UWAGA!

Nieludzko zmęczony, brudny, ale szczęśliwy

 Elbląg, Mariusz Kamiński, elbląski żołnierz w Biegu Katorżnika zajął III miejsce (na zdj. pierwszy od prawej -
Mariusz Kamiński, elbląski żołnierz w Biegu Katorżnika zajął III miejsce (na zdj. pierwszy od prawej - fot. nadesłane)

- „Katorżnik” katuje, upadla i miesza z błotem – mówi Mariusz Kamiński po kolejnym udanym biegu. - Wszyscy stwierdzili jednogłośnie, że była to najcięższa edycja – dodaje. Brodzenie po szyję w wodzie, przedzieranie się przez muł, trzciny i wodorosty, bieg przez bagna, czołganie przez długie rury - to tylko niektóre z atrakcji na trasie Biegu Katorżnika, który w ubiegłą niedzielę (14 sierpnia) odbył się w Lublińcu pod Częstochową.

Siódma edycja Biegu Katorżnika za nami. I tym razem nie obyło się w niej bez akcentu elbląskiego. Po raz kolejny w biegu wystartował Mariusz Kamiński, żołnierz 13 Elbląskiego Pułku Przeciwlotniczego. Mariusz to niestrudzony, doświadczony zawodnik, brał już bowiem udział w wielu niełatwych biegach i maratonach. Tegoroczna edycja Biegu Katorżnika zapisała się w pamięci uczestników jako najcięższa, najdłuższa, najgorsza z dotychczasowych. Do końca nie było bowiem wiadomo, jakie niespodzianki organizatorzy przygotowali. W przeddzień tego katorżniczego wysiłku krążyły plotki, że trasa ma być dłuższa i trudniejsza od tej z poprzedniego roku. Nikt nie spodziewał się, że będzie aż tak katorżnicza.
       - Od momentu zapisów był wyścig szczurów – mówi Mariusz Kamiński. – Było 1000 miejsc wolnych. Limit ten po trzech dniach się wyczerpał. Po kilku dniach ukazał się komunikat, że organizatorzy zgadzają się na kolejne 200 osób – dodaje. – Nastąpił więc kolejny dzień zapisów i znów limit miejsc wyczerpany.
       - Ja zapisałem się na godzinę 11 – najgorszą – kontynuuje nasz elbląski maratończyk. - Od początku wiedziałem, że w pierwszej grupie nie będzie lekko. Zresztą każdy, kto już startował twierdził, że ci, co biegną pierwsi i przecierają trasę, łatwo nie mają.
       W dniu biegu, 14 sierpnia, było słonecznie. Najpierw odbyła się krótka rozgrzewka przed wejściem na linię startu, potem szybka weryfikacja zawodników przez organizatorów, oficjalne otwarcie zawodów przez dowódcę 1 PSK płk Ryszarda Pietrasa. I w końcu odliczanie: 10, 9 , 8 …. 2, 1. Start!
       - Pierwszy skok i zaczęło się brodzenie w wodzie, w niektórych momentach nawet po szyję – mówi z zapałem Mariusz Kamiński. - Od samego startu trasa wiodła przez jezioro. Od początku starałem się być w pierwszej piątce, ale nie miałem zamiaru wyrywać się i prowadzić całej grupy. Wolałem zostawić trochę sił na końcówkę. Oprócz wodorostów, mułu, musieliśmy przedzierać się przez trzciny i uważać, żeby nie zboczyć z trasy. W gęstych trzcinach nie było czasami widać taśmy, którą była oznaczona trasa.
       Następnie trasa prowadziła przez bagna. Była to nowa trasa i nowe niespodzianki czekające w rowach z zimną, śmierdzącą wodą.
       - Bardzo monotonny był odcinek, w którym na przemian wskakiwaliśmy do rowu z wodą i wdrapywaliśmy się na brzeg, raz jednej strony raz z drugiej – mówi maratończyk. - Trochę odpoczynku od wody i weszliśmy w końcu na ląd. Tu bieganie też nie było łatwe. Trzeba było pokonać krzaki, iglaste drzewka, jeżyny owijające się dookoła nóg. Do tego trzeba było uważać, jak się biegnie, żeby nie wpaść w jakiś dół albo na śliskich korzeniach nie skręcić nogi – mówi.

 


       Po dwugodzinnym katorżniczym wysiłku zmęczeni uczestnicy na próżno wyczekiwali mety. Coraz trudniej było im pokonywać kolejne metry trasy. Ale nasz elblążanin niestrudzenie biegł dalej z nadzieją na dotarcie do mety i na dobry wynik.
       - Z każdym metrem było coraz trudniej. Coraz mniej miałem sił. Do tego jeszcze zaczęły łapać mnie skurcze – mówi. - Minęły dwie godziny, a mety nie było widać. Zwolniłem trochę, dałem się wyprzedzić. Byłem trzeci. Nagle nowa przeszkoda: długie rury, przez które przyszło mi się czołgać. Następnie znowu bieg i znowu błoto. Potem dobiegłem do starego budynku – kontynuuje. - Przedzierałem się przez jego piwnice i korytarze. Pomieszczenia były zadymione. Nie było widać wyjścia. Nagle zobaczyłem światełko. Jest wyjście! Został mi tylko zbieg po schodach. Kibice wzdłuż trasy krzyczą: „Dawaj, dawaj, jesteś trzeci!” Jeszcze tylko rozrzucone opony, czołganie się pod drutem kolczastym i meta, a wraz z nią zadowolenie z ukończenia biegu, no i oczywiście z trzeciego miejsca – mówi z dumą Mariusz Kamiński.
       Mariusz Kamiński pokonał trasę długości 12 km z wynikiem 2:39:44. Wynik zwycięzcy to 2:37:05. Gratulujemy mu wytrzymałości, wytrwałości i życzymy dalszych sukcesów i coraz lepszych wyników.
      

dk

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Gratulacje kamyk! I życzę dalszych sukcesów :) Monia
  • trzeba było do szamba z gazami skoczyć i próbować się wydostać bez niczyjej pomocy ciekawe czy by wytrzymali
  • Do ostatniego komentarza: Jestes glupi i zalosny!
  • Państwo Polskie za nasze pieniądze wykształciło w nim te umiejętności. To dobre, ale nie powinien być dopuszczony do współzawodnictwa z AMATORAMI, a tym bardziej nie powinien z tego tytułu dobywać nagród.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Omega B(2011-08-20)
  • do OmegaB gdyby koleś tego nie lubił to żadne państwo, nawet najbardziej totalitarne szkoląc go nie zmusiło by go do uzyskania tak dobrego wyniku ! GRATULUJĘ i oby za rok było I-sze miejsce :)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    dasz rade(2011-08-20)
  • małe dzieci
  • Faktycznie w 13 pułku tyle w-fu i taktyki że Kamykowi weszło to w nawyk i teraz biega w maratonach hahah. Ps. To nie jest żołnierz 13pplot
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    żolnierz 8 batalionu(2011-08-21)
  • czy was wszystkich poyebało? facet odniósł swój własny sukces, a wy tylko z syfem potraficie mieszać? nie dziwota, że elbląg uchodzi za miasto żałosnych palantów, skoro zawsze znajdzie się jakiś idiota, który musi coś pieprznąć. najszczersze gratulacje i przyznam, że nie byłbym w stanie tego dokonać. nie zazdroszczę:), a naprawdę gratuluję. a reszcie nieudaczników - pod ścianę i głową w mur. przez godzinkę.
  • I to się nazywa walka do samego końca! Oby tak dalej
  • gratuluję wytrzymałości i wytrwałości
Reklama