UWAGA!

Wybrałam pasję, bo każdy z nas ma tylko jeden czas, tu i teraz

 Elbląg, Wybrałam pasję, bo każdy z nas ma tylko jeden czas, tu i teraz
fot. Artur Wór

Do Wielkiej Brytanii wyjechała dziesięć lat temu. Jak wielu Polaków za chlebem. Zaczęła od pracy w magazynie, jednak zawsze marzyła, by utrzymywać się ze sztuki. Strzałem w dziesiątkę okazały się prace wykonane z filcu. Dziś tworzy, czuje się spełniona, a jej prace można kupić w lokalnych sklepach z rękodziełem.

Dominika Kiejdo: W Anglii mieszkasz już prawie dziesięć lat, a czym się zajmowałaś, gdy mieszkałaś jeszcze w Elblągu?
       Katarzyna Sajko: Byłam nauczycielem muzyki, plastyki i techniki w Szkole Podstawowej nr 4, a wcześniej wychowawcą świetlicy socjoterapeutycznej w tej samej szkole. To były intensywne lata. Pracowałam i jednocześnie studiowałam na dwóch uczelniach. Pedagogikę na EUH-E w Elblągu i podyplomowo edukację techniczną ze sztuką na PWSZ we Włocławku. Zawsze byłam bardzo ambitna i mocno wierzyłam, że lata nauki zaowocują dobrym startem w dorosłe życie. Chyba wiele jest takich historii, że marzenia młodych i ambitnych ludzi zaraz po studiach pękają jak bańka mydlana w zderzeniu z rzeczywistością.
      
       - Niech zgadnę. Ogromny wkład pracy nie szedł w parze z zarobkami?

       - Obroniłam dwa fakultety z nadzieją, że w końcu odetchnę i zacznę zarabiać "normalne" pieniądze, bo wcześniej zarobki na całym etacie były ładnie mówiąc mizerne. Pracowałam w końcu jako niewykwalifikowany pracownik, student. Po obronie dyplomu pobiegłam do pracy z nadzieją na poprawę stanu rzeczy, ale rzeczywistość okazała się okrutna. Nie było to to, na co liczyłam, a doszło mi jeszcze obowiązków, których i tak każdy nauczyciel ma obrzydliwie dużo. Płaca owszem zmieniła się, ale nie na tyle, żebym mogła spokojnie patrzeć w przyszłość, a dyrekcja szkoły oznajmiła mi jeszcze, że zmieniają się jakieś regulacje w oświacie i dobrze by było, gdybym rozejrzała się za kolejną szkołą, bo te moje studia tak jakby są niewystarczające. Byłam zmęczona, zagubiona, zdezorientowana i zawiedziona. I wtedy postanowiłam wyjechać na urlop do Anglii, do przyjaciela, dziś męża, kupiłam bilet w jedną stronę, ponieważ nie wiedziałam jeszcze, kiedy wrócę.
      
       - I już nie wróciłaś do Elbląga...
       - Zostałam w Anglii. Mąż pracował, a ja siedziałam w domu. Nie trwało to jednak długo. Stwierdziłam, że ja też spróbuję. Poszłam więc do agencji pracy, wyrobiliśmy dokumenty i tak się zaczęło. Oczywiście wystartowałam od pracy w magazynie. Żadna ambitna praca, ale wtedy mi to pasowało. Potrzebowałam takiego odmóżdżenia, bo natłok obowiązków w Polsce strasznie mnie przytłaczał.
      
       - Zostałaś, mimo że słabo radziłaś sobie z angielskim.

       - Rzeczywiście mówiłam słabo po angielsku. Wtedy było mi to na rękę. Angielski rozumiałam jak "bełkot", bo z tego, co słyszałam wokół, słów nie wydobywałam żadnych. W sklepie czy w autobusie nic do mnie nie docierało, mogłam więc być sama ze sobą, niczym się nie przejmować, nie musieć niczego rozumieć, taki reset komputera. Postanowiłam, że zostanę.
      
       - Tęskniłaś za pracą w szkole?
       - Początkowo praca z dziećmi śniła mi się po nocach, strasznie za tym tęskniłam. Lubiłam to. Dostałam nawet propozycję pracy w polskim przedszkolu, jednak warunki, jakie mi zaoferowano nie były dla mnie dobre na tamten czas. Dostałam kontrakt w magazynie. Trochę malowałam, ja zawsze coś tworzę. Chyba my, kobiety już to mamy w naturze. Jedna gotuje, inna pięknie się ubiera, jeszcze inna pracuje twórczo np. jako fryzjer. Zawsze chciałam "być artystą". Spotkałam ich kilku w życiu. Niesamowicie inspirujący ludzie. Mówili: "Kasia, idź w tę stronę. Masz talent, nie zmarnuj tego!"
      
       - Czułaś już wtedy, że chcesz zająć się tworzeniem. Jednak wybrałaś pracę z dziećmi.

       - Gdy jako młody człowiek wybierasz studia, myślisz o przyszłości. Wtedy i ja myślałam sobie: "jej, co ja będę po tym malarstwie robić? Albo po budowlance. Zrób kobieto coś konkretnego". Wybrałam więc pedagogikę. Dziś nie żałuję. Kocham dzieci. Gdybym jednak mogła wybierać jeszcze raz, postąpiłabym inaczej. Dzisiaj wiem, że należy podążać za pasją. Jak się kocha to, co się robi, zawsze znajdzie się drogę do tego, żeby móc się realizować i zarabiać jednocześnie pieniądze. Dzieci w moim życiu odegrały niezwykle ważną rolę. Zawsze chciałam je mieć i to też było jednym z powodów, dla których wyjechałam. Mieszkając w Polsce zastanawiałam się często, jak ja mogę założyć rodzinę z taką pensją i natłokiem obowiązków?
      
       - Z czasem zostałaś mamą i zaczęłaś przygodę z rękodziełem...

       - Gdy pojawił się pierwszy syn, znalazłam w końcu czas, by się tym zająć. A to dlatego, że nie musiałam lecieć codziennie na godz. 6 do pracy na osiem godzin. Była to też potrzeba chwili. Urlop macierzyński trwa tutaj dziewięć miesięcy płatnych i jeszcze trzy bezpłatne, więc trzeba było sobie dorobić. Zaczęłam lepić anioły z masy solnej. Tak, tak, nasze polskie anioły.
      
       - Znalazło się wielu klientów?
       - Świetnie się przyjęły nie tylko wśród polskiej społeczności, ale również wśród brytyjskiej. Nie były to powalające sumy, ale otworzyły mi drzwi. Pokazały, że jest możliwość. Dały ogromną satysfakcję. Szybko zorientowałam się, że ludzie kochają personalizacje. Pojawiły się jednak problemy natury fizycznej. Zdarzało się ze anioł np. nie "doleciał" w całości, bo ktoś na poczcie upuścił paczkę lub "napiły" się wody z powietrza i zwyczajnie spadły ze ściany, ponieważ wilgotność powietrza w Anglii jest ogromna, a masa wykonana z mąki nawet zabezpieczona lakierem zwyczajnie nie wytrzymywała próby.
      
       - Wtedy znalazłaś inny materiał...

       - To był znak, że muszę znaleźć coś nowego do pracy, materiał, który spełni moje potrzeby. Odkryłam wtedy wełnę do filcowania. Kupiłam jej trochę na spróbowanie i zwyczajnie się zakochałam! Zaczęłam śledzić strony z rękodziełem, na których lokalni brytyjscy artyści prezentowali swoje prace. Ciężko jest odnaleźć się polskiemu rękodzielnikowi wśród "obcych". Dlatego, że kulturowo jesteśmy trochę inni, rękodzieło tu jest inne, postrzegamy pewne rzeczy inaczej, inaczej interpretujemy pewne wartości.
      
       - Na przykład?
       - Dobrym przykładem jest anioł. W Polsce kojarzymy go z czymś miłym, postrzegamy jako opiekuna, balsam na serce, istotę, która daje siłę i wsparcie. W Anglii jest on postrzegany jako dusza bliskiego, który odszedł. Skrzydła dodaje się osobom, których już nie ma wśród nas. Zdarzyła mi się kiedyś pewna sytuacja. Znajoma Angielka poprosiła mnie o wykonanie jakiegoś prezentu dla cioci, która właśnie wygrała z rakiem. Zaproponowałam jej, że zrobię anioła podobnego do cioci, napiszę jakąś sentencję na serduszku, które doczepimy do całości. Inna znajoma obecna przy tej rozmowie powiedziała: "Nie bierz anioła, ciocia może się obrazić, że już ją uśmierciłaś, albo że życzysz jej źle. To delikatna sprawa". Od kilku więc lat uczę się różnic w polskiej i angielskiej sztuce i rękodziele. Czasem zdarza się, że wymyślę ciekawy projekt, który wydaje mi się strzałem w dziesiątkę, jednak, gdy wystawiam go z dumą na funpage'u, odzew jest praktycznie żaden. Trzeba wtedy nabrać pokory, przyjąć lekcję, pomyśleć, że nie tędy droga i próbować czegoś innego, obserwować, umieć się przystosować. Stąd też moje anioły zamieniły się w magiczne wróżki.
      
       - Z filcu wykonujesz głównie zwierzęta. Dlaczego właśnie zwierzęta?

       - Ponieważ Brytyjczycy je uwielbiają. Zresztą nie tylko oni. Mam wielu klientów ze Stanów Zjednoczonych czy Kanady. Oni uwielbiają fantasy, opowieści o zwierzętach leśnych, magiczny świat wróżek. To jest ich folklor. Gdy o tym mówię, zaraz przychodzi mi na myśl "Robin Hood z lasu Sherwood". W Wielkiej Brytanii popularne są przyjęcia tematyczne, urodzinowe lub z okazji narodzin dziecka czy ślubu. Poszukuje się wtedy wyjątkowych upominków, ciekawych pamiątek. Nie znajdziesz tego w masówkach sieciowych. Wielu Brytyjczyków ma na nazwisko Badger, czyli nasz polski borsuk. Miałam ostatnio klientkę, panią Borsuk, która zamówiła parę borsuków w welonie i krawacie, które będzie mogła postawić na weselnym torcie i zatrzymać potem jako ślubną pamiątkę. Ostatnio napisał do mnie też pan ze Stanów, prosząc o figurki rudzika i pszczoły, bo on ma na imię Robin (rudzik) a jego narzeczona ma na nazwisko Bee (pszczoła). Napisał, że z narzeczoną często sobie z tego żartują, więc chciałby sprawić jej prezent niespodziankę, tym bardziej, że niebawem będą małżeństwem. Niezwykle przyjemnie jest realizować takie zamówienia i sprawiać innym radość, ale również w ten sposób uczestniczyć w ważnych życiowych wydarzeniach innych ludzi.
      
       - Sztuka pochłonęła Cię na dobre, jednak masz w swoim życiorysie epizod pracy w brytyjskim przedszkolu.

       - Tak, jednak praca w przedszkolu zabierała mi strasznie dużo czasu i energii. Chyba śmiało mogę porównać tę pracę do pracy w szkole. Jest to bardzo odpowiedzialna i tym samym bardzo stresująca praca. Ukochana, ale sztukę kocham bardziej i mam już swoje dzieci. Postanowiłam więc, że po narodzinach drugiego syna nie wrócę do pracy w przedszkolu, wezmę kilka godzin w magazynie i skupię się na sztuce, bo to jest zajęcie, które naprawdę chcę wykonywać. I jednocześnie będę wzorem dla moich dzieci i przykładem tego, że warto robić w życiu to, co się kocha, bo tylko takie życie niesie radość i satysfakcję. Przecież praca w życiu każdego człowieka odgrywa niezwykle ważną rolę, spędzamy w niej większość swojego dnia, a nawet życia. Od niej zależy nasze samopoczucie i to, czy jesteśmy w życiu spełnieni. Ludzie czasem zwyczajnie marnują czas, nie spełniają swoich marzeń, argumentując to słowami: "to nie ten czas" albo "w dzisiejszych czasach...". Nie ma innych czasów i nie będzie. Każdy z nas ma jeden czas, tu i teraz.
      
       - I wtedy zgłosiłaś swoją kandydaturę do udziału w Dniach Sztuki Milton Keynes, odbywających się w mieście, w którym mieszkasz.
       - Postanowiłam wyjść na zewnątrz nie tylko jako rękodzielniczka, ale również jako artystka. Udałam się do Centrum Sztuki "Arts Central" Milton Keynes i zafascynowana tym, co tam zobaczyłam, postanowiłam stać się członkiem wspaniałej rodziny artystów w moim mieście. Należą do niej malarze, graficy, artyści filmowi, cyrkowcy, ilustratorzy, twórcy z darów natury, piosenkarze, muzycy, tancerze, cukiernicy, krawcy i artyści tekstylni i nigdy nie wiadomo, kto jeszcze do nas dołączy. Dni Sztuki w Milton Keynes okazały się bardzo owocne. Moje prace cieszyły się dużym zainteresowaniem. Nie tylko figurki, również obrazy z filcu, które stanowiły część wystawy współtworzonej z innymi artystami. Już pierwszego dnia wystawy pierwsi odwiedzający goście zakupili mój obraz. Było to niezwykle motywujące, otwierało również kolejne drzwi w świecie ówczesnej sztuki. Dzięki temu stałam się pełnoprawnym aktywnym artystą, bo taka sprzedaż jest wysoko honorowana w świecie artystycznym.
      
       - Gdzie można kupić Twoje prace?
       - Dziś jestem aktywna na naszej lokalnej scenie artystycznej, udzielam się w wielu imprezach, wystawach, kursach i szkoleniach rękodzielniczych. Sama staram się kształcić w różnych dziedzinach sztuki, rozwijać się i daje mi to olbrzymią przyjemność i satysfakcję. Poznaję ciekawych ludzi z pasją i czerpię od nich motywację i inspirację. Wciąż kontynuuję mojego funpage'a na facebooku jako malwa deco, gdzie zwykle dzielę się swoimi nowościami, tym, gdzie i jak będzie można mnie spotkać. Moje prace można kupić w lokalnych sklepach z rękodziełem. Wciąż prowadzę sklep na Etsy (malwa deco), który otwiera mnie na cały świat. Oczywiście to nie wszystko. Mam wiele planów i otwartych projektów, które zrealizuję w najbliższym czasie i przede wszystkim spełniam się i pędzę ładowana energią pasji. Mogę powiedzieć, że żyję. Jestem na dobrej drodze.
      
dk

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Mądra dziewczyna i w końcu prawda o zawodzie nauczyciela (co nie zmienia faktu, że zaraz odezwa się ci najmądrzejsi). Powodzenia
  • Jak można wyjeżdżać zagranicę za chlebem skoro w Polsce mamy wypiekane jedne z najlepszych chlebków na świecie? I czy brakuje chleba w Polsce? Chleba jest w brud i nigdy nie miałem problemów z zakupem, piekarnia za każdym rogiem. Więc proszę nie używać pojęcia "wyjazd za chlebem" bo to śmieszne. W Polsce chleba pod dostatkiem.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    18
    19
    StefanK(2018-05-20)
  • Malwa, Ty artystko :P
  • Nauczyciele i wojskowi to najwieksze nieroby taka prawda.
  • Wystarczyłoby skończyć dobrą szkołę! Co to jest EUHE?
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    7
    13
    MĄDRUŚ(2018-05-20)
  • Niedawno rozmawiałem z Panem. który instaluje wodomierze. I opowiedział mi straciłem czas na studiach i pracy w banku. Obiecali mu, że wraz z upływem pracy będą wyższe płace. Zatrzymało się na 2600 i koniec, a za 2600 to on kredytu z banku na kupno mieszkania nie dostanie i rodziny nie utrzyma i dał sobie spokój. Teraz zarabia o wiele więcej, jako fizyczny. Jak nie masz znajomości w Elblągu w służbach mundurowych, administracji, np : samorządowej itp. itd, to cieniutko z płacą. Tak było i tak będzie.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    8
    0
    sp.odsprawpracowniczych.(2018-05-20)
  • Po Akademii Morskiej w Gdynii praca na kontenerowcach, itp. już na samym wejściu za 10.000 zł na najniższym stanowisku. Trzeba wiedzieć co studiować. A nie jakieś marketingi i połamane parasole. Idą masowo na marketingi czy pedagogiki bo mama i ciotka gadały, że bez studiów będziesz nikim i potem płaczą, że na co im te studia były
  • To idz do pracy do wojska , to zobaczysz czy bedziesz uzywal nadal tego slowa. Wojsko obroni Ciebie i Twoja rodzine , a Ty sie zesrasz w gacie !
  • Ciągle tylko słyszę narzekania. Nauczycielom źle, mundurowym też o pielegniarkach nie wspomnę. Tak naprawdę kto wam broni się przebranzowić i zająć się czymś innym, lepiej płatnym.
  • Najlepiej się wypowiadać jak się jest niedouczonym. Popracuj trochę w tych zawodach i wtedy pogadamy.
  • To idź i pływaj na tych kontenetowcach po parę tygodni w morzu. Zostaw rodzinę. Głupie gadanie.
  • Nie parę tygodni tylko kilka miesięcy jak już. Tyle, że potem przywozisz takie pieniądze, że możesz z tą rodziną pół roku leżeć tyłkiem do góry na Karaibach i niczego nie brakuje. Wolałbym to niż ledwo wiązać koniec z końcem.
Reklama