Do awantury i przepychanek doszło po rosyjskiej stronie przejścia granicznego w Gronowie. Zdesperowani Polacy zablokowali granicę. Domagali się przyspieszenia przez rosyjskie służby procedury odpraw i zarzucili celnikom, że przepuszczają tylko swoich rodaków lub tych, którzy płacą łapówki.
Kilkudziesięciu Polaków, którzy stali w ponad trzykilometrowej kolejce samochodów już od wielu godzin zablokowało dzisiaj granicę.
- Takie było zamieszanie, że trudno to nawet opisać. Wiem, że ktoś się z kimś szarpał, ktoś komuś przejechał po nodze... - relacjonowała jedna z kobiet, uczestniczka zajścia.
- Musieliśmy coś zrobić, bo Rosjanie przejeżdżają sobie lewą stroną jezdni prosto do odprawy, a my zawsze stoimy po kilkanaście godzin - mówił jeden z mężczyzn.
Interweniowali pogranicznicy i rosyjska milicja.
- Kiedy zablokowaliśmy granicę, przyjechali rosyjscy milicjanci i przedstawiciele służb granicznych. Kiedy powiedzieliśmy im, że to Rosjanie opóźniają odprawy, zabrali kilku Polaków do samochodu, by pokazać im, że to nie rosyjskie, ale polskie służby są opieszałe - opowiadała.
- To nieprawda - komentował jeden z mężczyzn. - Czasem ze strony polskiej nie ma żadnej kolejki, a i tak wygląda na to, jakby "celnia" w ogóle nie pracowała!
- Rosjanie się tam wszyscy znają: i celnicy, i podróżni, więc oni nie mają żadnych problemów z przekroczeniem granicy - komentowała inna kobieta.
Wszyscy Polacy, którzy przekraczają granicę w Gronowie opowiadają, że aby móc przejechać, trzeba dać 20, 30 lub 40 dolarów łapówki.
- Specjalnie służby rosyjskie nas tak długo trzymają po swojej stronie, bo chcą, abyśmy płacili - dodała młoda kobieta - Jeżeli ktoś np. spieszy się do domu, to nie ma wyjścia, musi "dać w łapę".
Na szczęście awantura po rosyjskiej stronie skończyła się tylko na wzajemnych krzykach i kłótni.
- Rosyjska milicja i strażnicy poprosili, aby było spokojnie. Nawet wprowadzili zakaz jazdy lewą stroną, ale ciekawe, na jak długo - powątpiewała jedna z kobiet. - Jutro będzie to, co zawsze...
O zdarzeniu poinformowano polskiego Konsula w Kaliningradzie. To już drugi taki incydent w ciągu kilku ostatnich dni. Pierwszy miał miejsce w sobotę.
- Takie było zamieszanie, że trudno to nawet opisać. Wiem, że ktoś się z kimś szarpał, ktoś komuś przejechał po nodze... - relacjonowała jedna z kobiet, uczestniczka zajścia.
- Musieliśmy coś zrobić, bo Rosjanie przejeżdżają sobie lewą stroną jezdni prosto do odprawy, a my zawsze stoimy po kilkanaście godzin - mówił jeden z mężczyzn.
Interweniowali pogranicznicy i rosyjska milicja.
- Kiedy zablokowaliśmy granicę, przyjechali rosyjscy milicjanci i przedstawiciele służb granicznych. Kiedy powiedzieliśmy im, że to Rosjanie opóźniają odprawy, zabrali kilku Polaków do samochodu, by pokazać im, że to nie rosyjskie, ale polskie służby są opieszałe - opowiadała.
- To nieprawda - komentował jeden z mężczyzn. - Czasem ze strony polskiej nie ma żadnej kolejki, a i tak wygląda na to, jakby "celnia" w ogóle nie pracowała!
- Rosjanie się tam wszyscy znają: i celnicy, i podróżni, więc oni nie mają żadnych problemów z przekroczeniem granicy - komentowała inna kobieta.
Wszyscy Polacy, którzy przekraczają granicę w Gronowie opowiadają, że aby móc przejechać, trzeba dać 20, 30 lub 40 dolarów łapówki.
- Specjalnie służby rosyjskie nas tak długo trzymają po swojej stronie, bo chcą, abyśmy płacili - dodała młoda kobieta - Jeżeli ktoś np. spieszy się do domu, to nie ma wyjścia, musi "dać w łapę".
Na szczęście awantura po rosyjskiej stronie skończyła się tylko na wzajemnych krzykach i kłótni.
- Rosyjska milicja i strażnicy poprosili, aby było spokojnie. Nawet wprowadzili zakaz jazdy lewą stroną, ale ciekawe, na jak długo - powątpiewała jedna z kobiet. - Jutro będzie to, co zawsze...
O zdarzeniu poinformowano polskiego Konsula w Kaliningradzie. To już drugi taki incydent w ciągu kilku ostatnich dni. Pierwszy miał miejsce w sobotę.
J