początku samochód był czerwono-wiśniowy, następnie szary i srebrny. Wszystko zależało od farby, jaką zdobył konstruktor.
Dziadek i dzieło warte pamięci
Pod koniec lat 50. SAM wziął udział w konkursie zorganizowanym przez Wydawnictwa Komunikacyjne przy współudziale redakcji tygodników „Motor” i „Przekrój”. Kilka lat później Mieczysław sprzedał auto osobie z okolic Warszawy. Zmarł w 1992 roku. Rodzina nie posiada jakichkolwiek dokumentów, więc trudno ustalić dalsze losy SAM-a. Trudno go także odszukać. Doskonale wie o tym Grzegorz Naszkierski, prawnuk pana Mieczysława, który założył stronę w Internecie na temat poszukiwań auta.
- Jak wyglądają poszukiwania? Skupiam się na przeszukiwaniu sieci w poszukiwaniu zdjęć starych aut, opuszczonych kolekcji zabytkowych pojazdów, wypytuję członków rodziny o szczegóły i tę część uważam za zakończoną. Próbuję dojść do ludzi, którzy pamiętają auto ze swoich dziecięcych lat – opowiada prawnuk konstruktora. - Dlaczego to robię? Z kilku względów. Przede wszystkim zależy mi na odnalezieniu auta, choć zdaję sobie sprawę, że jest to prawie niemożliwe, lub chociaż jego fragmentu, a także jego zdjęć, klatek filmowych. Chciałbym poznać dalsze losy auta. Poza tym z opowieści rodzinnych wiem, że mój pradziadek był świetnym człowiekiem, na pewno wartym pamięci..., tak jak i jego dzieło. Myślę, że historia tego auta zasługuje na opublikowanie. Środowisko motoryzacyjne jest karmione zewsząd komercyjnymi programami telewizyjnymi, w których to "najlepsze warsztaty na świecie" robią niesamowite rzeczy, budując auta niemal od podstaw. Chcę pokazać, że ludzie w naszym kraju, w tym mój pradziadek, robili dużo więcej, mając do dyspozycji nieporównywalnie mniejsze zaplecze techniczne – dodaje Grzegorz Naszkierski.