Rozmowa z Jerzym Wilkiem, prezesem Elbląskiej Spółdzielni Niewidomych „Elsin”, która zdobyła jedno z dwóch równorzędnych pierwszych miejsc w kategorii zakładów pracy chronionej w regionalnym etapie konkursu Lodołamacze 2006.
Jak przyjął Pan informację o wyróżnieniu?
Jerzy Wilk: Jesteśmy mile zaskoczeni i dumni, że doceniono naszą wieloletnią działalność. To olbrzymi sukces. Jurorzy brali pod uwagę np. liczbę zatrudnionych osób niepełnosprawnych, warunki ich pracy oraz dodatkowe świadczenia. W naszej firmie pracownicy otrzymują np. dofinansowanie do zakupu leków, rocznie są to kwoty rzędu kilkuset złotych na jedną osobę. Obecnie w „Elsinie” pracuje 160 osób, głównie niewidomych, ale są też chorzy psychicznie, po amputacjach czy inwalidzi ruchu. Osoby niewidome wytwarzają solidne szczotki i pędzle, inni pracownicy dozorują obiekty, chronią mienie, świadczymy usługi w zakresie sprzątania, pracujemy na wtryskarkach, a głuchoniemi są bardzo dobrymi stolarzami, wystarczy tylko właściwe oprzyrządowanie maszyn. Wydaje nam się, że jesteśmy potrzebni w Elblągu.
A czy potrzebny jest konkurs na „Lodołamaczy”?
Myślę, że tak, bo dotąd czegoś takiego nie było. W ostatnich latach raczej liczyły się wyniki finansowe, natomiast my jesteśmy taką może niedzisiejszą instytucją, ponieważ u nas najważniejsza jest rehabilitacja zawodowa i społeczna ciężko poszkodowanych przez życie osób. Takie konkursy to praktycznie jedyna szansa na pokazanie, że liczy się nie tylko pieniądz. Nasza spółdzielnia istnieje już pięćdziesiąt dwa lata i mamy we krwi, że po pierwsze, musi być opieka medyczna, rehabilitacja. Zatrudniamy czterech lekarzy, pielęgniarkę i masażystę. Ponosimy z tego tytułu określone koszty, ale dzięki temu nasi pracownicy każdego dnia mogą liczyć na pomoc. Interesujemy się również ich życiem rodzinnym i staramy się pomagać w rozwiązywaniu ich problemów. Nie zawsze zysk powinien być na pierwszym miejscu, przynajmniej w tego rodzaju zakładach. Jeżeli ktoś podjął decyzję, że powołuje zakład pracy chronionej, nie powinno się to odbywać za wszelką cenę.
Jakimi pracownikami są osoby niepełnosprawne?
To bardzo dobrzy pracownicy. Może nie zawsze wszystko im wychodzi, zdarza się, że dłużej chorują czy gorzej się czują, ale są bardzo lojalni i z reguły rzetelnie wywiązują się z obowiązków, bo wiedzą, że praca to dla nich olbrzymia szansa. Wszędzie ważna jest atmosfera i warunki pracy, choć myślę, że u nas kładzie się na to szczególny nacisk. Dla niewidomego praca to również rehabilitacja społeczna, bo dzięki pracy może czuć się potrzebny. Nawet nieliczne osoby, które mają dość wysokie renty, nie chcą siedzieć w domu. Chcą coś robić i spotykać się z innymi.
Czy, według Pana, niepełnosprawni mogą zaistnieć w zwyczajnych firmach?
Myślę, że tak i zachęcam pracodawców do zatrudniania osób niepełnosprawnych. To naprawdę lojalni i rzetelni pracownicy, trzeba tylko im zaufać i pozwolić się wykazać. To, że ktoś jeździ na wózku, nie znaczy, że nie posiada odpowiedniej wiedzy czy umiejętności. Warto odważyć się i zatrudniać takie osoby. Na zachodzie Europy pracują one w wielu miejscach, m.in. w bankach czy instytucjach samorządowych. Pole do popisu jest więc olbrzymie, a i nam, zakładom pracy chronionej, byłoby łatwiej, gdyby więcej niepełnosprawnych zatrudniano na otwartym rynku pracy.
Obecnie obowiązujące przepisy są dobre dla zakładów pracy chronionej?
Finansowa pomoc ze strony państwa jest coraz mniejsza i niewystarczająca. Podobnie jest z przepisami: są złe i z roku na rok coraz gorsze. Być może status zakładu pracy chronionej nie powinien być zbyt łatwo przyznawany i może należy zróżnicować wysokość pomocy finansowej. Pomoc powinna jednak być, bo, mając tak ciężko poszkodowanych inwalidów, nie jesteśmy w stanie konkurować z tanimi wyrobami z Chin czy Tajwanu, z automatami czy wyrobami osób w pełni sprawnych.
Jerzy Wilk: Jesteśmy mile zaskoczeni i dumni, że doceniono naszą wieloletnią działalność. To olbrzymi sukces. Jurorzy brali pod uwagę np. liczbę zatrudnionych osób niepełnosprawnych, warunki ich pracy oraz dodatkowe świadczenia. W naszej firmie pracownicy otrzymują np. dofinansowanie do zakupu leków, rocznie są to kwoty rzędu kilkuset złotych na jedną osobę. Obecnie w „Elsinie” pracuje 160 osób, głównie niewidomych, ale są też chorzy psychicznie, po amputacjach czy inwalidzi ruchu. Osoby niewidome wytwarzają solidne szczotki i pędzle, inni pracownicy dozorują obiekty, chronią mienie, świadczymy usługi w zakresie sprzątania, pracujemy na wtryskarkach, a głuchoniemi są bardzo dobrymi stolarzami, wystarczy tylko właściwe oprzyrządowanie maszyn. Wydaje nam się, że jesteśmy potrzebni w Elblągu.
A czy potrzebny jest konkurs na „Lodołamaczy”?
Myślę, że tak, bo dotąd czegoś takiego nie było. W ostatnich latach raczej liczyły się wyniki finansowe, natomiast my jesteśmy taką może niedzisiejszą instytucją, ponieważ u nas najważniejsza jest rehabilitacja zawodowa i społeczna ciężko poszkodowanych przez życie osób. Takie konkursy to praktycznie jedyna szansa na pokazanie, że liczy się nie tylko pieniądz. Nasza spółdzielnia istnieje już pięćdziesiąt dwa lata i mamy we krwi, że po pierwsze, musi być opieka medyczna, rehabilitacja. Zatrudniamy czterech lekarzy, pielęgniarkę i masażystę. Ponosimy z tego tytułu określone koszty, ale dzięki temu nasi pracownicy każdego dnia mogą liczyć na pomoc. Interesujemy się również ich życiem rodzinnym i staramy się pomagać w rozwiązywaniu ich problemów. Nie zawsze zysk powinien być na pierwszym miejscu, przynajmniej w tego rodzaju zakładach. Jeżeli ktoś podjął decyzję, że powołuje zakład pracy chronionej, nie powinno się to odbywać za wszelką cenę.
Jakimi pracownikami są osoby niepełnosprawne?
To bardzo dobrzy pracownicy. Może nie zawsze wszystko im wychodzi, zdarza się, że dłużej chorują czy gorzej się czują, ale są bardzo lojalni i z reguły rzetelnie wywiązują się z obowiązków, bo wiedzą, że praca to dla nich olbrzymia szansa. Wszędzie ważna jest atmosfera i warunki pracy, choć myślę, że u nas kładzie się na to szczególny nacisk. Dla niewidomego praca to również rehabilitacja społeczna, bo dzięki pracy może czuć się potrzebny. Nawet nieliczne osoby, które mają dość wysokie renty, nie chcą siedzieć w domu. Chcą coś robić i spotykać się z innymi.
Czy, według Pana, niepełnosprawni mogą zaistnieć w zwyczajnych firmach?
Myślę, że tak i zachęcam pracodawców do zatrudniania osób niepełnosprawnych. To naprawdę lojalni i rzetelni pracownicy, trzeba tylko im zaufać i pozwolić się wykazać. To, że ktoś jeździ na wózku, nie znaczy, że nie posiada odpowiedniej wiedzy czy umiejętności. Warto odważyć się i zatrudniać takie osoby. Na zachodzie Europy pracują one w wielu miejscach, m.in. w bankach czy instytucjach samorządowych. Pole do popisu jest więc olbrzymie, a i nam, zakładom pracy chronionej, byłoby łatwiej, gdyby więcej niepełnosprawnych zatrudniano na otwartym rynku pracy.
Obecnie obowiązujące przepisy są dobre dla zakładów pracy chronionej?
Finansowa pomoc ze strony państwa jest coraz mniejsza i niewystarczająca. Podobnie jest z przepisami: są złe i z roku na rok coraz gorsze. Być może status zakładu pracy chronionej nie powinien być zbyt łatwo przyznawany i może należy zróżnicować wysokość pomocy finansowej. Pomoc powinna jednak być, bo, mając tak ciężko poszkodowanych inwalidów, nie jesteśmy w stanie konkurować z tanimi wyrobami z Chin czy Tajwanu, z automatami czy wyrobami osób w pełni sprawnych.
Rozmawiała Joanna Torsh