Wczorajszemu pojedynkowi między Kram Startem a Energą AZS mogły towarzyszyć skrajne emocje. Elblążanki do przerwy miały osiem bramek straty, by ostatecznie wygrać mecz trzema golami - W przerwie powiedziałyśmy sobie, że gorzej już być nie może i ważny będzie początek drugiej połowy. Zrobiłyśmy dziś kawał dobrej roboty - powiedziała Aleksandra Jędrzejczyk.
- Nam chyba lepiej idzie gonienie niż prowadzenie - dodała Aleksandra Stokłosa. - Okazało się, że wszystko jest możliwe. Napędzali nas nasi wspaniali kibice, my dostałyśmy powera w drugiej połowie. Rzuciłyśmy jedną, dwie, trzy bramki, rywalki się zaczęły gotować. W pierwszej połowie wycięły nam Lisa i zaczęłyśmy kombinować, a z tego nam nic nie wyszło, nie wiedziałyśmy co robimy. Trener uczulał nas, żebyśmy nie rzucały w dół bramki, bo Beata Kowalczyk świetnie broni, a my właśnie tam oddawałyśmy rzuty. Pod koniec pierwszej połowy miałyśmy już taki moment, że siadłyśmy i nie wiedziałyśmy co się dzieje, że to nie jest nasza gra. Po tym się poznaje sportowca, że nie ważne jak zaczyna, ważne jak kończy. Pokazałyśmy wolę walki, skorygowałyśmy błędy i pokazałyśmy że w Elblągu się nie da wygrać. Można powiedzieć, że ten mecz był o wejście do szóstki. Był obciążony ogromnym ładunkiem dla nas, z emocjonalnego punktu widzenia był on bardzo ważny - podsumowała młoda obrotowa.
Radości po meczu nie ukrywała Sylwia Lisewska - Ludzie mówią, że w Elblągu się nic nie dzieje, że jest nudno. Przyjdźcie na Start, na hale, bo to co się tu działo, takich emocji i takiego meczu nikt nie zapomni do końca życia. Odrodziłyśmy się, z minus osiem wyszłyśmy na plus trzy. W piłce ręcznej różne rzeczy się zdarzają. W szatni wprost sobie powiedziałyśmy, że nie mamy nic do stracenia, przegrywamy ośmioma bramkami i musimy coś wymyślić. Skoro Koszalin pierwszą połowę wygrał ośmioma, dlaczego nie możemy wygrać drugiej jedenastoma. Udało się, jestem przeszczęśliwa - powiedziała nasza rozgrywająca.
Z kolei trener Andrzej Niewrzawa bardzo chwalił swoje zawodniczki za grę w obronie - Tym razem to my byliśmy po tej drugiej stronie, która odrabiała straty. Dziewczyny miały w głowach wycięcie Sylwii Lisewskiej i okazało się, że w drugiej połowie można znaleźć na to antidotum. Kluczem i tak była obrona, bo te rzucone bramki w drugiej połowie nic by nam nie dały, gdyby nie fakt że straciliśmy tylko trzy. W pierwszej połowie nasza obrona też nie wyglądała źle. Straciliśmy czternaście bramek, ale osiem-dziewięć po szybkich atakach, czy ze skrzydeł. Cieszę się, że nam się udało. Poczuliśmy smak jak to jest gonić, tym bardziej że z happy endem i trzema bramkami, więc w dwumeczu z Koszalinem jesteśmy na plusie. Nic nie ma nigdy pewnego, dopóki nie ma gwizdka sędziego. To zwycięstwo praktycznie jest w stanie nam zapewnić jedną nogą miejsce w szóstce, dlatego było ono takie ważne - podsumował szkoleniowiec.
Przed naszą drużyną kolejny ciężki mecz. W sobotę (28 stycznia) o godz. 17 zmierzy się na własnym parkiecie z Zagłębiem Lubin.