UWAGA!

25 -lecie Elbląskiego Klubu Jeździeckiego.

- Największe szczęście na świecie na końskim leży grzbiecie -
     mówią koniarze z Elbląskiego Klubu Jeździeckiego TKKF.
     Z końmi są związani od przeszło 25 lat. Najpierw jeździli do
     stadniny w Kadynach, potem w Rzecznej, a od kilku miesięcy do
     prywatnej stadniny w Zastawnie, należącej do Renaty i Tomasza
     Burzyńskich.
     Jednym z założycieli Klubu był jego obecny prezes Waldemar
     Aszemberg. W listopadzie 1975 roku, wspólnie z pierwszym
     prezesem Jerzym Wojewskim, założyli klub. Pierwszych członków,
     było ich około 27, oswajał z końmi, a potem uczył trudnej sztuki
     utrzymywania się w siodle, Piotr Milbrot, Mistrz Polski we
     Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego. Tzw. duszą klubu
     był Edward Karpiński. We wdzięcznej pamięci elbląskich koniarzy
     pozostała pani Alfreda Sitek, dbająca o zdrowie jeźdźców i koni.
     W archiwach klubu są setki zdjęć z imprez organizowanych na
     przestrzeni ćwierćwiecza. Najważniejsze są niewatpliwie
     hubertusy, organizowane w listopadzie, związane z pogonią za
     lisem. Niezapomniany był szczególnie jeden, kiedy za sprawą inż.
     Andrzeja Krzysztofika, wicedyrektora kadyńskiej stadniny, gonili
     lisa z autentyczną sforą ogarów.
     - Aktualnie mamy 31 członków, mieszkańców Elbląga, ale nie
     tylko. Są wśród nas także mieszkańcy Ornety, Białegostku i
     Warszawy, a nawet...Nowego Jorku. W Ameryce mieszka Zbigniew
     Czechowski, który przyjeżdża na imprezy organizowane przez nasz
     klub, na przykład na doroczne bale myśliwskie - mówi prezes.
     Jeźdźcy traktują swoją pasję wyłącznie pod kątem wypoczynku na
     świeżym powietrzu i kontaktu z naturą. Nie ma mowy o wyczynie.
     Rozluźnieni i zrelaksowani, świetnie się bawią, kultywując
     tkwiące w narodzie tradycje związane z końmi.
     W klubie funkcjonuje, na przykład, "Kapituła twardej d..."
     Edward Wróblewski jest szefem protokołu bardzo boleśnie
     odczuwanej tradycji jeździeckiej, która polega na tym, że każdy
     członek, po zaliczeniu jednego klubowego rajdu konnego,
     otrzymuje odznakę żelazną, po trzech rajdach - brązową, a po
     pięciu - złotą. Nadaniu odznaki towarzyszy solidne uderzenie
     drewnianą magielnicą w pewną część ciała. Jeźdźcy na zakończenie
     każdej imprezy wznoszą toast "za zdrowie konia". Wtedy
     obowiązkowo należy postawić nogę na stole.
     - Mamy do dyspozycji 40 koni rasy wielkopolskiej - mówi W.
     Aszemberg. - Koń, jaki jest, każdy widzi. Ale dopiero po latach
     obcowania z nim człowiek ma pojęcie o zaletach tego pięknego
     zwierzęcia, zasługującego na bezwzględną sympatię i szacunek.
     4 listopada, o godz. 12.00, w lasach w okolicy Zastawna i Młynar
     rozpocznie się doroczna hubertowska gonitwa jeźdźców za lisem,
     zakończona ogniskiem. Tradycyjnie już, w gronie przyjaciół i
     znajomych, członkowie klubu będą wspominać poprzednie hubertusy oraz snuć plany na następnych 25 lat.
     skot.

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama