UWAGA!

To zupełnie inna jazda

 Elbląg, Jerzy Sukow
Jerzy Sukow (fot. Evgeny Ryazhev, dzięki uprzejmości organizatora zawodów)

Pojechał razem z innymi w głąb Syberii, by dziesięć dni spędzić na lodzie. Jak opowiada, Bajkał, nazywany „błękitnym okiem planety”, to miejsce magiczne, a jednocześnie wymagające. - Olchon to wyspa, gdzie każdy szaman musiał być chociaż raz, to taki "Watykan szamanizmu". I energię tego miejsca naprawdę się czuje, tego ducha Bajkału, czyli Burchana – opowiada Jerzy Sukow, P345, elblążanin, szef bojerowców w Polsce. Zobacz więcej zdjęć. 

Od ponad 20 lat na jeziorze Bajkał odbywa się tzw. Baikalskaja Bujerna Niedziela, po angielsku Baikal Ice Sailing Week. To tydzień żeglarstwa lodowego, czyli bojerów, w tym roku trwał od 18 do 25 marca. Zawsze odbywał się w Listwiance, 60 km od Irkucka, w miejscu, gdzie rzeka Angara zaczyna swój bieg. Kilka lat temu imprezę przeniesiono w okolice świętej wyspy Olchon, na tzw. Małe Morze.
       - I to był chyba dobry krok, bo lód tam jest bardziej równy, a warunki wietrzne są dużo lepsze. To miejsce sprawdzone, gdzie trasę można było ustalić przy każdym kierunku wiatru – opowiada Jerzy Sukow, elblążanin, Komandor Floty Polskiej DN, czyli szef bojerowców w Polsce.
       W ubiegłym roku był tam sam, w tym razem z nim pojechało siedmiu bojerowców. Najpierw do Kaliningradu, później samolotem przez Moskwę do Irkucka i stamtąd autobusem do bazy turystycznej w pobliżu wyspy Olchon.
        
       - Jak bardzo różnią się tamtejsze warunki do uprawiania tego sportu od tego, co mamy tutaj, w Polsce, w Europie? W końcu to jest już Azja...
       - Jerzy Sukow: Przede wszystkim lodu nie liczymy w centymetrach, a w metrach. W tym roku zawody odbywały się trzy tygodnie wcześniej w porównaniu do ubiegłego roku, więc lód był jeszcze bardzo twardy. W nocy wciąż było - 20 stopni Celsjusza, w ciągu dnia, choć słońce było już wysoko, cały czas był jak beton. To było najbardziej niesamowite. Poza tym taki lód dobrze niesie. Nie ma tej miękkości, która powoduje, że bojer wolniej się rozpędza. To zupełnie inna jazda, czuć pod płozą, że bojer inaczej się porusza. W wyścigach duże znaczenie miało odpowiednie naostrzenie płozy, znalezienie takiego kąta, żeby płoza miała jak najmniej oporu. Poza tym lód wciąż był czysty, niepopękany wewnętrznie. Woda w Bajkale jest przejrzysta na kilka metrów, więc jak się wchodziło na taflę, to czasami nie wiadomo było, czy się jedzie po lodzie, czy po wodzie. To takie wrażenie, jakbyś stąpała po czymś w rodzaju „krainy lodu”. Tam, gdzie byliśmy, nie ma żadnej cywilizacji, cisza jest taka, że jak przestajesz mówić, to aż świdruje w uszach. W tym miejscu jest tylko jedna baza turystyczna. Jechaliśmy do niej pięć godzin z Irkucka autobusem, razem z nami przyjechały dwa kontenery ze sprzętem. Z bazy na wybrzeże szło się dwa kilometry.
        
       - To już nawet nie są twarde warunki, a ultra twarde.

       - Tam trzeba wszystko zabierać ze sobą, trzeba być przygotowanym na wszystko i samowystarczalnym. Spadła mi płoza na palec i zatrzymała się na kości. Gdyby nie to, że był tam jeden bojerowiec, który jest jednocześnie chirurgiem i ortopedą, miałbym duży problem, bo do najbliższego punktu medycznego było 50 kilometrów terenówką albo 50 kilometrów po lodzie. Wyjął swój więc „zestaw małego chirurga” z kieszeni i zszył mnie na miejscu.
        
       - Wy nie tylko uczestniczyliście w zawodach, ale też lataliście na bojerach po prostu dla przyjemności. Jaki jest Bajkał i jego otoczenie? Jakie robi wrażenie?
       - Na świętej wyspie Olchon jest stupa buddyjska, gdzie schowane są różnego rodzaju manuskrypty i twarde dyski, to jest takie święte miejsce, połączenie Ziemi z kosmosem. Czułem, że cały czas byliśmy w cieniu tej stupy, cały czas byliśmy w tym jednym z najbardziej energetycznych miejsc kuli ziemskiej, tzw. czakramie. Sam Bajkał jest magiczny, to w jego okolicach powstał szamanizm. Olchon to wyspa, gdzie każdy szaman musiał być chociaż raz, to taki „Watykan szamanizmu”. I energię tego miejsca naprawdę się czuje, tego ducha Bajkału, czyli Burchana. Buriaci [naród mongolski, zamieszkujący północ Azji, głównie okolice jeziora Bajkał - red.], pijąc wódkę, zawsze strzepują kilka kropel dla Burchana, dla powietrza, dla ziemi czy dla Bajkału. Jest tam mnóstwo kamieni, pod którymi leżą wsadzone pieniądze, których nie wolno ruszać. Są także słupy, do których przywiązano wstążeczki z życzeniami. Stupę trzeba okrążyć po sto osiem razy w prawą stronę, żeby zapewnić sobie szczęście. Jest tam mnóstwo takiej magii. To również teren aktywny sejsmicznie, więc na całym jeziorze dochodzi do dwóch tysięcy trzęsień ziemi w skali roku. Gdyby zabrakło słodkiej wody, Bajkał mógłby ją zapewnić na 20 lat dla całej kuli ziemskiej. Mówi się o nim „błękitne oko planety”, miejscowi nie mówią inaczej jak „morze”. Żyją tam stworzenia, których nie ma nigdzie indziej, czyli na przykład foki słodkowodne. Dlatego trzeba było sprawdzać lód, bo one potrafią w tym półtorametrowym lodzie zrobić syfony, gdzie zbierają się i oddychają, więc dla nas mogłoby to być niebezpieczne. Staraliśmy się więc wybierać takie miejsca, gdzie ich nie ma.

  Elbląg, To zupełnie inna jazda
fot. Evgeny Ryazhev, dzięki uprzejmości organizatora zawodów


       - Mieliście kontakt z miejscowymi? Jak wygląda ich życie?
       - Tak, z Rosjanami i Buriatami, którzy tam mieszkają. A ich życie jest bardzo ciężkie. Oni są uzależnieni od pogody i od sprzętu, który mają, czyli od skuterów śnieżnych czy samochodów terenowych. Oprócz japońskich czy amerykańskich wozów, często są to gazy i uazy, czyli takie terenówki, które miała kiedyś w Polsce milicja. Najczęściej są to samochody benzynowe, diesel by tam zamarzł. Czasami są odcięci od świata na dobrych kilka miesięcy, podczas których mogą liczyć tylko na to, co upolują, złowią i na zapasy. Warzyw w zasadzie nie ma, miejscowi chleb pieką sami. My jedliśmy głównie ryby. Omule, które można spotkać tylko w Bajkale, gatunek żyjący w toni. Są bardzo smaczne, można je jeść na surowo, wędzone, suszone. Była tam też taka garkuchnia z Taszkientu, która robiła płow, czyli danie z ryżu i baraniny. Poza tym typowa kuchnia rosyjska: solianka [rosyjska zupa - red.], żarkoje [gulasz wołowy z warzywami i kwasem chlebowym – red.], syberyjskie pielmieni [pierożki - red.].
        
       - Wracamy do zawodów. Jesteś zadowolony ze swoich wyników?

       - Zdecydowanie nie. Wynika to z tego, że w tym roku mało trenowałem, latałem tylko w jednych regatach w kraju. Jako Komandor Floty Polskiej DN większość czasu spędzałem na lodzie, ale jako organizator, sędzia i koordynator. Bajkał był dla mnie takim miejsce, gdzie przez dziesięć dni mogłem skupić się tylko na lataniu. To też nie były moje warunki wiatrowe. Było bardzo mało wiatru, 1-2 m/s, a ja lubię, jak jest mocny wiatr, 8-10 m/s. Podczas regat byliśmy podzieleni na dwie floty, złotą i srebrną. Regaty trwały łącznie dziewięć dni, każdego dnia odbywały się trzy wyścigi. Za każdym razem udawało mi się kwalifikować do złotej grupy, ale tam moje wyniki już nie porażały. Było 72 bojerowców, mój najwyższy wynik to 18 miejsce. Rok temu byłem w pierwszej piątce, więc apetyt miałem dużo większy.
        
       - Jacy zawodnicy, z jakich krajów, uczestniczyli w tych zawodach? I jak wypadli Polacy?
       - Przyjechali zawodnicy ze Stanów Zjednoczonych, ze Szwecji, z Węgier, z Niemiec, z Wielkiej Brytanii, Niemiec a także z Rosji oraz z Polski. Rozmawialiśmy głównie w języku angielskim, a z Rosjanami po rosyjsku. My mamy z nimi bratnią duszę, oni nas lubią, wbrew obiegowym opiniom. Jeden z nas, zawodników, był 20 lat temu w kadrze Polski i jeździł do Nowosybirska na tradycyjne regaty o Wielki Puchar Syberii. I tam, na Bajkale, spotkał swoich starych znajomych. Oni przygarnęli nas jak swoich, jedliśmy z nimi szaszłyki, zupy, wieczorem chodziliśmy do nich w gości. Natomiast co do zawodów to my, Polacy jesteśmy bojerową potęgą. Na Bajkał pojechało tam dwóch zawodników, których można znaleźć w pierwszej dziesiątce w Polsce. A jeżeli są tam, to są i w pierwszej dziesiątce na świecie. To jest takie przełożenie. Ostatnio na Mistrzostwach Europy w pierwszej szóstce było pięciu Polaków. Był Marek Stefaniuk, P107, to były jego warunki, lekki wiatr. Dwa razy, w dwóch imprezach był na „pudle”. Z czego pierwsze miejsce, czyli Puchar Bajkału, który jest przechodni i można tam dokleić sobie tylko swoją naklejkę, przegrał jednym wyścigiem o długość płozy. W pierwszej piątce, w złotej flocie, zawsze było dwóch polskich bojerowców, w srebrnej meldowali się w pierwszej szóstce. Bajkał to również takie miejsce, gdzie młodzi ludzie raczej nie jeżdżą, jeżeli już to młodzi Rosjanie z Władywostoku, Irkucka, Bracka, Moskwy i Petersburga, którzy przyjeżdżają w komplecie. Dla nich to bardzo ważna impreza. Zresztą sport bojerowy w Rosji uważany jest za prestiżowy. Świadczy o tym chociażby fakt, że na zawody przyjeżdża rosyjska telewizja, główne wiadomości Vesti, która nadaje na żywo.

rozmawiała Marta Wiloch

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama