UWAGA!

Z Elbląga tanecznym krokiem do Los Angeles

 Elbląg, Z Elbląga tanecznym krokiem do Los Angeles

Przygoda z tańcem może doprowadzić do... fabryki snów. Stało się tak w przypadku Katarzyny Michaels, która 20 lat temu z formacją Lotos Jantar wytańczyła mistrzostwo świata. Dziś mieszka w Los Angeles, gdzie spełnia swoje marzenia. Jej kolega z formacji, Ireneusz Pukin prowadzi nie mniej udane życie zawodowe w Warszawie. Nam opowiedzieli, jak wspominają swoje początki z tańcem i co robili przez ostatnie dwie dekady.

Dominika Kiejdo: Jak zaczęła się Wasza przygoda z tańcem?

Katarzyna Michaels: Podążając śladami starszej siostry, która była tancerką Ziemi Elbląskiej, pierwsze kroki taneczne stawiałam w zespole folklorystycznym Młody Elbląg pod okiem św. pamięci Czesława Kujawskiego. Miałam wówczas 8 może 9 lat. Dziś już sama nie pamiętam. Niemniej to wakacyjna szkółka taneczna Piotra Beńko i Edyty Sarnowskiej sprawiła, że taniec na stale zagościł w moim życiu. 

Ireneusz Pukin: Chodziłem wtedy do szkoły podstawowej. Jedna z koleżanek z klasy zapytała się, czy nie chciałbym pójść z nią na kurs tańca. Poszedłem raz i tak przez kolejne 10 lat (śmiech).

 

Pani Kasiu, dlaczego wybrała Pani właśnie taniec? Było to marzenie małej dziewczynki?

KM: Początek mojej kariery tanecznej bardziej przypadek aniżeli przemyślana decyzja. Jako dziecko zawsze lubiłam coś robić. Zanim pokochałam taniec, spróbowałam siatkówki, biegania, zapisałam się nawet do szkółki kajakowej i podążając śladami starszej siostry na taniec ludowy. Dopiero turniej tańca towarzyskiego, na który wybrałam się jako widz, spowodowała, że zauroczyłam się tańcem na poważnie. Piękne stroje, umalowane tancerki sprawiły, że chciałam być jedną z nich. Reszta to już historia. 

 

Jak wspominacie dzień, w którym zdobyliście mistrzostwo świata jako formacja?

KM: Ten dzień wspominam z łezką w oku. Było to niesamowite przeżycie. Świadomość tego, że ciężka praca, determinacja, wyrzeczenia, poświęcenie i dyscyplina składają się na osiągnięcie zamierzonego celu.

IP: Dzień w którym zdobyliśmy tytuł mistrzów świata, był pełen emocji. Byliśmy wtedy ogromnie zmotywowani i pełni energii. Nikt nie czuł zmęczenia, a po ogłoszeniu wyników oszaleliśmy z radości.

 

Było to 20 lat temu. Co zmieniło się w Waszym życiu przez te 20 lat?

IP: Po maturze wyjechałem na studia do Warszawy. Prawie 10 lat przepracowałem w różnych korporacjach, a dziś prowadzę własny biznes.

KM: Aż ciężko uwierzyć, że to już 20 lat. W ciągu tego czasu wiele się w moim życiu zmieniło. Pięć lat po mistrzostwach wyleciałam do Stanów Zjednoczonych. Początkowo miała to być podróż wakacyjna. Pracowała wówczas jako inspektor do spraw logistyki w firmie Maag Gear Zamech i nie mogłam narzekać na brak perspektyw. Wręcz przeciwnie, karierę rozwijałam przebojowo. Nie mniej jednak mając w sobie bakcyla odwagi i ciekawość świata, postanowiłam sprawdzić, co dzieje się za głęboką wodą. Dość szybko po przylocie do Kalifornii zdecydowałam się na przedłużenie pobytu. Zauroczyła mnie wspaniała pogoda, przychylność ludzi, a przede wszystkim pozytywne nastawienie do życia. Pierwsze lata spędziłam jako nauczyciel tańca w lokalnym studio tanecznym. Dziś jestem właścicielem szkoły tanecznej Danzeworx, która skupia się na nauce tańca osób w wieku emerytalnym i wykorzystuje taniec jako narzędzie w walce z chorobą Alzheimera. Badania wskazują, że taniec jest jedną z najlepszych metod w walce z chorobą, pomaga utrzymać aktywność nie tylko fizyczną, ale i również umysłową poprzez ciągłą naukę nowych kroków. Niemniej jednak jako osoba kreatywna i pełna pasji nie potrafiłam poprzestać na jednym. Dwa lata temu rozpoczęłam karierę jako stylistka mody. Rozwija się błyskawicznie. Pracuję w renomowanym na lokalnym rynku magazynie modowym z celebrytami mniejszego ekranu. W tym roku uzyskałam tytuł "kobiety stylu" nadanym przez czasopismo “Modern Luxury”, wiec nie mogę narzekać na brak pomyślności.

 

Jak wspominacie czas przygotowań do sławnego Titanica, bo to właśnie ten układ przyniósł Wam mistrzostwo dwie dekady temu? 

KM: Czas przygotowań wspominam z niesamowitą wdzięcznością. Owszem był to okres ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń, ale przede wszystkim był to okres, w którym poznaliśmy wartość pracy w zespole, i jak ważne jest wzajemne wsparcie a także świadomość odpowiedzialności, ponieważ błąd jednego kosztowałby cały zespół. Musieliśmy dążyć do perfekcji nie tylko dla samych siebie, ale również by nie zawieść innych. Jak to powiem w moim już języku: “Teamwork makes the dreamwork”.

IP: Z perspektywy czasu była to niesamowita przygoda, choć wtedy nie zawsze było nam do śmiechu. Pamiętam, że naprawdę ciężko pracowaliśmy. Chcieliśmy trenować dłużej i częściej. Byliśmy naprawdę zdeterminowani.

 

Jak pracowało się z Antonim Czyżykiem? Był wymagającym nauczycielem? 

KM: Trener (bo tak się do niego do dziś zwracam) był wymagający, ale przychylny. Potrafił nas zmobilizować i wiedział, kiedy “przykręcić śrubkę”, a kiedy poluzować. Wiedział, jak wydobyć z nas to, co najlepsze. Bardzo ceniłam i nadal cenię, to, ze nieustannie doszkalał się. Szukał nowych rozwiązań, lepszych metod. 

IP: Antoni Czyżyk był bardzo wymagającym trenerem, ale gdyby nie on, nie osiągnęlibyśmy takich wyników. Dzięki formacji zwiedziliśmy pół świata i nawiązaliśmy wiele świetnych kontaktów. Nawet jeśli czasami mieliśmy gorsze dni, to było warto i nie zamieniłbym tych doświadczeń na nic innego. 

 

Jakich mieliście tanecznych partnerów? Tworzyliście zgrany duet?

IP: Tańczyłem z Kasią Torłop i myślę, że byliśmy całkiem zgraną parą. Do dziś mamy świetny kontakt i współpracujemy przy niektórych projektach. 

KM: Moim partnerem był Michał Jarczewski, z którym do dziś utrzymuję kontakt. Raz nawet udało nam się spotkać w Londynie, gdzie Michał mieszka. Było to świetne spotkanie, które potwierdziło, ze byliśmy zgraną parą i mieliśmy świetne relacje koleżeńskie.

 

Często wracacie w rodzinne strony? 

IP: Staram się przy każdej okazji, choć nie zawsze mam taką możliwość. 

KM: W Kalifornii żyję już 14 lat i choć jestem tu bardzo szczęśliwa, to jednak za rodzinnym miastem zawsze tęsknię. W Polsce staram się być co najmniej raz w roku, ale okazyjnie zdarza mi się przylecieć kilka razy do roku. 

 

Pani Kasiu, jak żyje się w Los Angeles? Czy to życie jak z bajki?

KM: Pierwsze lata nie były najłatwiejsze. Duża zmiana kulturowa, inne obyczaje, bardzo odmienny od Polski sposób myślenia, brak rodziny, przyjaciół, wsparcia, i miejsc,w których czujemy się bezpiecznie. Zajęło mi kilka lat, żeby się do wszystkiego przystosować. Dziś Los Angeles to już dom. Nie ukrywam, mieszkam troszkę w takim raju na ziemi. Pogoda wspaniała, ciekawych miejsc do zobaczenia wiele, swoboda pracy, wiele możliwości. To wszystko pomaga pokonać wszelkie trudności, bo każdy je ma bez względu na to, gdzie jesteśmy.

 

Macie kontakt z tancerzami z formacji? Spotykacie się? Wspominacie stare dobre czasy? 

IP: Tak, spotykamy się regularnie i ciągle wspominamy te same historie (śmiech).

KM: Nasz zespół był bardzo zgrany. Z wieloma tancerzami do dziś utrzymuję kontakt. Najczęściej internetowy z uwagi na odległość. Nie mniej zdarza nam się spotkać podczas moich pobytów w Polsce.

 

Czy udało się Panu przybyć na spotkanie formacji Lotos Jantar podczas ostatniego Baltic Cup? Udało się to spotkanie po latach?

IP: Tak, to było wyjątkowe spotkanie i trochę szkoda, że nie wszystkim udało się dotrzeć.


Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama