Dopiero na połowę maja Sąd Pracy wyznaczył termin następnej rozprawy w sprawie Hetmana.
W elbląskim Sądzie Pracy odbyła się dziś druga rozprawa o przywrócenie do pracy zwolnionych za założenie związku zawodowego pracownic Hetmana. Związek został powołany 18 grudnia - tego samego dnia i w kolejnych pracę straciło prawie 100 kobiet. Większość z nich prezes przywrócił do pracy, jednak kilkanaście walczy o to w sądzie.
Zwolnione kobiety mówiły dziś o powodach założenia związku i o sytuacji w zakładzie, jaka miała miejsce tuż przed decyzją o powołaniu Solidarności.
- Od półtora roku zamiast pensji otrzymywałyśmy po 50, 100 złotych - mówiły szwaczki. - Wiele z nas musiało też nieraz indywidualnie prosić o drobne sumy na zapłacenie rachunków. Przez cały czas prezes unikał spotkań z nami i odpowiedzi na pytania o pieniądze.
Jak zeznały byłe pracownice Hetmana, do połowy grudnia prezes nie wypłacił im jeszcze pensji za październik i listopad.
- 17 grudnia prezes obiecał nam, że następnego dnia o godz. 9.00 powie, ile pieniędzy dostaniemy na Święta - opowiadała jedna z kobiet. - Nie pojawił się, czekałyśmy na niego, później wróciłyśmy do pracy i odpracowałyśmy całą przerwę. Od dyrekcji wiemy też, że nie doszło do żadnego opóźnienia w realizacji zagranicznego zamówienia.
- Wiele razy pracowałyśmy nawet do północy i ani razu nie dostałyśmy pieniędzy za nadgodziny - mówiła inna szwaczka. - Zawsze słyszałyśmy, że zamówienie jest na "dziś" i że po nim będą pieniądze. I ani razu tak się nie stało.
Zeznania składały także kobiety, które prezes skierował do pracy w Giżycku. Mówiły o tym, jak za własne pieniądze, tuż przed Świętami musiały dojechać do zakładu, który okazał się nieczynny.
- Krótko przedtem wróciłam ze szpitala - opowiadała jedna z pracownic Hetmana. - Razem z koleżanką, która ma małe dziecko, prosiłyśmy o zmianę decyzji. Pan prezes odpowiedział nam, że dojedzie do Giżycka samochodem, a my możemy nawet rowerami. Pojechałyśmy tam. Było zimno, nie można było nawet skorzystać z umywalki. Wróciłyśmy do Elbląga wieczorem w Wigilię. Decyzję o zwolnieniu z pracy przyniósł mi trzy dni później do domu ochroniarz. Wręczył mi je i powiedział: zróbcie coś, jestem w takiej samej sytuacji jak wy, od września nie dostaję wypłaty.
Sam prezes Jan Przezpolewski z powodu zwolnienia lekarskiego na rozprawie się nie pojawił.
Prowadząca rozprawę sędzia Alicja Romanowska postanowiła, że zapyta lekarza, czy prezes może brać udział w rozprawach.
Termin kolejnej sąd wyznaczył dopiero na połowę maja.
- Spraw w sądzie jest bardzo dużo, a sal niestety mało - wyjaśniała sędzia.
Byłe pracownice Hetmana nie kryły rozżalenia.
- Z czego do tego czasu mamy żyć - komentowały decyzję sądu.
Zwolnione kobiety mówiły dziś o powodach założenia związku i o sytuacji w zakładzie, jaka miała miejsce tuż przed decyzją o powołaniu Solidarności.
- Od półtora roku zamiast pensji otrzymywałyśmy po 50, 100 złotych - mówiły szwaczki. - Wiele z nas musiało też nieraz indywidualnie prosić o drobne sumy na zapłacenie rachunków. Przez cały czas prezes unikał spotkań z nami i odpowiedzi na pytania o pieniądze.
Jak zeznały byłe pracownice Hetmana, do połowy grudnia prezes nie wypłacił im jeszcze pensji za październik i listopad.
- 17 grudnia prezes obiecał nam, że następnego dnia o godz. 9.00 powie, ile pieniędzy dostaniemy na Święta - opowiadała jedna z kobiet. - Nie pojawił się, czekałyśmy na niego, później wróciłyśmy do pracy i odpracowałyśmy całą przerwę. Od dyrekcji wiemy też, że nie doszło do żadnego opóźnienia w realizacji zagranicznego zamówienia.
- Wiele razy pracowałyśmy nawet do północy i ani razu nie dostałyśmy pieniędzy za nadgodziny - mówiła inna szwaczka. - Zawsze słyszałyśmy, że zamówienie jest na "dziś" i że po nim będą pieniądze. I ani razu tak się nie stało.
Zeznania składały także kobiety, które prezes skierował do pracy w Giżycku. Mówiły o tym, jak za własne pieniądze, tuż przed Świętami musiały dojechać do zakładu, który okazał się nieczynny.
- Krótko przedtem wróciłam ze szpitala - opowiadała jedna z pracownic Hetmana. - Razem z koleżanką, która ma małe dziecko, prosiłyśmy o zmianę decyzji. Pan prezes odpowiedział nam, że dojedzie do Giżycka samochodem, a my możemy nawet rowerami. Pojechałyśmy tam. Było zimno, nie można było nawet skorzystać z umywalki. Wróciłyśmy do Elbląga wieczorem w Wigilię. Decyzję o zwolnieniu z pracy przyniósł mi trzy dni później do domu ochroniarz. Wręczył mi je i powiedział: zróbcie coś, jestem w takiej samej sytuacji jak wy, od września nie dostaję wypłaty.
Sam prezes Jan Przezpolewski z powodu zwolnienia lekarskiego na rozprawie się nie pojawił.
Prowadząca rozprawę sędzia Alicja Romanowska postanowiła, że zapyta lekarza, czy prezes może brać udział w rozprawach.
Termin kolejnej sąd wyznaczył dopiero na połowę maja.
- Spraw w sądzie jest bardzo dużo, a sal niestety mało - wyjaśniała sędzia.
Byłe pracownice Hetmana nie kryły rozżalenia.
- Z czego do tego czasu mamy żyć - komentowały decyzję sądu.
AJ