Piłkarki Kram Startu przegrały ostatni mecz sezonu i ostatecznie zajęły czwarte miejsce w PGNiG Superlidze. - Bardzo chciałam pożegnać się z Elblągiem medalem, nie wiem czy będę jeszcze miała taką okazję w polskiej piłce ręcznej. Wszystko miało inaczej wyglądać, miał być medal, świętowanie i piękne pożegnanie - powiedziała po meczu odchodząca z zespołu Sylwia Lisewska.
Drużyna Andrzeja Niewrzawy świetnie rozpoczęła decydującą o brązowym medalu potyczkę z Energą AZS Koszalin i na przerwę udała się z zapasem pięciu bramek. Wydawało się, że elblążanki zdołają utrzymać wypracowaną przewagę i po kolejnych trzydziestu minutach walki będziemy się cieszyć z brązowego medalu, jednak to rywalki złapały wiatr w żagle i wyszarpały wygraną 26:25.
- Pierwsza połowa była wzorowa, w drugiej nie mogliśmy sobie poradzić w obronie z Romaną Roszak, wiedzieliśmy co gra, gdzie rzuca - powiedział po spotkaniu trener Kram Startu. - Był to mecz jak marzenie na koniec sezonu, szkoda że nie z takim wynikiem jak trzeba. Zrobiliśmy wszystko, żeby go wygrać. Zawsze zespół który goni wynik jest na fali, a z drugiego uchodzą siły i wdziera się paraliż. Dopóki były cztery-pięć bramek przewagi było ok, potem to zaczęło topnieć. Gratuluje Koszalinowi z przebiegu całego sezonu, a zwłaszcza z czwartej rundy, gdzie wygrał pięć spotkań pod rząd. Kilka meczów temu mieliśmy nad nimi siedem punktów przewagi. Sport jest bezwzględny, my traciliśmy punkty, Koszalin zyskał i teraz się cieszy z tego, z czego my się cieszyliśmy rok temu - podsumował Andrzej Niewrzawa.
Zawodniczki EKS podkreśliły, że drugiej odsłonie zawodów, po wyłączeniu z rozegrania Sylwii Lisewskiej, gra przestała się kleić.
- Odcięły nam Sylwię Lisewską, teoretycznie byłyśmy na to przygotowane, ale jak było widać, nie potrafiłyśmy tego wykorzystać - powiedziała Joanna Waga. - Już nie pierwszy raz naszą bolączką były przestoje. Mamy mecz pod kontrolą, pojawia się kilka prostych błędów i rywal to wykorzystuje, a my już totalnie tracimy głowę. W tym meczu też to było widoczne. Zabrakło nam chłodnej głowy, zrobiłyśmy dużo głupich błędów. Wiedziałyśmy o jaką stawkę gramy i ręce zaczęły się trząść i mecz uciekł nam spod kontroli. Gra się przez sześćdziesiąt minut i wcześniej powinniśmy go zakończyć na swoją korzyść. Bezapelacyjnie ten mecz był do wygrania - zakończyła kapitan elbląskiego zespołu.
- Zawsze jest tak, że ten, kto goni wynik jest na fali - dodała Aleksandra Stokłosa. - Wycięły nam Sylwię, która w pierwszej połowie ciągnęła grę i się pogubiłyśmy. Sylwia była naszym głównym rzutkiem, przez cały sezon wiele akcji grałyśmy pod nią. Za szybko oddawałyśmy rzuty, które były łatwe do obrony dla Beaty Kowalczyk. Kiedyś usłyszałam, że gorsze od byciem kochanką jest tylko czwarte miejsce w sporcie. Minuty po końcowym gwizdku były bardzo ciężkie, ale po wygranej cieszyłybyśmy się trzy dni, po przegranej tyle samo będziemy się smucić. Musimy się z tym pogodzić i walczyć dalej w przyszłym sezonie. My w zeszłym roku byłyśmy na miejscu Koszalina, a Lublin był na naszym. Teraz Lublin ma trzy korony, my jesteśmy na czwartym, ale taki jest sport - zakończyła kołowa.
- W pierwszej połowie dałyśmy sobie i kibicom wiele radości grając jak z nut, praktycznie wszystkie rzuty kończyły się bramką - mówiła Aleksandra Jędrzejczyk. - W drugiej połowie zespół z Koszalina zmienił taktykę gry w obronie na 5:1, co totalnie rozbiło nasz atak pozycyjny, mimo że miałyśmy przygotowane warianty na taką sytuację. Niestety nasze rozwiązania nie przekładały się na bramki i przewaga z minuty na minutę malała. Cały sezon ciężko pracowałyśmy, walczyłyśmy z różnymi problemami, traciłyśmy zdrowie, po to by na finiszu zająć to najgorsze dla sportowca miejsce. Nie potrafiłyśmy na sam koniec osłodzić sobie trudów sezonu i zdobyć brązowego medalu. Bardzo dziękujemy kibicom za doping, wsparcie i ciepłe słowa. Teraz udajemy się na urlopy, po to by w przyszłym sezonie pracować jeszcze ciężej i osiągnąć sukces - dodała skrzydłowa.
Smutku i łez po końcowej syrenie nie kryła Sylwia Lisewska, która inaczej wyobrażała sobie swój ostatni mecz w barwach Kram Startu.
- Bardzo chciałam pożegnać się z Elblągiem medalem i nie wiem czy jeszcze będę miała okazję go zdobyć w polskiej piłce ręcznej. Dodatkowo dochodzą emocje związane z wyjazdem, był to ostatni mecz w Starcie, nie będę mogła już tego powtórzyć i nie mogę powiedzieć, że za rok sięgniemy po więcej, dlatego jest mi podwójnie przykro. Wszystko miało inaczej wyglądać, miał być medal, świętowanie i piękne pożegnanie. Zawsze wydawało się, że Start Elbląg gra lepiej, kiedy goni wynik. Ostatnie mecze pokazały, że mamy problem, kiedy wygrywamy. Mecz zbliża się do końca i pojawia się strach przed podejmowaniem decyzji, błędy, wkrada się nerwowość. Póki grałyśmy w pełnym składzie, to nasza gra się zazębiała i wyglądało naprawdę fajnie. Koszalin przygotował się na różne warianty, na deser zostawił sobie wykluczenie mnie. W pierwszej połowie próbował obrony 4:2, nie spełniało to jednak pokładanych nadziei. Wygrywaliśmy ten mecz, myślałyśmy że to się na pewno uda. Nie chce mówić, że nasza gra upadła, gdy mnie wyłączyli z rozegrania, ale tak się to ułożyło, że czegoś zabrakło. Wolimy gonić wynik niż go utrzymywać i pokazałyśmy to niejednokrotnie, nawet u nas z Koszalinem, gdzie przegrywałyśmy już siedmioma bramkami i to odrobiliśmy i wyszliśmy na plus trzy. AZS się zrehabilitował, pozostaje nam im pogratulować. Nie udało nam się zatrzymać Romany Roszak i Tamary Smbatian, dwie zawodniczki rozstrzygnęły zawody na swoją korzyść - podsumowała najlepsza strzelczyni Startu i PGNiG Superligi.
- Pierwsza połowa była wzorowa, w drugiej nie mogliśmy sobie poradzić w obronie z Romaną Roszak, wiedzieliśmy co gra, gdzie rzuca - powiedział po spotkaniu trener Kram Startu. - Był to mecz jak marzenie na koniec sezonu, szkoda że nie z takim wynikiem jak trzeba. Zrobiliśmy wszystko, żeby go wygrać. Zawsze zespół który goni wynik jest na fali, a z drugiego uchodzą siły i wdziera się paraliż. Dopóki były cztery-pięć bramek przewagi było ok, potem to zaczęło topnieć. Gratuluje Koszalinowi z przebiegu całego sezonu, a zwłaszcza z czwartej rundy, gdzie wygrał pięć spotkań pod rząd. Kilka meczów temu mieliśmy nad nimi siedem punktów przewagi. Sport jest bezwzględny, my traciliśmy punkty, Koszalin zyskał i teraz się cieszy z tego, z czego my się cieszyliśmy rok temu - podsumował Andrzej Niewrzawa.
Zawodniczki EKS podkreśliły, że drugiej odsłonie zawodów, po wyłączeniu z rozegrania Sylwii Lisewskiej, gra przestała się kleić.
- Odcięły nam Sylwię Lisewską, teoretycznie byłyśmy na to przygotowane, ale jak było widać, nie potrafiłyśmy tego wykorzystać - powiedziała Joanna Waga. - Już nie pierwszy raz naszą bolączką były przestoje. Mamy mecz pod kontrolą, pojawia się kilka prostych błędów i rywal to wykorzystuje, a my już totalnie tracimy głowę. W tym meczu też to było widoczne. Zabrakło nam chłodnej głowy, zrobiłyśmy dużo głupich błędów. Wiedziałyśmy o jaką stawkę gramy i ręce zaczęły się trząść i mecz uciekł nam spod kontroli. Gra się przez sześćdziesiąt minut i wcześniej powinniśmy go zakończyć na swoją korzyść. Bezapelacyjnie ten mecz był do wygrania - zakończyła kapitan elbląskiego zespołu.
- Zawsze jest tak, że ten, kto goni wynik jest na fali - dodała Aleksandra Stokłosa. - Wycięły nam Sylwię, która w pierwszej połowie ciągnęła grę i się pogubiłyśmy. Sylwia była naszym głównym rzutkiem, przez cały sezon wiele akcji grałyśmy pod nią. Za szybko oddawałyśmy rzuty, które były łatwe do obrony dla Beaty Kowalczyk. Kiedyś usłyszałam, że gorsze od byciem kochanką jest tylko czwarte miejsce w sporcie. Minuty po końcowym gwizdku były bardzo ciężkie, ale po wygranej cieszyłybyśmy się trzy dni, po przegranej tyle samo będziemy się smucić. Musimy się z tym pogodzić i walczyć dalej w przyszłym sezonie. My w zeszłym roku byłyśmy na miejscu Koszalina, a Lublin był na naszym. Teraz Lublin ma trzy korony, my jesteśmy na czwartym, ale taki jest sport - zakończyła kołowa.
- W pierwszej połowie dałyśmy sobie i kibicom wiele radości grając jak z nut, praktycznie wszystkie rzuty kończyły się bramką - mówiła Aleksandra Jędrzejczyk. - W drugiej połowie zespół z Koszalina zmienił taktykę gry w obronie na 5:1, co totalnie rozbiło nasz atak pozycyjny, mimo że miałyśmy przygotowane warianty na taką sytuację. Niestety nasze rozwiązania nie przekładały się na bramki i przewaga z minuty na minutę malała. Cały sezon ciężko pracowałyśmy, walczyłyśmy z różnymi problemami, traciłyśmy zdrowie, po to by na finiszu zająć to najgorsze dla sportowca miejsce. Nie potrafiłyśmy na sam koniec osłodzić sobie trudów sezonu i zdobyć brązowego medalu. Bardzo dziękujemy kibicom za doping, wsparcie i ciepłe słowa. Teraz udajemy się na urlopy, po to by w przyszłym sezonie pracować jeszcze ciężej i osiągnąć sukces - dodała skrzydłowa.
Smutku i łez po końcowej syrenie nie kryła Sylwia Lisewska, która inaczej wyobrażała sobie swój ostatni mecz w barwach Kram Startu.
- Bardzo chciałam pożegnać się z Elblągiem medalem i nie wiem czy jeszcze będę miała okazję go zdobyć w polskiej piłce ręcznej. Dodatkowo dochodzą emocje związane z wyjazdem, był to ostatni mecz w Starcie, nie będę mogła już tego powtórzyć i nie mogę powiedzieć, że za rok sięgniemy po więcej, dlatego jest mi podwójnie przykro. Wszystko miało inaczej wyglądać, miał być medal, świętowanie i piękne pożegnanie. Zawsze wydawało się, że Start Elbląg gra lepiej, kiedy goni wynik. Ostatnie mecze pokazały, że mamy problem, kiedy wygrywamy. Mecz zbliża się do końca i pojawia się strach przed podejmowaniem decyzji, błędy, wkrada się nerwowość. Póki grałyśmy w pełnym składzie, to nasza gra się zazębiała i wyglądało naprawdę fajnie. Koszalin przygotował się na różne warianty, na deser zostawił sobie wykluczenie mnie. W pierwszej połowie próbował obrony 4:2, nie spełniało to jednak pokładanych nadziei. Wygrywaliśmy ten mecz, myślałyśmy że to się na pewno uda. Nie chce mówić, że nasza gra upadła, gdy mnie wyłączyli z rozegrania, ale tak się to ułożyło, że czegoś zabrakło. Wolimy gonić wynik niż go utrzymywać i pokazałyśmy to niejednokrotnie, nawet u nas z Koszalinem, gdzie przegrywałyśmy już siedmioma bramkami i to odrobiliśmy i wyszliśmy na plus trzy. AZS się zrehabilitował, pozostaje nam im pogratulować. Nie udało nam się zatrzymać Romany Roszak i Tamary Smbatian, dwie zawodniczki rozstrzygnęły zawody na swoją korzyść - podsumowała najlepsza strzelczyni Startu i PGNiG Superligi.
Patronem medialnym Kram Startu jest Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl
Anna Dembińska